KONIECZNY PLAN ZAPASOWY
Możecie wybrać rodzaj życia, jakim chcecie żyć, byle był on właściwy. Jeśli uczynicie inaczej, możecie spodziewać się kłopotów. Prawo nie będzie raczej po waszej stronie, chociaż w teorii wobec prawa każdy przecież jest równy. Ta niepisana, a w praktyce niepokojąco często stosowana zasada obowiązująca w demokratycznych krajach Zachodu ukazuje w filmie „Wilk” swe boleśnie paradoksalne oblicze.
Oto pogranicze Szwecji i Norwegii. Kiedyś hodowało się tu renifery, dziś stawia się przede wszystkim na turystykę. Te zwierzęta, które tu jeszcze pozostały ewentualnie mogą dostarczyć mięsa. A więc brak miejsca, dla tych, którzy z uporem pragną kontynuować tradycje rodzinne i żyć doglądając stad. Ci, którzy we wspomnianej dochodowej branży nie znajdą zatrudnienia powinni się kształcić. Zresztą można mieć właściwie pewność, że szwedzkie państwo zapewni im należytą pomoc. Co jednak, gdy ktoś niespecjalnie tej pomocy chce? Jak stojący na progu życia Nejla (Robin Lundberg), który od nauki woli spędzać czas ze swoim wujem, Klemensem (Peter Stormare, pamiętny między innymi z „Fargo” braci Coen), opiekując się właśnie reniferami. Nietrudno ich zrozumieć.To surowe życie oznacza z jednej strony ciężkie obowiązki, ale także i wolność od innych życiowych zobowiązań - społecznych czy rodzinnych. Ta swoboda może oszołomić i zachwycić, co pomagają widzom poczuć wręcz zapierające decha zdjęcia autorstwa Jörgena Perssona (pracował między innymi przy „Wiarołomnych” Liv Ullmann według scenariusza Ingmara Bergmana). Ale z drugiej strony taki sposób życia, to także rodzaj ucieczki. Dla Klemensa przed klęską jego życia rodzinnego. Użalając się po pijanemu przedstawia siebie jako ofiarę, bo pasmo jego niepowodzeń zaczęło się od niewierności żony i kosztownego rozwodu. Jakie jednak były głębsze przyczyny tego życiowego kryzysu? Możemy się tylko domyślać, że nie musiały być wcale takie proste jak sugeruje rozżalony bohater. Może nie bez znaczenia były tu upór i twardość tego mężczyzny, jego chęć pielęgnowania dawnego sposobu życia, co inni, także bliscy, traktują niechętnie, choć jakoś szanują. Ale nie szanują tego władze i policja. Odmienność Klemensa, choć przecież niewyzywająca ich drażni, więc gdy się trafi okazja, by mu dopiec, machina pójdzie w ruch. A jeszcze trzeba zauważyć, że Klemens to potomek Lapończyków, z rodziną ciągle się porozumiewa w tym języku, co przyprawia policjantów niemal o wściekłość. Lapończyków przez lata przecież poddawano – nie tylko zresztą w Szwecji – przeważnie przymusowej asymilacji. Uważano często za nację gorszą i zacofaną. I widać, w drobnych reakcjach stróży ładu, że ta niechęć i lęk przed ciągle wyczuwalną odrębnością Lapończyków jest nadal głęboko zakodowana i raz po raz się ujawnia.
W kluczowym momencie akcji pojawia się tytułowy wilk. Do 1966 roku płacono za zabijanie tych zwierząt, potem polityka zmieniła się na proekologiczną, teraz jest to karane, za zabicie wilka grozi kara nawet czterech lat więzienia. By ocalić swe stado Klemens jednak musi zabić napastnika. Zwierzę zabija w końcu Nejla, faktu śmierci drapieżnika pomimo wysiłków jego wuja nie daje się ukryć. A potem się zaczyna śledztwo, sprawa trafia do sądu. Klemens chce ratować przed grożącym wyrokiem chłopaka, obydwaj są w końcu zmuszeni do kłamstw.
A więc oskarżycielski film, który sugeruje, że szwedzki model państwowy i prawny ma w sobie ukryte autorytarne, może wręcz totalitarne elementy, a idee postępu, tolerancji i powszechnego dobrobytu przekładają się na nieelastyczne, a na dodatek bezdusznie egzekwowane prawo. Jednak twórcy filmu – Alfredson i scenarzystka, ceniona autorka kryminałów i powieści psychologicznych, Kerstin Ekman (m.in. „Dzwon śmierci”) nie są naiwni. Opowiadając w sposób niezwykle precyzyjny i zajmujący, stopniowo charakteryzując bohaterów poprzez działanie ukazują wielowymiarowość sytuacji w jakiej się znaleźli. Tak czy inaczej dawny sposób życia został zapewne nieodwracalnie zniszczony, ale w filmie brak łatwego determinizmu. Może by choć częściowo z przeszłości coś ocalić, nie są potrzebne wielkie słowa, wystarczy odrobina determinacji. Radykalne odcinanie się od tradycji w imię jakiejkolwiek ideologii jest niebezpieczne – sugerują twórcy filmu. W końcowych scenach pada znamienne zdanie o koniecznym „wyjściu zapasowym”. Większość miejscowych rozumie, może wręcz instynktownie, motywy postępowania Klemensa, chociaż ich często może nie podziela. Na szczęście tego bohatera nie uczyniono postacią pomnikową, nie opisano jako plakatowego mocnego człowieka, rycerskiego bojownika konserwatywnych cnót. Nie, to po prostu człowiek, który broni desperacko, ale ze spokojną godnością samego siebie i tego, co wydaje mu się słuszne. Bo doskonale wie, że związek z rodziną i zwłaszcza z chłopakiem, w którym chciałby widzieć swego następcę, to jedyne, co mu pozostało.
„Wilk” – kameralna, trzymająca w napięciu opowieść psychologiczna pozbawiona ułatwień i fałszywie brzmiących melodramatycznych tonów niezwykle skutecznie angażuje emocjonalnie. Bardzo pragniemy ocalenia Klemensa, bo wiemy, że on musi mieć do czego wrócić, inaczej ulegnie pewnie nieodwołalnemu załamaniu. Mądrość (niemodne, ale w tym przypadku najbardziej odpowiednie słowo) filmu polega na tym, że zachowując emocjonalną intensywność skutecznie prowokuje do ogólniejszych rozważań nie narzucając przy tym łatwych odpowiedzi. Owszem, ów „plan zapasowy”, czyli pamięć o tradycji są bardzo ważne, zwłaszcza w czasach gdy tak łatwo kreśli się zdecydowane wizje społecznego rozwoju, nasycone elementami różnorakich ideologii. Nikt jednak nie da gwarancji, że nowoczesność chociażby stosunkowo harmonijnie stopi się z tym, co istotne w przeszłości. Ważne jest jednak, by szukać rozsądnych, choć wymagających poświęceń rozwiązań nieuchronnych i wielce bolesnych konfliktów. Od czasu do czasu to się może udać, sugeruje Alfredson. A to już nie tak mało.
Tomasz Jopkiewicz
WILK (Varg) – dramat, Szwecja 2008. Reżyseria: Daniel Alfredson.