Czytałam ostatnio wywiad z artystą, ale nie zapamiętałam jego nazwiska i specjalności tylko słowa: "a potem zaczęło się polskie nieodpowiadanie na maile, nieodbieranie telefonów". Tak mamy, sama to robiłam, dopóki nie uświadomiłam sobie jakie to straszne lekceważenie tych, co do nas piszą i dzwonią.
Podłożem takich zachowań jest nie tylko brak wychowania i szacunku dla ludzi, ale też uniki. Czegoś nie zrobiłam albo zobowiązałam się pochopnie do czegoś, czego nie jestem w stanie wykonać, przeprowadzić, załatwić - to nagle zapadam się pod ziemię. Albo umówiłam się i nie mogę przyjść - zwłaszcza na bardziej formalne spotkania - nie odwołuję. Niektórzy psychoterapeuci i mój rehabilitant każą sobie płacić za taką nieodbytą i nieodwołaną wizytę. Kiedyś wydawało mi się to skandaliczne, dzisiaj to rozumiem. Bo jak się chce i o tym pomyśli to człowiek zawsze znajdzie kanał komunikacji i sposób, by poinformować o zmianie planów, braku możliwości wykonania zobowiązania, spóźnieniu czy jakimś innym nie... Nie robimy tego, bo się boimy konfrontacji z rozczarowanym człowiekiem, którego zawiedliśmy. Nie chcemy przepraszać, bo to nas upokarza. Wolimy rżnąć głupa niż spotkać się z czyimś niezadowoleniem albo złością. Kruche to nasz Ja, jak wydmuszka. Pęka przy byle twardszym kontakcie. Musimy być doskonali, a jak nie jesteśmy, to trzeba tak zakręcić rzeczywistością, żeby wyszło, że jesteśmy. Nawet jeśli to wielka ściema.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna