Zatem Vedic Art jest rodzajem autoterapii?
Kiedy pracuje się nad kolejnymi zasadami w sposób naturalny dotykamy własnych przeżyć, własnego wnętrza. Wychodzą z człowieka różne rzeczy. Oczywiście pojawia się element terapeutyczny, ale – Curt bardzo wyraźnie tego naucza – nie to jest celem Vedic Art. Może się wydarzyć jakiś oczyszczający proces ale nie o to głównie chodzi.
A o co chodzi w Vedic Art?
O podniesienie poziomu świadomości i zmianę mentalności. Może się zdarzyć i tak, że zasady z warsztatu staną się zasadami życiowymi. Malarstwo jest tu tylko narzędziem pracy nad sobą. Byłam ogromnie zaskoczona, kiedy po ukończeniu kursu drugiego stopnia dowiedziałam się, że przecież ja wcale nie muszę malować. Kreatywność jako taka rozkłada się na wszystkie dziedziny życia. Może wyprowadzić człowieka z marazmu, zniechęcenia, depresji…
Zatem Vedic Art sprowadza się do budzenia własnej kreatywności?
Przede wszystkim. Pobudzanie kreatywności, pobudzanie swojej prawej półkuli mózgu. To także relaks. Sposób na wypalenie zawodowe. Poczucie wolności osobistej.
Opowiedz, proszę, o twoim osobistym spotkaniu z Vedic Art.
To był rok, w którym musiałam zamknąć działalność gospodarczą, którą prowadziłam. Coś mi się zawaliło. W Wolimierzu jest pięknie, ale pracy nie ma. Koszmarnie mnie to załamało. Żyłam w jakimś marazmie, czułam ogromną pustkę. Gdyby wtedy ktoś zapytał mnie: kim jestem, albo, nie daj Boże – czego chcę? Za nic w świecie nie umiałabym odpowiedzieć. Moja przyjaciółka, która widziała mnie w takim stanie, próbowała podsuwać mi różne pomysły, i między innymi podsunęła mi Vedic Art. Zajrzałam na strony Jacka Poteralskiego. Nawet nie bardzo czytałam, o co tam w ogóle chodzi. Moją uwagę przykuły zamieszczone obrazy. Ja zawsze chciałam malować. Kopiowałam impresjonistów, ale były to próby nieudolne i zazwyczaj spotykałam się z komunikatem: nie umiesz, nie masz talentu, po co ci to… A tam, w galerii obrazów, ludzie malowali tak, jak ja zawsze chciałam. Okazało się, że warsztat Vedic Art odbędzie się w Kopańcu, 25 km od Wolimierza.
Vedic Art przyjechał niemal pod twój próg.
Tak. I wracając z zajęć pierwszego dnia miałam wypadek na skuterze, bardzo boleśnie uszkodziłam nogę. Od razu uświadomiłam sobie, że po raz kolejny w moim życiu – ale już ostatni! – ukarałam sama siebie za to, że robię coś dla siebie. Dotarło to do mnie, gdy motor leżał, a ja wyłam z bólu. Taki miałam sposób na życie do tej pory. I wtedy postanowiłam, że więcej tego robić nie będę. Że to był ostatni raz, a teraz daję sobie przyzwolenie dla siebie.
Nauczycielka Vedic Art – czy to jest określenie, które cię teraz definiuje?
Tak. Kiedy kończyłam pierwszy kurs w Kopańcu już wiedziałam, że chcę uczyć. Jeszcze nie miałam pełnej wiedzy ale już wiedziałam, że to będzie moja droga. Wiedziałam, kim chcę być. Po kursie drugiego stopnia zrobiłam kurs nauczycielski u Curta, u twórcy metody.
Co zmienił Vedic Art twoim życiu?
Przestałam się bać, w bardzo szerokim rozumieniu tego słowa. Mieszkam sama w ogromnym domu. Dawniej byłoby to nie do pomyślenia, bo każdy szelest, każdy cień mnie paraliżował. Teraz się nie boję. Mam w sobie dużo spokoju i bardzo lubię ten spokój. Kobiety od najmłodszych lata są wdrażane do sposobu życia, który polega na dawaniu. I kobiety mogą i potrafią bardzo wiele, ale bardzo rzadko dają cokolwiek sobie; zazwyczaj służą swojej rodzinie, swojemu otoczeniu. Vedic Art uczy jak dawać sobie, co jest ogromnie ważne, bo jeśli nie będę wiedziała jak dawać sobie – to moje dawanie na zewnątrz będzie miało zupełnie inną wartość. Mniejszą. Zyskałam też poczucie nieograniczonej kreatywności, wychodzące daleko poza malowanie. Nie ma teraz sprawy, której nie mogłabym załatwić. Mam poczucie ogromnej mocy; oczywiście zdając sobie sprawę z istniejących ograniczeń. No, nie będę np. fruwać. A szkoda… Ale potrafię dużo – zrobić, pomyśleć, znaleźć narzędzia, i jeszcze mieć z tego satysfakcję. To też wielka sztuka.
Rozmawiała: Katarzyna Matla, Nowiny Jeleniogórskie
Zobacz obrazy Baszki von Hanff w Galerii.
Baszka von Hanff – matka trzech dorosłych córek, z zawodu poligraf. Kiedy nie zajmowała się wychowywaniem córek, imała się wielu zajęć; pracowała w drukarni, roznosiła listy, pracowała na taśmie produkcyjnej w cukrowni. Przyjechała do Wolimierza z Warszawy. Teraz jest już wolimierzanką. Maluje obrazy i naucza Vedic Art. |