8.12.2013, Warszawa
-
Aniu zasypana, która lubisz pisać
Ja coraz mniej, czego dowodem długie milczenie. Ale dziś zrobiłam budyń, wylizałam garnek do spółki z moją burą kotką Cecylką, i w oczekiwaniu na główną porcję stygnącego deseru mogę się zająć strzępieniem języka. Tak bowiem ostatnio odbieram mówienie i pisanie o czymkolwiek.
Odbicie prawicowo-fundamentalistyczne, które nastąpiło po czasach liberalizmu i otwartości z jednej strony oraz wszechogarniająca pustka i głupota z drugiej wykluczają, moim zdaniem, wymianę myśli. Prawica wrzeszczy, pali, skanduje i wymachuje pięściami. Głupota pokazuje gołe tyłki na rautach i gotowa jest wydzierać sobie włosy z głowy w bójce o miejsca w pierwszym rzędzie na pokazie mody. Mam niejasne wrażenie, że to dwie odmiany tego samego zjawiska, ale to Ty jesteś tu specem od psychologii, więc na pewno powiesz jak jest.
Głupotą nie chce mi się zajmować w ogóle, choć jest groźna tak samo jak prawicowa nietolerancja, zamykanie się przed nowym, innym, niezgodnym z „naszym” poglądem czy sposobem życia. Do reakcji natchnął mnie jeden z komentarzy po harcach patriotycznych 11 listopada w Warszawie, polegających między innymi na paleniu tęczy z kwiatów przy Pl. Zbawiciela oraz ataku na skłoty (dla niewtajemniczonych: skłot czyli spolszczona wersja ang. squat to opuszczona nieruchomość zajęta przez dzikich lokatorów. Bardzo często także centrum alternatywnego, wobec obowiązującego, stylu życia i alternatywnej kultury). Dla „patriotów” tęcza jest propagandą homoseksualizmu i jako taką należy ją likwidować, bo „Nasz kraj, to nasz kraj, a nie zwyrodniałych zboczeńców. Tutaj się szanuje zdrową rodzinę polską, a nie dewiacje seksualne”. Nasz, czyli „patriotów” (przykro mi ale raczej nacjonalistów i ksenofobów), bo już na pewno nie homoseksualistów i ludzi, którzy pozwalają innym żyć i kochać tak, jak chcą. „Tak jak Słowianie mieli prawo topić wiosną Marzannę – symbol tego co złe, tak samo polscy patrioci mają prawo pozbyć się symbolu nachalnej homopropagandy z naszej wspólnej przestrzeni publicznej. Tutaj jest Polska, a nie zachodnioeuropejski burdel!”. Dlaczego „patrioci” walczą głównie z homoseksualistami, a nie na przykład z przejawami polskiego burdelu: niepłaceniem za pracę, niedotrzymywaniem umów, przywłaszczaniem sobie tego, co cudze (patrz: OFE) – pozostaje dla mnie tajemnicą. Skąd się biorą takie zakute łby, które chcą wypchnąć ze społeczności wszystkich, którzy nie pasują do ich wzorca?
Moje doświadczenie w psychologicznej pracy nad sobą podpowiada, że to lęk przed innością, przed światem bez gotowych wzorców, w którym trzeba samemu dokonywać wyborów, określać się i tolerować innych, którzy dążą do czegoś innego. Mało tolerować! Jakoś się z nimi dogadywać i ustalać reguły, które pozwolą żyć obok siebie i nie pozagryzać się. Jak się dogadywać z „patriotami”, którzy w każdej inności widzą zagrożenie i profilaktycznie by ją spalili, zatłukli, zamknęli w getcie?
Anna Ławniczak, dziennikarka
-
Aniu, której się nie chce (strzępić języka)
Emocje opadły i nikomu się już nie chce na ten temat, choć właśnie teraz jest dobry moment. Jak z awanturą – czasem jest potrzebna, ale rozmawiać należy po, a nie w trakcie. Problem w tym, że „prawdziwi patrioci” tylko czekają, by znów się wzbudzić, a ci, którym na co dzień się nie chce, wolą nie prowokować kolejnej pyskówki. Ci drudzy ulegają strategii tyrana – reagować agresją na każdy przejaw innego myślenia, wtedy można żyć w złudzeniu, że wszyscy myślą tak samo. W rzeczywistości dalej myślą inaczej, tylko po cichu.
Prześledźmy, co mówią o „prawdziwych patriotach” ich poglądy, na podstawie cytowanego komentarza, który ukazał się pod zdjęciem krążącej po FB tęczy z apelem, by zdelegalizować pewną partię:
Chyba na głowę upadli ci, którzy nawołują do nienawiści do patriotów polskich.
Czym jest delegalizacja niezależnej, wolnej partii politycznej? Jest to doprowadzenie do zamykania do więzień ludzi, którzy są jej członkami. Zrobili wam coś ci ludzie? Myślę, że nie. Nawet nie macie żadnej pewności, że tę badziewną girlandę spalili właśnie oni. Całkiem możliwe, że była to celowa prowokacja lewicowych bojówek napuszczonych przez lewicę i PO.
Wstydźcie się! Takie wypowiedzi negatywne pełne domniemań i pomówień padają z waszych ust! Nawet jeśli patrioci polscy spalili tę tandetną homopropagandę – to mieli do tego pełne prawo.
Nasz kraj, to nasz kraj, a nie zwyrodniałych zboczeńców. Tutaj się szanuje zdrową rodzinę polską, a nie dewiacje seksualne.
Pedofilów też wielbicie? Zoofilów?
Tak jak Słowianie mieli prawo topić wiosną Marzannę – symbol tego co złe,
tak samo polscy patrioci mają prawo pozbyć się symbolu nachalnej homopropagandy z naszej wspólnej przestrzeni publicznej.
Tutaj jest Polska, a nie zachodnioeuropejski burdel!
Po pierwsze, jako Wszechmocni są jedynymi prawdziwymi patriotami. Jedynymi, którzy nas mogą uratować.
Po drugie, jako Boska Wyrocznia mają prawo. Narzucać innym co jest właściwe a co nie. Bronić przed tym, co uważają za zagrożenie, a w ramach obrony niszczyć, dewaluować i tępić.
Po trzecie, jako Wszechwiedzący wiedzą lepiej. Co jest dobre a co złe, jakie wartości należy szanować, a jakim odebrać wartość . Czego komu potrzeba. Co jest dobre dla Polski i świata.
Podsumowując – są równi Bogu.
Jakoś to nie pasuje do roszczeniowej postawy, której może w tym komentarzu nie widać, ale już w innych, pełnych pretensji, że rząd nie chce im dać różnych rzeczy (pracy, bezpłatnych studiów, mieszkania), że powinien o nich zadbać… to i owszem. A przecież, skoro są równi Bogu, powinni być samowystarczalni i nikt, żaden rząd, nie powinien być im potrzebny.
Dodajmy jeszcze po czwarte. Polska jest ich, tylko dla nich i takich jak oni.
Przypomina to postawę niemowlaka, o ile niemowlak ma postawę, skoro leży w łóżeczku kompletnie zależny od mamy. Niemowlak też przekonany jest o swojej omnipotencji, by nie przeżywać nieznośnej zależności od matki, nie przeszkadza mu to jednak rościć sobie od niej różne rzeczy, niezależnie od jej możliwości, chęci i kondycji. Ma do tego prawo, bo MU SIĘ NALEŻY, a ponieważ jest w swoim mniemaniu jedyny i wyjątkowy, nie znosi żadnej konkurencji.
Też ciekawe jaką nienawiścią „patrioci” darzą anarchistów, którzy na nic nie czekają, nie żądają od państwa, tylko biorą sprawy w swoje ręce wbrew obowiązującemu prawu. Np. anektują dla siebie opuszczone, niszczejące ruiny, o których reszta świata zapomniała i organizują w nich swój dom zamiast czekać, aż im tatuś z mamusią kupią, albo złorzeczyć państwu, że im nie chce zafundować, i w dodatku jeszcze organizują fajne imprezy. Są jak nastolatkowie kontestujący zasady rodziców, walczący o swoją wolność i niezależność od sztywnych dorosłych. Jakże inaczej przy nich wygląda Młodzież Wszechpolska – właśnie nieco sztywni, z zaciętymi twarzami stoją „pod oknem rodzinnego domu” i krzyczą, że im jakieś rodzeństwo (aktualna partia rządząca, ewentualnie anarchiści, lewacy i inna hołota) albo zły tatuś (aktualny premier), okradają i gwałcą mamusię i gdyby nie to, to mamusia Polska by ich nadal karmiła o każdej porze dnia i nocy.
To dwie jakże inne postawy – kontestująca i wciąż zależna, ale niezmordowanie z tą zależnością walcząca oraz roszczeniowa i zależna od matki i ojca i wcale się z tym niekryjąca.
Ciekawy jest też stosunek do emigracji. Dla anarchistów świat stoi otworem, jest globalną wioską, o której niezależność muszą walczyć. „Patrioci” są największym wrogiem emigracji, przeżywają to bardzo osobiście, choć na ogół nie decydują się na nią, mimo to czują się wypędzani z rodzinnego domu. Bo przecież matka Polska powinna mieć piersi pełne mleka i karmić ich niezależnie od kondycji, w nieskończoność. Skoro nie może tego robić, to dlatego, że (znowu) pazerne rodzeństwo matkę wykończyło i wszystko wyjadło, a zły tatuś przywłaszcza ją sobie dla siebie. Taka wersja, że matka już nie chce, bo ile można karmić za nic, nie powstaje w ich głowach. Tak jak pomysł, żeby szukać szczęścia gdzie indziej, zamiast stać wciąż pod sypialnią rodziców w nadziei, że jednak tatuś mamusię wypuści, by mogła karmić ich dalej.
Nie mówiąc o tym, że czasowa emigracja, szkoła życia dla młodych, skonfrontowałaby z tym, że może nie są jednak tacy wspaniali i wszechmocni. A już nie daj boże zwiększyłaby ich horyzonty, wyrwała z zaściankowego myślenia i pokazała, że świat jest dla wszystkich, także dla tych, których nienawidzą, i cały dla ludzi – nie ma obowiązku siedzieć wciąż przy mamusi.
Będąc mentalnym niemowlęciem trudno uznać, że nikomu nic się od nikogo nie należy, oprócz tych, którzy są od nas zależni (dzieci, starców, ciężko okaleczonych psychicznie i fizycznie, zwierząt uzależnionych od człowieka).
Będąc Wyrocznią trudno zrezygnować z racji.
A przecież nie chodzi o to, kto ma rację. Która idea jest lepsza. Kto zawinił. Żadna i nikt, bo wszędzie tam, gdzie jest podział, po jednej stronie jest tylko kawałek prawdy. Większość z nas pochwala tolerancję, nawet w popularnych serialach słychać mądre teksty: Gdyby ludzie nie zajmowali się tym, co ich dzieli, tylko słuchali jedni drugich, nie byłoby wojen (ten z Kryminalnych Zagadek Nowego Jorku). Tymczasem nadal walczymy o swoją rację, jakby uznanie, że ktoś może mieć swoją, inną niż nasza, zagrażało naszemu Ja.
Są jednak racje uniwersalne, zasady niepodważalne, o które walczyć trzeba, a największym grzechem jest milczenie, gdy są łamane. Jedna z nich, zupełnie tak jak w seksie – nikomu nic do tego, co ludzie robią ze sobą w sytuacji intymnej – dopóki jeden drugiemu wbrew jego woli nie robi krzywdy. Jeśli nikogo tym nie krzywdzi, ani dziecka, ani zwierzęcia (a propos wielbienia pedofilii i zoofilii), ani nikogo, kto nie może się obronić, nikt mu nie ma prawa narzucać, co ma myśleć, jak żyć i jak się kochać. Żaden Bóg, władca ani jedyny prawdziwy wszechpolski patriota. Każdy ma prawo do życia, istnienia i wolności przekonań, również rasista, homofob i faszysta – z jakiś powodów się nim stał, przed czymś te przekonania go bronią i chronią. Ale ma prawo, dopóki realnie nie zagraża żadnej istocie na świecie i niczego nie niszczy. Tolerancja jest miarą dojrzałości, ale jest nią także nie siedzieć cicho, gdy ktoś w imię swoich racji niszczy przyrodę, planetę, dziedzictwo, krajobraz, dzieło ludzkich rąk, krzywdzi zwierzęta czy kogoś, kto z własnej woli się nie wpakował w bycie krzywdzonym.
I wróćmy jeszcze do nieszczęsnej tęczy. Że niby to temat zastępczy, że ważniejsza od papierowych kwiatków jest tragedia na Filipinach, polska gospodarka, bezdomne psy… Pewnie! Tylko że nie chodzi o TĘCZĘ. To tylko symbol.
Konkretne myślenie, a nie symboliczne, pochodzi z tych samych czasów, co uporczywe przekonanie, że nam się należy.
Przy tej okazji każdy z nas miał okazję pokazać kim jest, po jakiej stronie. Jak nie chciał to i tak był uporczywe wtryniany w jakąś odnogę. Bo z takim człowiekiem bezpieczniej, gdy wiadomo w jakiej siedzi szufladzie. Wiadomo, kto zły, kto dobry. Myślenie czarno-białe. I znowu jesteśmy w domu – w tym samym punkcie rozwoju co „prawdziwi patrioci”.
Anna Lissewska, psychoterapeutka