Niektórzy obiecują sobie w Sylwestra, że schudną, rzucą palenie, będą więcej ćwiczyć... Ale tylko 12 na 100 osób pełnych dobrej woli bierze sobie własne postanowienia do serca. Dlaczego tak jest wyjaśnia psychoterapeutka Anna Lissewska w rozmowie z dziennikarką Anną Ławniczak.
Anna Ławniczak: Co jest nie tak z noworocznymi postanowieniami, dlaczego wszystko wraca na stare tory?
Anna Lissewska: Nowy Rok jest takim samym dniem jak każdy tyle że się dłużej śpi i ma kaca. OWSZEM, KAŻDA ZNACZĄCA DATA BUDZI MYŚLI O ZMIANIE, ale to nie początek nowego życia. Jesteśmy ci sami, a więc co miałoby się zmienić w ciągu jednej nocy?
Zwykle wskakujemy w buty rozsądnych rodziców i przyrzekamy sobie poprawę: że będziemy się zdrowiej odżywiać, rzucimy palenie, przestaniemy się wściekać na bliskich. Dlaczego nie przyrzekamy sobie, że spełnimy marzenia?
Samo słowo "postanowienie" zakłada, że coś sobie narzucamy. Odpowiedzialne za to jest Superego, część naszej psychiki pełna nakazów i norm społecznych. Wpadły w nią wszystkie wskazówki życiowe i moralne, które wbijali nam do głowy rodzice, nauczyciele, ksiądz czy inne autorytety. Porządny człowiek jest uczciwy i nie oszukuje, dobra żona i matka ma cierpliwość dla bliskich, modna i atrakcyjna kobieta jest szczupła, dba o zdrowie etc. Postanowieniami próbujemy zadowolić Superego, gdy nie daje nam żyć, bo wg niego nie jesteśmy tacy jak trzeba. Musimy się więc poprawić, albo przynajmniej mieć taki zamiar, by przestało nas gryźć sumienie. Marzenia należą do innej sfery. To coś bardzo osobistego, zazwyczaj stojącego w sprzeczności z Superego. Marzę o przeniesieniu się do małego miasta i spokojniejszym życiu, ale przecież praca w dużym mieście daje stałe i lepsze dochody. Chciałabym się nauczyć malować, ale to marnowanie czasu. Marzę o dużej rodzinie i pozostaniu w domu, ale co na to znajomi. Za spełnianie marzeń grozi surowa krytyka. Poza tym, by spełnić marzenia trzeba pójść za własnymi pragnieniami, a wielu nie zna swoich pragnień!
Ale kiedy nie realizujemy marzeń, dręczy nas brak satysfakcji. Czy bycie w porządku, chodzenie po bezpiecznych ścieżkach jest dla nas cenniejsze niż zadowolenie z życia?
Brakuje nam mediatora, który wysłuchałby zarówno naszych pragnień jak i głosu sumienia i podjąłby decyzję co i jak robić. Psychologia nazywa tę część Ego. Jego zadaniem jest wybranie z mnóstwa wskazówek, przykazań, złotych myśli i nakazów wkładanych nam do głowy tego, co jest DLA NAS ważne i czym MY chcemy się kierować w życiu. Jeśli takiej pracy nie wykonamy, to albo będziemy wiecznym buntownikiem albo niewolnikiem opinii publicznej czy sztywnych idei. Superego ma często bardzo zacne pomysły, np. żeby wprowadzić w nasze życie więcej porządku, byśmy wyważyli proporcje między pracą, odpoczynkiem i związkami z ludźmi, ale buntujemy się przeciwko niemu. Bo ten głos rozsądku przypisujemy rodzicom i społeczeństwu, które wciąż uważamy za wroga. W głębi duszy jesteśmy przekonani, że nas ogranicza lub nastaje na nasze Ja. Wtedy nici z postanowień. Cokolwiek dobrego byśmy wymyślili, zawsze sami storpedujemy taki pomysł. Podobnie jest z marzeniami. One również wymagają przetrawienia, obejrzenia z różnych perspektyw. Jeśli nie wysłuchamy zarówno swoich pragnień jak i tej części od nakazów, zakazów i wymogów, możliwości, że zrealizujemy swoje marzenia czy przyrzeczenia są niewielkie.
Jakie postanowienia wobec tego mają u nas szanse?
Te, które uwzględniają nasze realne możliwości, oraz te podjęte w pewnym stanie ducha, gdy potrzebę zmiany czujemy całym SOBĄ.
Często czujemy, że coś jest dla nas dobre, ale mimo to nic nie wychodzi z prób dokonania zmiany. Na przykład wiemy, że dobrze byłoby schudnąć, bo za otyłość grozi cukrzycą i nadciśnieniem. Boimy się choroby, a mimo to nie potrafimy zapędzić się na ćwiczenia ani odmówić słodyczy. Dlaczego?
Bo przeżywamy konflikt wewnętrzny, czyli mamy sprzeczne pragnienia. Jednocześnie chcemy i nie chcemy schudnąć. I musimy odkryć o co nam chodzi, bo powodów może być bardzo wiele. Smukłość kojarzy się z atrakcyjnością. Być może kobieta w głębi duszy nie chce być atrakcyjna, bo jeszcze ktoś by ją chciał i naraził w ten sposób na bliskość, zależność, miłość, zobowiązania, wszystko, czego się śmiertelnie boi. Albo kryje się za tym bunt: nie będę ulegać ogólnym wymaganiom, chcę być, jaka jestem i żeby mnie taką kochali. A może kluczem jest choroba? Kiedy będę chora, ktoś się mną zaopiekuje, ukarzę się za coś, etc. Jeżeli chcemy coś zmienić w sobie, w swoim życiu, to musimy lepiej poznać siebie, dotrzeć do naszych ukrytych intencji i konfliktów wewnętrznych. Za uporczywą trudnością we wprowadzaniu w życie jakiegoś postanowienia stoją co najmniej dwie walczące opcje. Często tego nie dostrzegamy, bo chcemy forsować tylko jedną, a drugiej nie mamy ochoty zobaczyć. Ale one i tak walczą ze sobą, czy widzimy je obie czy nie, i uniemożliwiają zmianę. Musimy je rozpoznać, zrozumieć czego chcą, przyjąć że każda ma swoje racje i wtedy dopiero można pertraktować zmianę. Tak jak w tym przykładzie o odchudzaniu. Jedna strona to Superego: wie, że trzeba coś zrobić, by się nie rozchorować. Jest rozsądna i podchodzi do sprawy racjonalnie. No i jest ta druga, na przykład ta, która boi się bliskości więc nie chce być atrakcyjna, by się nie spodobać. Superego uzna ją za idiotkę i w ogóle nie będzie chciało jej słuchać. Tu powinno wkroczyć rozumiejące i współczujące Ego. Skoro ta druga boi się i broni przed atrakcyjnością to widać ma istotne powody. Zrozumienie problemu i jego przyczyny oraz współczucie pomoże pogodzić obie strony, sprawić, że nie będziemy sami sobie podstawiać nogi. Konfliktów wewnętrznych nie rozwiązuje zwycięstwo jednej z opcji. Pokonana przejdzie do konspiracji, zacznie wojnę partyzancką i koniec końców uniemożliwi albo bardzo skomplikuje i przeciągnie w czasie zmianę. Obie strony naszego Ja przeżywające sprzeczne pragnienia muszą się zrozumieć i dogadać.
Są tacy, którzy uważają, że wystarczy wyćwiczyć nowe zachowania, zmienić sposób myślenia, powtarzać afirmacje lub nauczyć się różnych trików, a zmiana przyjdzie lekko, łatwo i przyjemnie.
Prędzej czy później pominięte przy takich zabiegach części naszej psychiki zaczną żyć swoim życiem i będą realizować się w formie różnych objawów np. chorobowych. Trzymajmy się przykładu z odchudzaniem. Zmusimy się do chodzenia na siłownię. Zacznie się obiecująco. Aż tu nagle, pewnego pięknego dnia złapiemy kontuzję. Albo pójdziemy wreszcie na basen ale zaraz dopadnie nas zapalenie zatok. Nie da się oszukać psychiki. Tylko jej integracja, świadomość sprzeczności, które w nas są, gwarantuje trwały sukces w dokonywaniu zmian. Pomijanie czegokolwiek, niedostrzeganie konfliktów wewnętrznych, prędzej czy później obraca się przeciwko nam. Zmiana to długi proces. Chodzenie na skróty skazuje nas na to, że jak w dziecinnych grach planszowych, będziemy co jakiś czas cofać się o kilka pól albo zgoła wracać do punktu wyjścia.
Rozmawiała: Anna Ławniczak