-
Aniu z prowincji
Nie może mi wyjść z głowy debata o związkach partnerskich. Słowa, które tam padły, ta fala pogardy i nienawiści. Odbieram to osobiście, bo sama żyję w związku partnerskim i chociaż heteroseksualnym, to przecież według super-katolików grzesznym i niezasługującym na ochronę prawną tak, jak małżeństwo. Ciągle mam w pamięci przypadek mojej znajomej, której partner zasłabł na łódce i został odwieziony do szpitala. Jej przy tym nie było, umierała z niepokoju w domu. Ale nie ją, kochającą, zawiadomiono o wypadku, tylko byłą żonę mężczyzny, która go nienawidziła. Facet umarł bez szansy pożegnania się z ukochaną kobietą – bo takie jest u nas prawo!
Kiedy pomyślę co przeżywają u nas geje i lesbijki, którzy mają tysiąc razy trudniej niż ja, to mnie szlag trafia na to państwo, tę faryzejską religijność i pochrzanioną moralność. Jeden jednak problem ze związkami homoseksualnymi mam – dzieci. Co prawda pewna młoda dama, kiedy użaliłam się nad losem dziecka wychowywanego przez dwójkę gejów czy dwie lesbijki – że rówieśnicy nie dadzą mu spokoju – popukała się w głowę. Jej zdaniem ktoś taki byłby super popularny, miałby szanse na zostanie gwiazdą w szkole. Mieć rodziców gejów, WOW! Ale panna obraca się w środowisku filmowo-fotograficznym w wielkim mieście. Ja nie byłabym taką optymistką. Może to tylko dysonans poznawczy, a może jakieś uprzedzenia, ale z tą sprawą nie mogę sobie poradzić.
Anna Ławniczak, dziennikarka
-
Aniu z wielkiego miasta
Nie Ty jedna masz kłopot. O ile zwolenników regulacji prawnych związku homoseksualnego jest mnóstwo, wielu z nich co najmniej nabiera wody w usta w temacie posiadania przez te pary dzieci. Związek partnerski – proszę bardzo, ale… W głębi duszy widzą taki rozwój sprawy – „jak pozwolimy na związki to utoruje to drogę do małżeństw, a jak małżeństwo to będzie im wolno mieć dzieci”. Obserwuję, co dzieje się we Francji, gdzie związki partnerskie są od dawna i teraz trwa debata nad małżeństwami – adopcja dzieci to podstawowa oś konfliktu. Posłanka Grodzka też się zastrzega, że ona tylko o związki walczy, o dzieciach nie ma mowy. Ale pewnie wszyscy dopowiadają sobie „póki co”.
O ile lesbijki mają mniejszy problem, bo gdy chcą mieć dziecko, to po prostu jedna z nich zgłasza się na inseminację do prywatnej kliniki i może dokonać zapłodnienia nasieniem dawcy anonimowego, albo może się umówić z zaprzyjaźnionym gejem i tak są „dwie pieczenie przy jednym ogniu”:). To gejom trudniej. Nawet będąc w takim układzie biologicznym ojcem, gej nie jest nim na co dzień.
Inną kwestią są dzieci biologiczne z poprzednich związków. Na szczęście rzadko się zdarza, że jest jakaś odgórna ingerencja (chyba że lesbijka ma wroga w postaci własnej matki, teściów lub byłego i ci występują o odebranie jej praw do dziecka) w wychowywanie dziecka biologicznego z poprzedniego związku w parze dwóch kobiet. Trochę ma gorzej homoseksualny mężczyzna, gdy traci żonę i wychowuje swoje dzieci z partnerem. Jeśli ktoś ma pomysł, że takim dzieciom lepiej byłoby w rodzinie zastępczej, adopcyjnej czy innej, niż z własnym rodzicem, który jest w związku z osobą tej samej płci, to znaczy, że ma małe pojęcie o potrzebach dziecka. A może taki rodzic powinien samotnie wychowywać dzieci rezygnując z życia osobistego lub spotykając się z kimś w skrytości na boku, czy też udawać przed dziećmi, że to tylko wynajmujący u nich pokój wujek/ciocia do którego zakrada się w nocy? W pierwszym wypadku dzieci żyją z nieszczęśliwym, w gruncie rzeczy samotnym rodzicem, który nie może ułożyć sobie życia, w drugim dzieci nie są takie głupie, w pewnym wieku doskonale wiedzą w czym rzecz, a życie w rodzinnym kłamstwie bardziej niszczy im psychikę niż prawda. Oczywiście pozostają utarczki z otoczeniem i problemy psychologiczne dziecka przez to, że na ogół musi skrywać prawdę, żyje w lęku przez wyśmianiem, wytykaniem palcami albo staje się ofiarą rówieśników. Te dzieci często w naszym kraju izolują się. Tylko czy to wina pary homoseksualnej? Raczej nietolerancji społeczeństwa i krzywdzących stereotypów. Na pocieszenie – dzieci par homoseksualnych są bardzo mądre, poważne choć przedwcześnie dorosłe, co może nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale po tym co przeszły w dzieciństwie, mają dużo więcej siły i mądrości w zmaganiu się z dorosłym życiem.
Anna Lissewska, psychoterapeutka
-
Aniu, która rozumiesz więcej
To, co piszesz otwiera mi oczy i każe spojrzeć na sprawę wychowywania dzieci przez rodziców homoseksualnych nieco inaczej. Masz rację, to jest fakt. Spora grupa gejów i lesbijek próbuje z różnych powodów przykroić się do związków heteroseksualnych i rodzą się dzieci. I to okrutne, gdy znajdują się teściowe oraz byli, próbujący, w przypadku rozpadu związku, rozerwać więź dziecka z rodzicem homoseksualnym. Zderzenie z innością mamy czy taty jest dla dziecka na pewno trudne, ale odebranie go całkowicie to może być śmiertelny cios dla delikatnych uczuć, poczucia bezpieczeństwa i stabilności jego świata. Rozumiem też potrzebę, by dopełnić związek pary homoseksualnej trzecim bokiem trójkąta miłości – dzieckiem. Ale… Zaraz dzwoni mi w głowie, że przecież dziecku dwóch kobiet czy dwóch mężczyzn brakuje wzorca drugiej płci. Czy nie zaowocuje to jego homoseksualizmem? Co na to nauka i badanie nad zachowaniami i tożsamością płciową? Wiem tylko, że homoseksualizm może zrodzić się na różnych etapach rozwoju jeszcze w łonie matki, mają na to wpływ i geny, i działanie hormonów. A czynniki środowiskowe? Tu zaczyna się moja niewiedza, a z niewiedzy, jak wiadomo często rodzą się uprzedzenia i stereotypy. Co tu kryć, mam trudność z zaakceptowaniem adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Choć jak pomyślę sobie o tych okrutnych heteroseksualnych rodzicach zastępczych, którzy zakatowywali dzieci na śmierć… I przypomnę sobie różnych kolegów wychowywanych przez samotne matki – niestety, byli często mocno porąbani. Chyba nie ogarniam…
Anna Ławniczak, dziennikarka
-
Aniu dociekliwa
No właśnie. Choć ten sam problem występuje u par homoseksualnych posiadających biologiczne dziecko jednego z partnerów, najwięcej emocji budzi adopcja dzieci przez takie pary – dziecko nie wychowuje się w normalnym układzie, gdzie jest trójkąt mama-kobieta, tata-mężczyzna i dziecko. Przypomnę w tym momencie, że ten „zdrowy” układ nie występuje także w przypadku, gdy rodzic wychowuje dziecko samotnie, co przecież nie jest zabronione.
Moje doświadczenie pokazuje, że dużo więcej szkody przynosi brak trójkąta niż ta sama biologiczna płeć jego dwóch rodzicielskich boków. W parach homoseksualnych partnerzy dzielą się rolami – jedno występuje bardziej w rolach kobiecych, drugie w rolach męskich. Dzieciak często ma matkę i ojca nie tylko z nazwy bardziej, niż w tradycyjnych rodzinach. A fakt, że tak jak dzieci mające rodziców różnej płci mierzy się z istnieniem rodzicielskiej sypialni, jest rozwojowo ważniejszy niż tej sypialni brak. Natomiast nie udowodniono, że homoseksualni rodzice stają się wzorcem homoseksualnego związku, który następnie będzie powielany w dorosłym życiu dziecka. Homoseksualizm to coś bardzo złożonego, nie można go wypromować, zachęcić do niego czy wmówić. Na ekspresję genów nie bardzo można wpływać, a czynniki środowiskowe, które oprócz genów warunkują orientację seksualną, mogą tak samo wystąpić w parach homo- co heteroseksualnych. Choć doświadczenie pokazuje, że to właśnie w typowych rodzinach częściej występują nieobecni, niedostępni, okrutni ojcowe czy matki i tęsknota za bliskością z rodzicem tej samej płci.
Poza tym ani samotne matki i ojcowie, ani pary homoseksualne nie żyją na bezludnej wyspie. Jeśli żyją w normalnym, przyjaznym środowisku, role brakującego pierwiastka męskiego czy żeńskiego pełnią ciotki/wujkowie, babcie/dziadkowie, przyjaciele domu, wychowawcy od przedszkola począwszy (choć tu z pierwiastkiem męskim może być kłopot:)) , itd., itp. Dlatego dyskusja nad prawem do adopcji przez homoseksualistów ma sens dotąd, dokąd będą na świecie ludzie, którzy to potępiają, a więc ci, którzy tak naprawdę decydują o jakości życia takiego dziecka. A czy lesbijki czy geje są dobrymi, odpowiedzialnymi rodzicami, to zadanie specjalistów od adopcji, aby rzetelnie sprawdzić, tak jak w przypadku par heteroseksualnych.
Anna Lissewska, psychoterapeutka