Używa niezliczonej ilości fałszywych nazwisk, jest asem kamuflażu i mistyfikacji. Nie ma takiego sejfu, którego by nie sforsował. Na miejscu kradzieży zawsze zostawia swoją wizytówkę. Jest nieuchwytny. Nigdy nie zabija. O kim mowa? O Arsene Lupin, dżentelmenie włamywaczu, którego stworzył na początku XX wieku na kartach swych powieści (m.in. „Wydrążona iglica”, "Zęby tygrysa") dziennikarz Maurice Leblanc.
Powieści o Lupin ukazują się regularnie od 1904 roku na łamach czasopisma „Je Sais Tous”, wzorowanym na brytyjskim „Strand Magazine”, w którym od końca dziewiętnastego wieku publikuje Arthur Conan Doyle, twórca Sherlocka Holmesa. Zresztą Arsene Lupin i Sherlock Holmes spotykają się ze sobą w 1908 roku w powieści Leblanca „Arsene Lupin kontra Herlock Sholmes”. Żeby nie płacić niebotycznego odszkodowania za wykorzystanie postaci, Mourice Leblanc przestawił pierwsze litery w imieniu i nazwisku i wyszedł Herlock Sholmes.
Sukces powieści o Arsene Lupine był tak wielki, że bardzo szybko dżentelmen włamywacz trafił na ekrany kin. Pierwszy film z nim, „Arsene Lupin Ende”, powstał już w 1911 roku. W czasach telewizji Lupin stał się bohaterem kilku seriali: m.in. „Arsene Lupin folle et perd” w reżyserii Alexandre'a Astrucka, (6 odcinków) z udziałem Jean-Claude'a Brialy. Pod koniec lat 80. powstał „Powrót Arsena Lupin” (12 odcinków) z Francois Dunoyer oraz w latach 90. „Nowe przygody Arsena Lupin” (8 odcinków) z tym samym aktorem w roli tytułowej. Zabawna była wersja Eduardo Molinaro „Arsene Lupin kontra Arsene Lupin” (1962), w której dwaj synowie (Jean-Claude Brialy i Jean-Pierre Cassel) dżentelmena włamywacza szukali skarbu. Lupin trafił także do serialu animowanego „Arsene Lupin, Czarna Peleryna” (Francja, 1996). Najbardziej zapadł w pamięć 26-odcinkowy serial „Arsena Lupin”, z Georgesem Descriersem w roli tytułowej, produkowany w latach 1971-1974. Lupin w jego wykonaniu to zawadiaka, błyskotliwy, inteligentny, szarmancki mężczyzna, który drwi sobie z policji, uwodzi piękne kobiety i dokonuje brawurowych kradzieży. Przy pomocy wspólnika Grognarda. Okrzyk: „Grognard, szampana” stał się w Polsce (nie zapominajmy, że była to połowa lat 70., czasy PRL) niemożliwą do spełnienia zachcianką, bo o zakupie prawdziwego francuskiego szampana można było sobie tylko pomarzyć, w sklepie były jedynie radzieckie „Szampanskoje”.
Na Arsene Lupin wzorowany jest Simon Templar, popularny „Święty” z serialu (1962-1968) z Rogerem Moore w roli głównej. Wiele cech Lupina posiada także Lupin III stworzony przez japońskiego pisarza Monkey Puncha i przeniesiony do serialu animowanego. Można się także pokusić o stwierdzenie, że kasiarz Kwinto z obu części filmu „Vabank” Juliusza Machulskiego też jest trochę wzorowany na Arsenie Lupin.
Gdy więc gruchnęła wieść, że Francuzi przystępują do nowej, wysoko budżetowej ekranizacji przygód najsłynniejszego złodzieja, oczekiwania były duże. Niestety, film „Arsene Lupin” Jean-Paula Salome zawodzi na całej linii. Reżyser popełnił taki sam błąd jak twórcy kinowej wersji „Świętego” z początku lat 90. Dopisał swemu bohaterowi smutne dzieciństwo, które oczywiście wpływa na jego dalsze życie.
Odtwarzający role Arsena Lupin Romain Duris wsławił się rolą nieporadnego młodzieńca w „Smaku życia”, który podczas stypendium w Hiszpanii smakuje życie. Tam był niezły - tutaj fatalny.
Intryga filmu jest mocno zagmatwana, Arsene Lupin (Romain Duris) szuka skarbu, którego strzeże tajne bractwo, a przy okazji ratuje życie i wdaje się w romans z hrabiną Cagliostro (Kristin Scott Thomas), krewną słynnego alchemika, znanego także pod nazwiskiem Józefa Balsamo. Najbardziej nie mogę darować reżyserowi, że zrobił film ciężki, zakalcowaty i zupełnie na serio. Gdyby to jeszcze była komedia, to ewidentne niedorzeczności scenariusza można by było jakoś strawić. Ale jeśli to jest na poważnie, to jest nie do przyjęcia. Już początek filmu nie wróżył niczego dobrego, kradzież i zabójstwo nakręcone w stylu thrillera. Ale potem jest scena na statku, kiedy Arsene z wdziękiem i zabawnie okrada eleganckie kobiety. Niestety, na tej jednej scenie dobre kino się kończy. Poza tym film jest niepotrzebnie aż tak brutalny.
Jean-Paul Salome zepsuł już „Belfegora – upiora Luwru” (2001), teraz „Arsene Lupin”. Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy zechce zrealizować nową wersję „Fantomasa”.
ARSENE LUPIN - kryminał/przygodowy/romans, Francja 2004, reżyseria Jean-Paul Salome.