Wybory
W tym czasie północno-zachodnią częścią Sycylii rządził Giuliano, pozostałą częścią wyspy mafia. Gdy Włochy stały się republiką, a partie komunistyczna i socjalistyczna zyskiwały coraz więcej zwolenników, mafia zrozumiała, że musi dobrze się napracować, by wygrać wybory do władz lokalnych. Kiedyś zlekceważono Rzym, czego wynikiem był Mussolini i faszyści. Teraz, gdyby do władzy doszli komuniści, na pewno dążyliby do zlikwidowania mafii. Dlatego „przyjaciele przyjaciół” przygotowali kontrofensywę. W kościołach wygłaszano kazania piętnujące komunistów, rozdawano kosze owoców i spaghetti tym, którzy obiecali głosować na chadecję. Biedny chłop brał tę przedwyborczą kiełbasę, ale głosował po swojemu. Głosował na tych kandydatów i te partie polityczne, które dawały mu szansę na zakup własnego kawałka ziemi za minimalną sumę. I nie miało to nic wspólnego z ideologią komunistyczną. Sycylijczyk przecież nie wyobrażał sobie życia bez Matki Boskiej, kościoła i ukochanego papieża.
Wybory do władz lokalnych Sycylii, w kwietniu 1947 roku, były całkowitą klęską chadecji i mafii. "Blok Ludowy", koalicja partii komunistycznej i socjalistycznej, zebrał 600 tysięcy głosów, a chadecja tylko 330 tys. Pozostałe 500 tys. zyskały inne partie.
Tajemniczy list
Wtedy właśnie zwrócili się do Salvatore Giuliano "przyjaciele przyjaciół". Sytuacja była dobra, bo po załamaniu się ruchu separatystów Salvatore został sam, bez możnych, arystokratycznych protektorów. Powiedzieli mu, że obecnie zarówno na Sycylii, jak i w całych Włoszech najważniejsza jest walka z czerwonymi - komunistami i socjalistami, i że on musi się włączyć do tej walki. Obiecano mu, że jeśli "wyedukuje" ludność Sycylii, żeby podczas wyborów ogólnonarodowych zagłosowała na chadecję, to nie dość, że zostanie ułaskawiony i będzie mógł wyjechać do Ameryki, ale jeszcze dostanie dużo pieniędzy. Giuliano nie do końca im wierzył, ale nie miał wyboru. Zaczął napadać na kwatery lewicowców, przerywał ich mityngi, zrywał plakaty, spalił też kilka kwater komunistów. Ale to nie odniosło spodziewanego skutku. Próbowano więc nakłonić Giuliana, by wzmógł swoje akcje tak, by sytuacja uległa radykalnej zmianie przy wyborach ogólnonarodowych.
Giuliano od początku wejścia na drogę przestępstwa prowadził sekretny dziennik, w którym skrupulatnie opisywał wszystkie spotkania z politykami, mafiosami i wysokimi funkcjonariuszami bezpieczeństwa. W jego ręku znajdowały się też listy i pisma, w których wysocy urzędnicy państwowi deklarowali udzielenie mu pomocy w zamian za wykorzystanie go do własnych politycznych celów. Była to prawdziwa bomba, która po opublikowaniu mogłaby zdmuchnąć chadecki rząd. Gdy „przyjaciele przyjaciół” zaczęli go naciskać, by ostro się rozprawił z czerwonymi, Salvatore - pomny na niespełnione obietnice separatystów - poprosił o gwarancje na piśmie. 27 kwietnia 1947 roku Giuliano otrzymał list. W imieniu Bernardo Mattarella (ministra komunikacji), posła chadeckiego Tommaso Leone Marchesano i księcia Gianfranco Alliaty, partie chadecka i monarchistyczna zapewniały go, że jeśli wygrają wybory, Giuliano i jego ludzie zostaną uniewinnieni. Namawiali go też do uderzenia w komunistów w dniu 1 maja. List podobno podpisany był przez samego ministra spraw wewnętrznych, Mario Scelbę. Tak twierdziły matka i siostra Giuliano - Marianna.
Masakra na przełęczy
Od 1894 roku co roku 1 maja mieszkańcy dwóch okolicznych wiosek, Piana dei Greci i San Giuseppe Jato, ciągnęli na Przełęcz Portella Della Ginestra, by tam świętować, jeść, pić, tańczyć i śpiewać. 1 maja 1947 od samego światu na Przełęcz przybyło około trzech tysięcy osób, w tym kobiety i dzieci. Wszyscy rozkładali się na trawie i świętowali. W tym roku fiesta miała szczególnie wyjątkowy charakter, bo po raz pierwszy chadecja przegrała wybory, a zwycięstwo stało się udziałem komunistów i socjalistów. Na imprezie zjawili się sekretarze miejscowych organizacji włoskiej partii socjalistycznej. Zaczęły się przemówienia. W pewnej chwili ze stoków dwóch szczytów - Monte Pizutta i Monte Cumeta - zaczęto strzelać do bezbronnego tłumu. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki. Później okazało się, że w tej krwawej łaźni zginęło 15 osób, w tym kobiety i dzieci, 50 osób było rannych.
Maskara na Portella della Ginestra zaszokowała całe Włochy. Dużo ludzi przestało sympatyzować z Giuliano. Kto dokonał masakry na Przełęczy Portella della Ginestra? Czy rzeczywiście był to Salvatore Giuliano? Czy jego ludzie nie działali w zmowie z mafią lub z rządowymi siłami specjalnymi i na ich wyraźne polecenie nie otworzyli ognia do ludzi, po to, by całą winę obarczyć Giuliana? Aby skompromitować go w oczach wielbiącego go biednego sycylijskiego ludu? Kto za tym stał? Czy miał z tą masakrą związek ów tajemniczy list, który Salvatore otrzymał 27 kwietnia, podpisany (podobno) przez samego ministra spraw wewnętrznych? Giuliano miał zwyczaj wysyłania listów do redakcji gazet, które nieodmiennie rozpoczynał: "Jeśli, jak zawsze mniemałem, nie jesteśmy wrogami, opublikujcie ten list". Informował w nich o tym co zrobił. Jednak o masakrze na Przełęczy nie napisał ani słowa. Dlaczego?
Oszukany banita
Pierwsze wybory powszechne we Włoszech odbyły się 18 kwietnia 1948 roku. Wygrała je chrześcijańska demokracja. Po zwycięstwie chadecji Giuliano zaczął się domagać dotrzymania obietnic, a więc: pieniędzy, puszczenia w niepamięć grzechów, a także rehabilitacji. Jednak teraz nikt nie brał go na poważnie i nie zamierzał dotrzymać słowa danego bandycie. Początkowo Giuliano wysyłał listy, w których przypominał politykom chadecji o dotrzymaniu obietnic. Nie dostawał na nie odpowiedzi. Nikt też go nie ułaskawił. Wtedy zrozumiał, że został oszukany. Przez polityków, przede wszystkim jednak przez mafię. Dlatego wypowiedział jej wojnę i zaczął się mścić. Dokonał zamachu i zabił Santo Fleresa - szefa mafii w Palermo. Zagroził też śmiercią samemu szefowi mafii sycylijskiej, don Calogero Vizziniemu. Był to początek końca Giuliano.
Wojna
W lipcu 1949 roku minister spraw wewnętrznych, Mario Scelba, powołał specjalną armię karabinierów CFRB (Siły Specjalne do Spraw Zwalczania Bandytyzmu) w celu zlikwidowania bandy Giuliana. W armii znalazły się jednostki komandosów, samoloty, wozy opancerzone, broń ciężka. Na czele stanął pułkownik Ugo Luka - żołnierz, który wsławił się podczas drugiej wojny światowej, nazywano go "włoskim lwem pustyni". Armia liczyła 3 tys. ludzi, potem powiększono ją jeszcze o 2 tys. żołnierzy.
Pierwszym ruchem pułkownika Luki po przybyciu na Sycylię było zabronienie sycylijskim gazetom drukowania listów Giuliana, drugim - zresztą kompletnie bezsensownym - aresztowanie rodziców Giuliana pod zarzutem współdziałania z synem. W sumie Luka wtrącił - korzystając ze specjalnych uprawnień jakie udzielił mu rząd chrześcijańskiej demokracji - do więzienia, celem przesłuchania, ponad 700 obywateli Montelepre i okolicznych wiosek. W samym Montelepre wprowadzono godzinę policyjną. Podczas gdy w miasteczku stacjonowało 2 tys. żołnierzy, 3 tys. przeszukiwało góry w celu pojmania najsłynniejszego sycylijskiego bandyty.
Przez 7 lat Giuliano i jego kompani byli królami Montelepre i całej północno-zachodniej Sycylii. Jednak gdy ruszyło przeciwko nim 5 tysięcy świetnie wyszkolonych żołnierzy, Salvatore zrozumiał, że to nie przelewki. Jego armia stopniała, góry zostały podbite, jego protektorzy - lud sycylijski - zmiażdżeni. Poza tym mafia - największa na Sycylii siła - miała już go dość i postanowiła się go pozbyć. I to mafii Salvatore najbardziej się obawiał, nie żołnierzy. Wiedział bowiem, że jeśli przeciwko niemu wysłano tyle świetnie wyszkolonego wojska, to musi za tym stać mafia. Mafia, która już nie chciała z nim dzielić swej władzy na Sycylii. Ale ani mafii, ani politykom, ani karabinierom tak naprawdę nie chodziło o to, żeby schwytać Giuliano, i żeby mógł on wykrzykiwać swoje oskarżenia z ławy oskarżonych w sądzie. Bali się oni także opublikowania jego sekretnego dziennika, w którym opisał skrupulatnie, kto mu pomagał i w jaki sposób. Pamiętnik opowiadający historię siedmioletniej zbrojnej działalności Giuliano i znajdujące się w jego rękach dokumenty mogły obalić rząd chrześcijańskiej demokracji. W ręku bandyty bowiem były listy podpisane przez znanych arystokratów, kardynałów, ministrów, w których namawiano go do zbrojnej walki z komunistami i obiecywano ułaskawienie. Postanowiono więc, że Giuliano musi zginąć. „Przyjaciele przyjaciół” jednak wiedzieli, że lud sycylijski wielbi go, że jest on bohaterem Wyspy. Dlatego zaplanowano wszystko tak, by żadne posądzenie o zabójstwo Giuliano nigdy na nich nie padło. Giuliano miał zostać zabity przez karabinierów lub przez kogoś... bliskiego.
Salvatore Giuliano: dawno temu na Sycylii
- Szczegóły
- Kategoria: Podróże do siebie - artykuly
Spis treści
Strona 3 z 4