Przychodzi każdej zimy taki moment, że wszyscy nagle zaczynają mieć dość szarych dni, ciepłych kurtek, które nosili od grudnia, czapek i wszystkich innych akcesoriów potrzebnych, gdy mrozi. Każdy dzień z temperaturą w okolicy zera, albo nie daj Boże trochę poniżej, odbieramy jako niczym nieusprawiedliwioną złośliwość losu.
Uff... ciężko się czeka na wiosnę. Łatwo wejść w rolę pokrzywdzonego, który nie wiedzieć czemu nie urodził się na Wyspach Kanaryjskich albo chociaż w Prowansji. A do mnie na dodatek zadzwonił nagrany na automacie Marcin Meller i w sobotę wdarł mi się przez telefon do domu, żeby reklamować jakąś rozgłośnię radiową! To jest nowomodna odmiana gombrowiczowskiego gwałtu przez uszy. Eh, popatrzę sobie przez wymalowane mrozem okno. Może dojrzę jakiś promyk słońca...
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna