29.10.2012, Warszawa
-
Aniu, po październikowym śniegu
Czy szukać wspólnie faceta na seks dla żony albo dać mężowi na panienkę, kiedy nie ma się ochoty na seks to dowód miłości? Czy przeciwnie, ubrany w otwartość i nowoczesność komunikat: Idź się pieprzyć gdzie indziej, a mnie daj spokój? Właściwie to nic nowego. Takie seksualne układy znała i opisywała Gabriela Zapolska. Ale w mojej, może już z wiekiem coraz bardziej konserwatywnej głowie, to się nie mieści.
Po pierwsze, zaraz widzę cały pakiet jednostek chorobowych, który można po seksie z profesjonalistą/tką przynieść do domu: HPV (brodawczak ludzki), HSV (opryszczka), Gnorrhoea (rzeżączka), Trichomonas vaginalis (rzęsistek pochwowy), Chlamydia trachomatis, żeby nie zapomnieć o starej dobrej kile i HIV.
Po drugie, taki sposób prowadzenia życia seksualnego budzi we mnie poplątane reakcje: protest, jakby ktoś naruszał coś fundamentalnego (choć daleko mi do fundamentalizmu katolickiego), wrażenie, że coś tu jest strasznie nie w porządku (dysonans poznawczy?), pytanie, co oni mają z tej seks-gimnastyki z byle kim (menopauzalne stetryczenie?), wątpliwość czy taki seks z kim innym nie rani (?) i że to dziwny jakiś związek.
Druga część mnie ma inne wątpliwości. Czy przypadkiem na starość nie robię się pruderyjna? Skoro zainteresowani nie mają z tym problemu to dlaczego ja mam? W końcu to ich życie, a nie moje. Może dlatego, że to wszystko wydaje mi się takie okropnie racjonalne i dziecinne zarazem. Ja chcę tak i tak. Ty mi tego nie dajesz, więc idę po to gdzie indziej. Ja bym się bała na to zgodzić, ale widać teraz ludzie odważniejsi, albo wierzą w moc umów i ustaleń. Zresztą chyba specyficzni ludzie, bo ci o których czytałam we wspomnianym w poprzednim wpisie tygodniku, to chyba nie jest średnia krajowa.
Anna Ławniczak, dziennikarka
-
Aniu, po zapaleniu zniczy
A ja się zastanawiam, czy nie szkoda im życia na taki związek.
Pewnie to Dzień Zmarłych mną powoduje. To taki czas, gdy pacjenci zwracają uwagę na zmarłych a ja dzięki nim dowiaduję się, że znowu ktoś od nas odszedł. Każdego dnia ktoś dla kogoś ważny umiera. Rak pokrzyżował plany zawsze głodnej życia Annie Laszuk – zmarła 13 października. Parę dni temu umarła Joanna Sałyga, piękna młoda kobieta przez dwa lata walcząca z rakiem, czym dzieliła się z innymi na blogu. Rok temu rak pokonał Andzię, której blog o jej nieboraku został blogiem roku 2010. Specjalnie nie piszę jak gazety – „przegrały z rakiem”, bo każda wygrała lepsze życie od niejednego dożywającego setki.
Pani Anna Laszuk podobno rozstała się z partnerką na kilka miesięcy przed tym, gdy dowiedziała się o chorobie. Jej znajomi mówią, że zamknęła się przed ludźmi, gdy zaczęła być słaba. Zawsze była „silną babą”, może nie mogła znieść, by widzieli ją inną. Myślę o tym ze smutkiem i z nadzieją, że może było inaczej, że jednak był ktoś, przy kim mogła być słaba i z kim mogła być blisko.
I Andzia od nieboraka i Aśka z „do czego przyda się chustka” walczyły i umierały, ale przede wszystkim mogły na nowo odkryć życie mając przy sobie kochających partnerów. I gdy czyta się ich zapiski, nawet biorąc poprawkę, że w blogu nie wszystko się pisze, czuć bliskość, intymność także, a może zwłaszcza, w ich sypialniach.
Wyobrażasz sobie ten rodzaj bliskości, oddania w związku, w którym dowodem na miłość jest wyprawienie partnera po seks gdzie indziej? W związku, w którym jest zgoda, by nie było intymności? By cielesny aspekt miłości wynoszony był na zewnątrz? W którym miłości nie wyraża się w seksie? A może nie ma miłości? Tylko po co wtedy marnuje się czas? Dla wspólnego konta w banku, dzieci, wygody? Naprawdę nie szkoda im życia?
Czy muszą odkryć, że mają raka, żeby to zrozumieć?
I to wszystko, co mam dziś do powiedzenia.
Anna Lissewska, psychoterapeutka
Cholernie mądry tekst.
Ile związków jest takich? Dla dzieci, dla rodziny dla spokoju. Może ludziom właśnie o to chodzi?
Zaczytuję się tym blogiem. Porusza ciekawe aspekty codzienności. Sądzę, że każdy „liznął” któregoś z problemów bardziej lub mniej osobiście. Coś, co dla jednych jest jak zdmuchnięcie świeczki, innym spędza sen z powiek. Nie każdy ma podobne dylematy. Cynik? Egocentryk?