„Dom Latających Sztyletów” jest kolejnym, po „Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku” (2000) i „Hero” (2003), arcydziełem kina kung-fu. Ale tak to już jest, gdy za kamerą siadają wybitni reżyserzy. A takim bez wątpienia jest Zhang Yimou, twórca „Zawieście czerwone latarnie” (1991), „Szanghajskiej triady” (1995), „Drogi do domu” (1999) i „Hero”.
Zhang w młodości zaczytywał się w powieściach wuxia. Jednak jego ambicje nie ograniczyły się do prostej fabuły filmu kung-fu, zazwyczaj opartego na zemście. „Hero” porażał widza stroną wizualną: poprowadzeniem scen zbiorowych oraz pojedynkami w zmieniającej się kolorystyce. „Dom Latających Sztyletów” jest bardziej kameralny. Ale to nie jest zwykły film kung-fu, to także - a nawet przede wszystkim - film o wielkiej miłości, namiętności, o obowiązku, o zdradzie pokazany w niezwykle piękny, poetycki sposób.
Akcja filmu „Dom Latających Sztyletów” rozgrywa się w 859 roku n.e., w czasach gdy chińska dynastia Tang chyliła się ku upadkowi. W kraju panuje niepokój. Rząd jest skorumpowany, a cesarz niezdolny do sprawowania władzy. Powstają tajne stowarzyszenia. Największym jest Dom Latających Sztyletów. Dwaj kapitanowie w służbie cesarza: Leo (Andy Lau) i Jin (Takeshi Kaneshiro) dostają do spełnienia tajne zadanie: mają schwytać tajemniczego przywódcę Domu Latających Sztyletów. Kapitan Leo podejrzewa, że Mei (Zhang Ziyi) nowa, niewidoma tancerka z lokalu „Pawilon Piwonii” współpracuje z rebeliantami. Aresztuje ją, jednak dziewczyna nie chce udzielić żadnych informacji. Wtedy kapitanowie postanawiają użyć podstępu. Jin, udając samotnego wojownika imieniem „Wiatr”, uwalnia Mei z więzienia. Zyskuje tym samym jej zaufanie i liczy na to, że tancerka doprowadzi go do sekretnej siedziby Domu Latających Sztyletów. Wszystko idzie zgodnie z planem, jednak w czasie długiej drogi do kwatery buntowników Jin i Mei zakochują się w sobie...
King Hu i Zhang Che
Można nie lubić filmów kung-fu, ale nie sposób oprzeć się poetyckiej i wizualnej sile obrazów, które wyczarował Zhang Yimou. „Dom Latających Sztyletów” olśniewa wspaniałymi zdjęciami. Wyjątkową rolę odgrywa w nim przyroda. Jest ona nie tylko tłem, ale osobą dramatu, nosicielem jego filozofii. Miłość Jin i Mei rozwija się na tle przyrody, zespolona z urodą lasu, z jego zmieniającymi się kolorami (zielonym, żółtym, pomarańczowym, czerwonym), z rytmem natury. Każda z licznych walk jest zrealizowana w odmienny sposób. Oglądamy pojedynki z wykorzystaniem mieczy, włóczni, łuku, bambusowych kijów. Walki odbywają się na ziemi ale także i na koniach. W powietrzu często fruwają sztylety, które - jak to w filmach wuxia - wbrew prawu grawitacji zmieniają tor lotu. Starcie w bambusowym zagajniku odbywa się jednocześnie na ziemi i wysoko wśród bambusów. Dwoje kochanków odpiera żołnierzy atakujących ich z drzew. Ogromne wrażenie robią sceny z Pawilonu Piwonii. Kapitan Leo rzuca orzeszkami w rozstawione dookoła bębny, a niewidoma tancerka Mei musi rozpoznać, w który bęben trafił orzeszek i trafić w niego potem długimi zwiewnymi rękawami swego stroju.
Ostatnia walka rozpoczyna się w scenerii jesiennej, a kończy w zimowej, podczas dużych opadów śniegu. Rozegrana jest niczym opera z umierającymi na scenie śpiewakami-aktorami.
Zhang Yimou odwołuje się w swoim filmie do klasyków kina kung-fu: do reżyserów King Hu i Zhang Che. King Hu (autor m.in. „Touch of Zen” - 1969 i „The Fate of Lee Khan” - 1973, legendarnego filmu z Angelą Mao, pokazywanego ponad 3 lata w Hongkongu przy kompletach na sali), inspirację do swoich filmów czerpał z opery pekińskiej. Chodzi tu o charakterystyczny sposób poruszania się bohaterów na ekranie, a także o taniec, balet. Ten oryginalny twórca z opery pekińskiej wykreował akcję. Wcześniej w Hongkongu najpopularniejsze były melodramaty i filmy historyczne, w których oczywiście były walki kung-fu, ale była to raczej bezładna bijatyka. Dopiero King Hu, na początku lat 60., wprowadził do pojedynków rytm, choreografię, tak bardzo związaną z tańcem, z baletem. Dzięki niemu walka zaczęła być prawdziwym, niezwykle ekspresyjnym, pełnym akrobacji artystycznym widowiskiem. Jednocześnie King Hu odwołał się także do muzyki i malarstwa. W swoich filmach zaczął pokazywać, tak bardzo charakterystyczne dla chińskiego malarstwa, puste przestrzenie, widoki, krajobrazy bez ludzi. Reżyser zwrócił także większą uwagę na muzykę, która przestała spełniać w jego filmach tylko funkcję czysto ilustracyjną. Muzyka, ściśle związana z treścią filmu, wiele mówiła o bohaterach. O ich charakterach, wzajemnych relacjach.
W tym samym czasie inny reżyser, Zhang Che (autor m.in. nakręconego w 1967 roku filmu „The One-Armed Swordsman”) wniósł do filmów kung-fu także coś ważnego. O ile można powiedzieć, że King Hu wprowadził do filmów kung-fu choreografię walk tak bardzo związaną z tańcem, to Zhang Che wniósł technikę walki i pogłębioną psychologicznie postać głównego bohatera. W jego filmach walczący przeciwnicy osiągają prawdziwe mistrzostwo w posługiwaniu się kung-fu. Ale też walki są bardzo realistyczne, dość brutalne. Filmy Zhang Che są bardzo pesymistyczne w wymowie. Ich bohaterem jest twardy, nieugięty, zdecydowany na wszystko mężczyzna. Rodzaj samotnika-straceńca, który zwykle na końcu ginie. W podobnym stylu co Zhang Che, tworzył w USA swoje filmy Sam Peckinpah (m.in. „Dzika banda”). Teraz godnym następcą King Hu, Zhang Che i Peckinpaha jest John Woo („Dzieci triady”, „Kula w łeb”, „Byle do jutra”, „Mission: Impossible 2”).
Wuxia - najemni wojownicy
Pora wyjaśnić, co to jest wuxia, bo namnożyło się na ten temat mnóstwo nieścisłości. Wuxia, to była klasa najemnych wojowników z czasów Konfucjusza, adeptów wschodnich sztuk walki, którzy nade wszystko cenili sobie wolność. Byli niczym błędni rycerze, nie mieli stałego zajęcia, nie poczuwali się do lojalności wobec rządzących. Mieli buntowniczą naturę, ich celem była wolność absolutna. W sztukach walki byli niedoścignionymi mistrzami. Wuxia żyli w świecie, który nosił nazwę Giang Hu. W Chinach powstał cały gatunek literacki opowiadający o ich przygodach. Kino na większą skalę przyswoiło sobie wuxia właściwie dopiero niedawno. Co prawda i King Hu, i Zhang Che, i (wczesny) John Woo („Salut dla rycerza” - 1978) wprowadzili do swoich filmów pewne elementy wuxia, ale bardziej związane z charakterystyką bohatera, który był wolnym, zbuntowanym mistrzem kung-fu. W mniejszym stopniu z umiejętnościami poruszania się wojowników, których nie krępuje prawo grawitacji, jak to wykorzystali Ang Lee („Przyczajony tygrys, ukryty smok”) i Zhang Yimou („Hero” i „Dom Latających Sztyletów”).
Przez całe lata w Chińskiej Republice Ludowej kręcono bardzo mało filmów kung-fu (do najlepszych należał znany z polskich ekranów „Klasztor Shaolin” – 1982, z debiutującym jeszcze jako Li Lian-Jie – Jetem Li), palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie dzierżył Hongkong, który stał się światową stolicą filmowej „kopaniny”. Było to dosyć dziwne, bo przecież Chiny były kolebką wschodnich sztuk walki, to tam narodziło się kung-fu, z którego wywodzi się większość stylów walki (karate, kenjitsu - Japonia, muay thay - Tajlandia, hapkido, taekwondo – Korea, vietvodao - Wietnam), to na terenie Państwa Środka znajdowały się dwa słynne klasztory, Shaolin i Wudang, niezmiernie zasłużone dla rozwoju sztuki walki. Dlaczego wcześniej kręcono tak mało filmów kung-fu w Chińskiej Republice Ludowej? Co było tego przyczyną? Kiedy w 1949 roku władze w Chinach objęli komuniści, zakazali trenowania kung-fu, twierdząc, że to przeżytek. Wprowadzono drakońskie kary, łącznie z więzieniem. Tak drastyczna polityka spowodowała, że wielu mistrzów wyjechało z Chin, głównie do Hongkongu, ale także do innych krajów. Doprowadziło to do stopniowego ograniczenia linii przekazu w wyniku czego nastąpił powolny upadek kung-fu. Taka polityka władz nie była trudna do odgadnięcia. Chodziło o to, by pozbawić oręża dziesiątki milionów ludzi. Ci świetnie wyszkoleni wojownicy stanowili wielką armię i w przeszłości to właśnie z nich rekrutowali się powstańcy oraz członkowie tajnych stowarzyszeń podczas walki o wyzwolenie spod władzy dynastii mandżurskiej. Tak więc Szkoły kung-fu mogły być zagrożeniem dla komunistycznej władzy w Chinach. Dopiero po „rewolucji kulturalnej”, w latach 70. rygorystyczna polityka władz ChRL uległa rozluźnieniu. Powstał Specjalistyczny Instytut Wu Shu, przy czym pojawiła się formuła sportowa kung-fu. Jednak sport narzucił pewne ograniczenia. Odrzucono bojowy charakter kung-fu, którego głównym celem jest pokonanie przeciwnika, nierzadko przy użyciu bardzo ostrych technik.
Sztuka wojenna
Dopiero w 1997 roku (wtedy Wielka Brytania zwróciła terytorium Hongkongu Chinom) sytuacja się zmieniła. Chińscy filmowcy zaczęli współpracować z wytwórniami, producentami, aktorami, choreografami scen walk z Hongkongu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zaczęły powstawać filmy dużo głębsze pod względem treści, olśniewające pod względem obrazu. Chińczycy połączyli w sposób niezwykły niebanalną opowieść (nierzadko miłosną), ubraną w historyczny kostium, z efektownymi scenami pojedynków kung-fu jakich jeszcze w historii kina nie było.
Zhang Yimou w „Domu Latających Sztyletów” nie tylko czerpie pełnymi garściami z King Hu i Zhang Che, ale także z traktatu „Sztuka wojenna”, napisanego dwa i pół tysiąca lat temu przez Sun Zi, chińskiego mędrca i generała. Zresztą oryginalny tytuł filmu „Shi Mian Mai Fu” oznacza dosłownie „zasadzkę z dziesięciu stron”. W „Domu Latających Sztyletów” to co wydaje się oczywiste, wcale takie nie jest, do końca nie wiadomo kto jest kim, każdy przywdział jakąś maskę, gra kogoś innego. Sun Zi powiada: „Wojna to sztuka wprowadzania w błąd. Więc jeśli coś możesz, udawaj, że nie możesz. Jeżeli jesteś gotów, udawaj bezczynność. Będąc blisko, udawaj, że jesteś daleko. Będąc daleko, udawaj, że jesteś blisko. Jeżeli wróg szuka swej korzyści pokaż mu przynętę, aby go zwabić. Wpraw przeciwnika w błąd i wtedy uderzaj”.
Zhang Yimou swój film zadedykował Anicie Mui. Znana aktorka i piosenkarka (nazywana „chińską Madonną”) miała wystąpić w „Domu Latających Sztyletów” w roli tajemniczej przywódczyni tajnego stowarzyszenia. Niestety, 30 grudnia 2003 roku Anita Mui zmarła. Występujący w roli Jin Takeshi Kaneshiro jest jednym z najbardziej znanych aktorów z Hongkongu. Zagrał w 27 filmach, m.in. w „Chungking Express” (1994) i „Upadłych aniołach” (1995) Wong Kar-Waia. Polska telewizja nie tak dawno temu pokazała „Running Out of Time” (1999), film z Kaneshiro, o człowieku, któremu zostały 72 godziny życia. Oprócz talentu aktorskiego jest on również niekwestionowaną gwiazdą azjatyckiego rynku muzycznego. Podobnie Andy Lau (wcielił się w postać Leo), zaczynał karierę na rynku muzycznym, by wkrótce stać się gwiazdą kina. Od 1981 roku do 2004 zagrał w 115 (!) filmach. Rolę Mei brawurowo zagrała Zhang Ziyi, określana jednym z największych chińskich odkryć ostatnich lat. Zadebiutowała w filmie Zhanga Yimou „Droga do domu”. Jej kolejnymi filmami, dzięki którym podziwiał ją cały świat były „Przyczajony tygrys, ukryty smok” Anga Lee i „Hero” Zhanga Yimou.
Sławomir Zygmunt, CINEMA Nr 4, Warszawa 2005
Przeczytaj także Jackie Chan: tańczy i kończy
Siła Bruce'a Lee
Artykuł "Wuxia, sztylety i wielka miłość" został opublikowany w miesięczniku CINEMA. Potem tekst został mocno rozszerzony i wykorzystany w książce Sławomira Zygmunta "Bruce Lee i inni. Leksykon filmów wschodnich sztuk walki".
Copyright by Sławomir Zygmunt