No i stało się! Koń z chińskiego zodiaku zaczął brykać, przynajmniej w skali makro. Chyba nie o to chodziło, ale świat nigdy nie obiecywał, że będzie taki, jakim go sobie wykoncypujemy. Myślałam, że najgorsze co może mi się zdarzyć to stan wojenny w Polsce, kiedy rzeczy działy się nad moją (i nie tylko moją) głową, rujnując marzenia i plany, nicując wartości i pokazując w jakim najgłębszym poważaniu mają wolność, godność i niezależność.
Potem przyszedł przewrót i słowa: Nasze, U Nas. We Własnym Domu. Wydawało się niemożliwe, żeby znowu czuć się jak pies na dryfującej krze. To trwało chwilę. Potem rzeczy potoczyły się własnym biegiem, wcale nie tam, gdzie chciałam. Może trzeba być politykiem ze szczytu, by mieć poczucie, że się jakoś wpływa na bieg spraw? A może to tylko duuuże, ogromniaste pieniądze i zaczepienie w finansowo-politycznej siatce władzy uodporniają na fikołki historii? Nie wiem. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że rządzi PRZEMOC. W każdej dziedzinie: w pracy, w biznesie, w relacjach z władzą, w relacjach między państwami. Ciągle ktoś dostaje po głowie, tak jak dziś Ukraina. Wartości są piękne. Można pogadać o wolności, współpracy, niezależności, szacunku, solidarności, godności. Takie hasła świetnie brzmią w duszu szczipatielnych przemówieniach. Ale potem liczy się biznes. Znowu rosyjska mania wielkości, znowu bezradna Europa widząca tylko czubek własnego nosa. I maluczcy, którym jak zwykle dano rolę ciepiących, zabijanych i manipulowanych. Czy NIGDY NIC SIĘ NIE ZMIENI?
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna