ŚLEDZTWO W SPRAWIE CZUŁOŚCI
Marieke (Hande Kodja) woli starszych mężczyzn. I nie ma większych oporów, by chodzić z nimi do łóżka. A potem ich fotografować. Domyślamy się, że to nie jest beztroska kolekcjonerka nietypowych łupów, że jej postępowanie to wyraz psychologicznej fiksacji.
Tak rzeczywiście jest. Na szczęście ten utwór nie delektuje się dziwacznością dla samej dziwaczności, nie ma też na celu ukazywania ze zgrozą jeszcze jednego przykładu przygnębiającej współczesnej alienacji. To prawda, że debiutancki film Belgijki Sophie Schoukens może chwilami irytować i wydawać się zbyt oczywisty. Sekret, który gnębi dwudziestolatkę Marieke i kładzie się cieniem na jej życiu stosunkowo prędko zostaje wyjawiony. Ale to przecież nie śledztwo w sprawie własnej przeszłości, które z czasem zaczyna prowadzić dziewczyna ma nas przede wszystkim zaintrygować. Reżyserka nie skłania widzów do konsekwentnego przyjmowania punktu widzenia swej bohaterki i jak największego utożsamiania się z nią. Mamy poznać jej świat, nie przyjmujące przecież całkowicie jej perspektywy, zachowując dystans. Co więcej – nie wszystkie szczegóły opowiedzianej nam historii są do końca jasne i jest to zamiar celowy. Jaka jest na przykład rola wydawcy Jacoby'ego (Jan Decleir), który niespodziewanie pojawia się w życiu Marieke i jej matki, Jeanne (Barbara Sarafian) i staje się katalizatorem wielkich zmian? Sama reżyserka podpowiadała że to człowiek zakochany od lat bezskutecznie i platonicznie w tej ostatniej. Być może. Jacoby ma zapewne poczucie winy, bo dawny mąż Jeanne, a ojciec Marieke był jego przyjacielem, któremu nie był w stanie pomóc. Jednak napięcie pomiędzy przybyszem a Jeanne sugeruje, że mogło jednak do czegoś pomiędzy nimi dojść, a misja Jacoby'ego jest jego spóźnioną pokutą. Nie jest nawet wykluczone (choć raczej mało prawdopodobne), że dziewczyna to jego córka.
Przełamanie trwającego od lat emocjonalnego impasu Marieke – oto główny temat filmu, który popada chwilami w tony niemalże dydaktyczne. Trzeba otworzyć się na innych, otworzyć się na czułość, poczynając od osób najbliższych. Niedwuznacznie taką puentę sugeruje pojawiająca się w kluczowych momentach piosenka Jacquesa Brela. Banał? Na pozór tak, ale poprzez intensywność i pozbawiony zbędnych ozdobników styl opowiadania w wielkiej mierze udaje się go przezwyciężyć. Schoukens wielokrotnie niejako w ostatniej chwili unika pokusy łzawości rodem ze standardowego dramatu rodzinnego. Stawia na konkret, na chwilami wręcz bolesną rzeczowość opisu. A doskonali bez wyjątku aktorzy skutecznie to wspomniane zagrożenie rozbrajają, wygrywając wszelkie zawarte w scenariuszu psychologiczne niuanse, a nawet tuszując jego braki. Declair jako Jacoby nie jest tylko zatroskanym sentymentalnym starszym panem, ale także kimś, kto z cichą determinacją usiłuje ułożyć swe życie na nowo, a może raczej tylko marzy o tym. Podobnie przekonuje Sarafian jako Jeanne, kobieta od wielu lat kryjąca się za maską szorstkości. Ale to sposób psychicznej samoobrony, także przed córką, od której bardzo dawno temu się oddaliła. Wierzymy jednak, że ta maska może pęknąć.
Największym atutem, wręcz skarbem filmu jest młoda aktorka Hande Kodja. Jej wręcz natchniona gra pozwala brawurowo zamaskować widoczne słabości filmu. Marieke może sprawiać na pierwszy rzut oka wrażenie wręcz socjopatki, której jednakże mamy współczuć ze względu na wielce bolesne przeżycia. Ale taki emocjonalny szantaż okazał się całkowicie zbędny. Bohaterka w poruszającej interpretacji Kodji kluczy, błądzi, a jednocześnie zachowuje w sobie wyjątkową świetlistość, kruchość, w którą bez zastrzeżeń się wierzy. Jak w poszukiwanie ojca w jej kolejnych partnerach. Można tylko nieco ubolewać, że miejsce pracy Marieke (fabryka czekolady) i jej inni znajomi, w zbliżonym do niej wieku zostali ukazani niemal bez wyjątku jako osoby obce i wrogie. Tak ich zapewne postrzegała dziewczyna, lecz przecież Schoukens w innych partiach filmu starała się skutecznie od jej punktu widzenia zdystansować. Ale tego typu charakterystyczne dla debiutu potknięcia więcej niż równoważy występ Kodji, której wierzy się bez zastrzeżeń. Jej Marieke potrafi być w obrębie jednej sceny twarda i bezbronna, prowokująca i zagubiona. Oddać taką gamę emocji bez popadania w fałsz czy szarżę to naprawdę wielka sztuka.
Tomasz Jopkiewicz
Marieke, Marieke (Marieke, Marieke) – dramat, Francja/Belgia/Niemcy 2010. Reżyseria: Sophie Schoukens.