INSTYNKT DOBRA
W wielu filmach poświęconych Holocaustowi ulegano martyrologicznym schematom i mniej czy bardziej uświadomionym ideologicznym założeniom, co skutecznie osłabiało ich artystyczną siłę. Zresztą często przyjmowana hollywoodzka konwencja opowiadania prowadziła do nieuchronnych uproszczeń. Agnieszka Holland jest jedną z nielicznych reżyserek, która w filmie fabularnym skutecznie przełamywała owe schematy, czego dobitnym dowodem były filmy „Gorzkie żniwa” (Bittere Ernte, 1985) i „Europa, Europa” (1990).
Jak sama zauważyła kręcąc swój najnowszy film, chcąc nie chcąc musiała się ustosunkować do obrazu Zagłady ukazanego przez najszerzej na świecie znanych poprzedników – zwłaszcza Stevena Spielberga i Romana Polańskiego. Pewnych porównań nie da się uniknąć – bo „W ciemności” to też wizja panoramiczna, mająca ambicję dać obraz tamtych czasów wieloznaczny i wielostronny. Jest to opowieść o Leopoldzie Sosze (Robert Więckiewicz), lwowskim kanalarzu i złodziejaszku, który po likwidacji tamtejszego getta w 1943 roku, ocalił ukrywając w kanałach grupę Żydów, co zostało opisane w dwóch książkach – „W kanałach Lwowa” Roberta Marshalla i „Dziewczynce w zielonym sweterku” Krystyny Chiger. Początkowo brał za to pieniądze, potem pomagał bezinteresownie. A więc jeszcze raz potwierdzona przez świadków historia, która miała naprawdę miejsce stała się punktem wyjścia do stworzenia fabuły. Czy film Holland jest rzeczywiście nowym słowem jeśli chodzi o ten trudny temat?
Spielberg w „Liście Schindlera” (Schindler's List, 1993) stworzył w gruncie rzeczy manichejską, ekspresyjną wizualnie posępną baśń, pomimo znaczących stylistycznych odstępstw utrzymaną w tradycji hollywoodzkiej. Oscar Schindler jest bohaterem, który na koniec, gdy już przeżył radykalny duchowy przełom staje się wręcz nieznośnie i niewiarygodnie sentymentalny. A więc wielkiemu, demonicznemu złu zostaje przeciwstawiony, potężniejące na koniec w patetyczny spiż dobro, które uosabiał właśnie Schindler. Jeszcze raz okazało się, że przy całym swym talencie Spielberg kręcąc tak zwane „filmy problemowe” nie potrafił (a może i nie zamierzał) przekroczyć hollywoodzkiego horyzontu. Z Polańskim inaczej. Holland otwarcie kwestionowała sens kręcenia filmu o Zagładzie po angielsku, ale pomimo to, że Polański tak właśnie uczynił, to przecież za niedocenionym w Polsce „Pianistą” (The Pianist, 2002) stoi doskonale wyczuwalna prawda osobistego przeżycia. I chęć unikania wszelkich klisz. Zło, jak to u Polańskiego jest wielopostaciowe i niezwykle potężne. W gruncie rzeczy nie ma przed nim ucieczki. Co z tego, że pojawia się Hosensfeld, że Szpilman ocaleje? To ocalenie to właściwie wyjątek potwierdzający regułę. Tak krytykowane zakończenie, które oskarżano o naiwność ma przecież głębszy sens. Jedyne wytchnienie, ulga jest w sztuce. Świata nie da się zmienić, tylko artysta ma przywilej – a czasem i udrękę – znalezienia kruchego azylu. Piękno jest pomimo wszystko możliwe, choć skażone przekonaniem o potędze zła.
„W ciemności” natomiast to rzecz przede wszystkim, o tym, że dobro ujawnia się niespodziewanie, zaskakująco. W ten sposób film idzie w poprzek nawyków i oczekiwań widzów. Dobro jest tu zagadką, tajemnicą, może kwestią przypadku. Bo Holland podziela pesymistyczną wizję natury ludzkiej, obecną u Polańskiego. Ludzie kierują się w jej filmie przede wszystkim nieprzewidywalnymi instynktami, kultura jest cienką powłoczką, która pod presją przemocy bardzo szybko pęka, zwłaszcza gdy idzie o przetrwanie. Taki jest obraz Żydów skazanych na wspólną egzystencję w lwowskich kanałach. Dzielą ich wielkie klasowe i kulturowe różnice, bariery trudne do przełamania, wydaje się nawet, że wcale nie mniejsze, choć oczywiście innego rodzaju niż dystans dzielący ich od Polaków. Zostali niejako skazani na wspólny los, ale straszliwe okoliczności wcale tej społeczności nie cementują. Janek (Marcin Bosak) pozostaje egoistą, gorączkowo myślącym o przeżyciu, Ignacy Chiger (Herbert Knaup, głos w wersji polskiej – Leszek Piskorz) bezradnym inteligentem i zarazem człowiekiem z racji wykształcenia pełnym poczucia wyższości wobec otoczenia. Energia Janka daje początkowo szansę na przeżycie, tak jak i pieniądze Chigera.
Problem polega na tym, że kreśląc panoramiczny obraz tych co żyli na dole i na górze, w intencjach niejednoznaczny i wielopłaszczyznowy, Holland nie zawsze osiąga zamierzony rezultat. Rekonstrukcja tamtych miejsc i czasów wydaje się jednak chwilami właśnie tylko rekonstrukcją, ma zbyt często wymiar teatralnej dekoracji, a to wrażenie pogłębia jeszcze zaskakująco patetyczna muzyka, kłócąca się z celowo surową fakturą obrazu. Dwa główne równorzędne wątki, dwie odmienne perspektywy nie zawsze uzupełniają się, jak to zapewne było zamierzone, lecz niestety niejako ze sobą konkurują. Słabiej wypada dramatyczny wątek życia w kanałach. Tytuł mówi w ciemności, ale w filmie jest jednak wiele, chyba za wiele światła. To zrozumiałe – trzeba było ukazać złożone relacje bohaterów, poddanych wyjątkowo ciężkiej próbie. A żeby to uczynić należało ukazać ich reakcje, ich twarze. Może jednak w filmie powinni znaleźć się tej ciemności więcej – w sposób wręcz dosłowny – by mocniej dać odczuć widowni narastające poczucie desperacji i izolacji.
Być może też kamera powinna być konsekwentnie wręcz „przylepiona” do Sochy (Więckiewicz spisał się jak zwykle świetnie), śledzić jego najdrobniejsze reakcje, także w momentach nie związanych bezpośrednio ze sprawą pomocy Żydom, po to byśmy ów instynkt dobra mogli precyzyjniej prześledzić. Ale jego życie na powierzchni jest potraktowane chwilami zdawkowo. Można też było konsekwentnie przyjąć punkt widzenia ratowanych przez niego Żydów, opisać szczegółowo, nawet ryzykując pewną monotonię życie w ciemności, ukazując dzielące ich wartości, konflikty słabości. I głównie ich oczyma ukazać ewolucję postawy ich wybawiciela.
Film z pewnością śmiało wznosi się ponad granice dzisiejszych jakże niestety banalnych rodzimych medialnych dyskusji, gdzie kwestie żydowskie traktowane są w sposób przewidywalny. Ogromna większość Polaków ponosi – nie tylko moralną – odpowiedzialność za Zagładę – powiadają jedni. To kwestia „marginesu” – z uporem ripostują inni. Holland doskonale wie, że należy przekroczyć granice tak zakreślanej w sposób naiwny (a często także ideologicznie zacietrzewiony) debaty i wiele uczyniła aby tak się stało. I może właśnie paradoksalnie godna uznania troska żeby podwyższyć poziom tych polemik, nadać im głębszą perspektywę osłabiła siłę filmu, wprawdzie odważnie łamiącego wiele utrwalonych w kinie na temat Holocaustu schematów, ale pozostawiającego jednak poczucie niedosytu.
Tomasz Jopkiewicz
Przeczytaj także wypowiedzi twórców filmu „W ciemności”.
W ciemności (In Darkness) – dramat, Polska/Niemcy/Kanada 2011, reż. Agnieszka Holland.