Choć od jego śmierci upłynęło wiele lat, Salvatore Giuliano na zawsze zaskarbił sobie miłość i wdzięczność Sycylijczyków. Kolejne pokolenia przekazują sobie z ust do ust historię tego najsłynniejszego sycylijskiego bandyty, który zrabowane pieniądze rozdawał biedakom i nie chciał się podporządkować mafii.
Miasteczko Montelepre jest oddalone od Palermo zaledwie o 20 kilometrów. Autobus nie jedzie zbyt szybko, bo droga prowadzi przez góry i pełna jest niebezpiecznych zakrętów. Czasem jest tak wąsko, że dwa autobusy nie mieszczą się obok siebie. Do Montelepre postanowiłem pojechać, by poszukać śladów najsłynniejszego sycylijskiego bandyty, Salvatore Giuliano, który właśnie stamtąd wyruszył na swą siedmioletnią krucjatę przeciwko państwu włoskiemu.
W drodze do Montelepre przejeżdża się przez małe miasteczka pełne kamiennych domów, stojących na zboczach gór. Przez wieki zbocza te były pieczołowicie przekształcane na wąskie tarasowe pola. Co jakiś czas autobus mija stojące przy drodze małe kapliczki zamykane na kłódkę, w których znajduje się posąg Matki Boskiej. Przy niektórych z nich widzę stare kobiety ubrane na czarno, klęczące i modlące się.
Montelepre
Montelepre jest niewielkim miasteczkiem leżącym w dolinie gór Cammarata. Nad nim góruje szczyt Monte d'Ora. Cammarata to wapienne góry pełne grot, jaskiń, niewielkich wąwozów, świetnie nadających się na kryjówki. Ponad tysiąc lat temu Spartakus ukrył w tych górach swoją armię niewolników i stąd poprowadził ją do walki z rzymskimi legionami.
Montelepre, jak większość miast na Sycylii, zbudowane jest na stromym zboczu. Gdy autobus zatrzymuje się na malutkim placyku, wysiadam. Dalej idę wąską uliczką w dół, wstępuję do malutkiego sklepu spożywczego po wodę mineralna. Siwiutki, przygarbiony sprzedawca z przyklejonym do ust uśmiechem nie zna obcych języków. Jego kolega - rozmawiający z nim w dialekcie sycylijskim - również. Pytam o dom Salvatore Giuliano. Wtedy nagle staruszek przestaje się uśmiechać: Banditen, banditen - krzyczy po niemiecku. Soldaten, tanken, bomben - tyle słów prawdopodobnie zapamiętał z czasów II wojenny światowej. Jego znajomy zaczyna się śmiać i mówi coś, co doprowadza staruszka do wściekłości. Potem wychodzi przed sklep i pokazuje w którym kierunku należy iść, żeby dojść do domu Giuliano. Zostawiam sprzeczających się starych przyjaciół i idę wąską uliczką w dół. Po tylu latach jeszcze nazwisko Giuliano jątrzy nie zabliźnione rany. Podzieliło miasteczko na tych, dla których na zawsze pozostał bohaterem oraz na tych, dla których - pospolitym bandytą. Zabudowa miasteczka jest jakby stworzona do robienia zasadzek i prowadzenia wojny podjazdowej. Ulice są tak wąskie, że tylko jeden samochód może przejechać. Przy nich stoją przyklejone do siebie jedno i dwupiętrowe murowane domy, pokryte czerwoną dachówką. Sycylijczycy są dumni z tego, że malują swoje domy na taki kolor, na jaki malowali je ojcowie i dziadowie. Nie wiedzą, że wieki temu Normanowie malowali swoje domy na biało, Grecy używali błękitu, Arabowie na różowo zaś Żydzi na żółto. Kiedyś kolor zdradzał ich pochodzenie. Jednak w ciągu tysiąca lat krew tak się przemieszała, że dzisiaj nie sposób zidentyfikować właściciela domu po jego kolorze. Dom rodziny Giuliano znajduje się przy ulicy Via Bella. Jest to piętrowy budynek otynkowany na biało. Na frontowej ścianie wisi tablica informująca, że w tym domu mieszkał Salvatore Giuliano. Drzwi zamknięte na głucho. Gdy robię zdjęcia, kilka okien zamyka się z trzaskiem. Po chwili przechodzę dalej i dochodzę do Castello di Giuliano, w którym znajduje się hotel i restauracja. "Zamek" wybudował Salvatore Sciortino, syn Marianny, siostry Salvatore Giuliano. Wchodzę do środka. W dużej sali na ścianie znajduje się ogromny obraz, na którym widać młodego Salvatore. W środku knajpki, oprócz dwóch kobiet i młodego chłopaka, nikogo nie ma. Jest pora sjesty. Zamawiam piwo. Mówię po angielsku, że przyjechałem z Polski i że interesuje mnie Salvatore Giuliano. Jedna z kobiet, która podała mi piwo zaczyna kręcić głowa ze zdziwienia. Chłopak duka po angielsku: Czy znasz historię Salvatore? Odpowiadam, że znam i pytam, czy mógłbym zwiedzić dom? Chłopak kręci przecząco głową. Ale odwraca się do kobiet i mówi coś po sycylijsku. Przez chwilę się sprzeczają, w końcu chłopak zdejmuje ze ściany pęk kluczy i kiwa na mnie ręką. Wychodzimy na duszne, rozgrzane powietrze, w którym unosi się zapach smażonej cebuli i mięsa. Schodzimy w dół ulicą Via Bella i wracamy do domu Salvatore. Chłopak otwiera drzwi. Z ulicy wchodzi się do małego przedsionka, a potem do dużej kuchni, która służyła także jako jadalnia. Na środku stoi duży dębowy stół z krzesłami, pod ścianą w lewym rogu - stary czarny fortepian. Kuchnia, na której matka Salvatore gotowała posiłki, znajduje się z prawej strony. Słyszałem, że z mieszkania Giuliano przekopano tajny tunel, który prowadził do podnóża gór. Podobno dzięki niemu Salvatore mógł często odwiedzać rodziców, mimo że po ulicach Montelepre kręciło się mnóstwo karabinierów. Wejście do niego ukryte było w kuchni, za kredensem z talerzami. Nie wierzyłem w to, myślałem, że to kolejna bajka dla turystów. Dlatego, gdy tylko weszliśmy do jadalni, od razu podszedłem do kredensu. Gdy za niego zajrzałem, zobaczyłem spory otwór w ścianie, w którym z powodzeniem mógł się zmieścić człowiek. Tunel więc istniał naprawdę. Potem po wąskich schodach wchodzimy na górę do pokoju Marianny - siostry Salvatore. Nad łóżkiem na ścianie wisi zdjęcie młodej, ładnej dziewczyny, obok za szybką, oprawiona w ramki, pomarańczowo-czerwona koszula separatystów. Jeszcze wyżej jest sypialnia rodziców Salvatore. We wnęce ściany stoi ogromne dębowe łoże przykryte żółto-szarą kapą. Na dwóch nocnych szafkach gipsowe posążki świętych. Na samej górze, na poddaszu jest malutki pokój Salvatore. Łóżko, mały stolik, na którym leży kilka fotografii i stoi maszyna do pisania, zajmują prawie całą powierzchnię. Czas jakby się zatrzymał. To właśnie tutaj się wszystko zaczęło.
Strzelanina
Salvatore Giuliano przyszedł na świat 16 listopada 1922 roku. Ojciec Giuliano z żoną Marią Lombardo wyemigrowali za chlebem z Sycylii do USA. Tam, ciężko pracując przez 18 lat, odłożyli kawał grosza. Wrócili na Wyspę, bo żona wymarzyła sobie, że będzie teraz żyć jak królowa. Jednak wojna i Mussolini, sprawili, że ich oszczędności stały się bezwartościowe. Podczas wojny młodziutki Salvatore pomagał rodzicom przetrwać głód i zajmował się handlem na czarnym rynku. Handlował razem z kuzynem - synem siostry matki Salvatore - Gaspare Pisciottą. Chłopcy przyjaźnili się od dzieciństwa i byli dla siebie jak bracia. Gdy 3 września 1943 roku wracali z wioski San Giuseppe Jato z mąką i serem przy Quattro Molini (Cztery Skrzyżowania) zatrzymał ich patrol karabinierów, który chciał skonfiskować żywność. Między Giuliano i Gaspare a patrolem doszło do wymiany ognia, w wyniku czego Salvatore został ciężko ranny, ale sam zastrzelił jednego z karabinierów. Od tej pory chłopcy musieli się ukrywać w górach. Byli poza prawem. Początkowo po prostu się ukrywali, by nie iść do więzienia. Jednak wkrótce zaczęli do nich dołączać inni wyjęci spod prawa. Wtedy na czele oddziału stanął Salvatore Giuliano, jego zastępcą został Gaspare Pisciotta. Po pierwszych zwycięskich potyczkach z karabinierami imię Salvatore szybko stało się głośne. Jego oddział zaczął się rozrastać. Banda Giuliana w najlepszych okresach liczyła 300 osób. Jej większą część stanowili wieśniacy, którzy gdy wojsko przeczesywało góry, uciekali do swoich domostw i żyli sobie, jak gdyby nigdy nic. Byli jednak gotowi pomóc Giuliano, gdyby ten takiej pomocy potrzebował. Większa część mieszkańców Montelepre i okolicznych wiosek była tajnymi członkami bandy. Reszta zaś pomagała mu, informując go o ruchach patroli karabinierów. Zbierali informacje o bogatych kupcach, którzy mieli był porwani przez bandę, starali się rozszyfrowywać policyjnych donosicieli. Salvatore Giuliano miał więc własną siatkę wywiadowczą. Miał także swoich ludzi w Palermo. Bardzo szybko zainteresowała się nim mafia, która chciała by Salvatore stał się jednym z nich. Jednak Giuliano odrzucił tę propozycję. Mógł sobie na to pozwolić, był bohaterem Sycylii.
Omerta, wendeta i rodzina
Jeśli przyjechałeś na Sycylię, to nie mów: mafia. Sycylijczycy nie lubią tego słowa. Denerwuje ich, na jego dźwięk stają się od razu podejrzliwi. Zamiast mafia wolą mówić "przyjaciele przyjaciół" albo "rodzina". Żeby zrozumieć dlaczego Salvatore Giuliano nie przyjął propozycji największych mafiosów, musimy się trochę cofnąć i wyjaśnić całą złożoność historii Sycylii i mafii. Chociaż dziś Włochy rządzą Sycylią, żaden Sycylijczyk nie uważa siebie za Włocha. Historia tej wyspy od zawsze przepojona była zdradą. Tam nie było i nie ma zaufania, Sycylijczyków przeraża prawda. Na przestrzeni wieków lud sycylijski gnębiony był przez Rzymian, papieży, Normanów, Francuzów, Niemców i Hiszpanów. Święta Inkwizycja pozbawiała ich bogactwa, oskarżając o herezje. Wszyscy tyrani łupili ich w celu wydobycia z nich prawdy. Dlatego Sycylijczyk nie wierzył w rząd, w prawo, w porządek społeczny, zamieniający go zawsze w robocze zwierzęta. Wierzył w mafię, której celem (w dawnych czasach) była walka z bezprawiem najeźdźców. Mafia oznacza po arabsku miejsce azylu. Słowo to wzięło swój początek z dialektu sycylijskiego, kiedy w X wieku Saraceni rządzili Wyspą. Wtedy powstała mafia jako sekretne stowarzyszenie mścicieli. Gdy królewskie rządy odmawiały podjęcia kroków przeciwko normańskiemu szlachcicowi, który dopuścił się zbrodni na osobie Sycylijczyka, mordowała go grupa mścicieli. W tym kraju gajów oliwnych, spalonych słońcem równin pełnych przydrożnych kapliczek nigdy nie wierzono w doktrynę nadstawiania drugiego policzka. Przebaczenie było ucieczką tchórza. Sycylijczyk nie wie co to litość. Wierzy, że zemsta, wendeta, jest jedyną prawdziwą sprawiedliwością i jest ona zawsze bezlitosna. Do załatwiania podobnych spraw służyła (i wciąż niestety służy) Sycylijczykowi lupara, obcięta strzelba, którą z powodzeniem można schować pod marynarką czy płaszczem. Luparę ma wielu Sycylijczyków jako wyposażenie domu.
Największą zbrodnią jaką mógł popełnić Sycylijczyk, było udzielenie władzy informacji o poczynaniach mafii. Mieszkańcy Wyspy zachowywali milczenie i to milczenie zostało nazwane omerta.
Jednak to co w dawnych czasach było dla Sycylijczyka konieczną obroną przed najeźdźcami, z czasem przeistoczyło się w prawdziwe imperium zła. Dziś, mimo że zaprzysiężeni "przyjaciele przyjaciół” stanowią zaledwie ułamek procentu mieszkańców Wyspy, to jednak miliony uczciwych Sycylijczyków muszą znosić udrękę istnienia mafii tylko dlatego, że zostali sterroryzowani i zmuszeni do milczenia. Wszyscy szefowie mafii mają prywatne armie, sekretnych zabójców, którzy na rozkaz bez pardonu mordują swych wrogów. Mają władzę taką, jakiej nikt nie miał i nie ma na Sycylii.
Ani król Francji, ani król Obojga Sycylii, ani Garibaldi, ani Mussolini nie zdołali całkowicie zniszczyć mafii. Choć trzeba przyznać, że "przyjaciele przyjaciół" byli w największych opałach podczas rządów faszystowskich. Benito Mussolini szybko zrozumiał, że musi zniszczyć mafię, bo inaczej mafia zniszczy jego. Faszyści zaczęli od zawieszenia wszelkich sądów na Sycylii i omijania wszelkich prawnych swobód. Zalali wyspę wojskiem, które otrzymało rozkaz najpierw strzelać, a dopiero potem zadawać pytania. Na rozkaz wielkiego Duce na Sycylii zburzono wszystkie kamienne mury do wysokości trzech stóp po to, aby zabójcy nie mogli wykorzystywać ich jako miejsca zasadzek. Za podejrzenie o współpracę z mafią faszyści aresztowali i deportowali całe wsie. Dumni mafiosi, którzy nawet torturowani stosowali się do prawa omerta i nie chcieli współpracować z faszystami, byli rozstrzeliwani. Podejrzanych o członkostwo mafii zsyłano na małe, oddalone wyspy Pentelleria i Stromboli na morzu Śródziemnym. Tylko rok wystarczył Mussoliniemu, żeby zdziesiątkować mafię, która przestała być siłą rządzącą na Sycylii. Ten okres trwał do 9 lipca 1943 roku. W tym dniu na Sycylii wylądowali alianci. Mussolini został obalony na posiedzeniu wielkiej rady faszystowskiej 25 lipca. Dla południowych Włoch wojna się skończyła. Armia amerykańska zdobyła Wyspę i przebiła się na półwysep. Faszyzm umarł. Jednak zdziesiątkowana przez Mussoliniego mafia zaczęła się szybko odradzać i przejmować kontrolę nad Sycylią. Po wyzwoleniu Amerykanie wyznaczali nowych burmistrzów miasteczek. Kto nimi zostawał? Oczywiście zostawali nimi prześladowani przez faszystów... mafiosi.
"Przyjaciele przyjaciół" bardzo długo zabiegali o Salvatore, jednak Giuliano nie chciał podporządkować się mafii. Mimo młodego wieku doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszelkie zło bierze swój początek od mafii. Dlatego postanowił, że dopóki będzie mógł, będzie chronić biedny lud sycylijski przed bogaczami, mafią i rządem Chrześcijańskiej Demokracji.
Sycylijski Robin Hood
Wkrótce Salvatore Giuliano stał się najsławniejszym człowiekiem na Sycylii. Zdominował północno-zachodnią część Wyspy. Kontrolował miasteczka Montelepre, Piani dei Greci, Borgetto i Partinico, a także mordercze miasteczko Corleone. Jego władza sięgała aż do Trapanii i zagrażała samej stolicy - Palermo. Kiedy wyznaczono za jego głowę wysoką nagrodę, Giuliano nadal swobodnie się poruszał po Wyspie. Był bardzo odważny. Jego taktyka walki podjazdowej nie miała sobie równej. Jego zdolności wzbudzania miłości w ludzie Sycylii była niespotykana od czasów Garibaldiego. Był idealistyczny, romantyczny, posiadał jednak także dziką przebiegłość i okrucieństwo, którą charakteryzują się Sycylijczycy. Trafił na pierwsze strony gazet w całych Włoszech. Ale nie pisano o tym, że jest okrutnym bandytą. Pisano, że wygrał bitwę z karabinierami na inteligencję i taktykę. Uwolnił swych sąsiadów i przyjaciół z jawnie niesprawiedliwego więzienia. Pisano, że jest młody, inteligentny, gra na gitarze, że czyta książki. Pierwszy sycylijski bandyta, który potrafi czytać. Wzbudzał zachwyt tym, że jest miłosierny, że rozdaje pieniądze biedakom i obdartym głodnym dzieciom. Dzięki tym gestom zyskiwał tysiące zwolenników w walce przeciwko Rzymowi. Czasami jadał obiady w eleganckich restauracjach Palermo i zostawiał tam na stole informacje, że "tutaj jadł obiad Salvatore Giuliano". Wysyłał też listy do prasy, w których dokładnie opisywał, co zrobił i dlaczego. W ciągu kilku lat prasa opublikowała także kilka wierszy, które napisał. Lud Sycylii wielbił go i modlił się za niego. Ludzie opowiadali sobie o nim historie, śpiewali piosenki. Na wozach malowali sceny z jego życia.
Jego niezdobytą twierdzą były góry Cammarata. Znał tam wszystkie ścieżki. Z tych gór robił wypady, by rabować rządowe konwoje przewożące pieniądze lub żywność, zatrzymywał pociągi. Trudnił się też porywaniem bogatych ludzi i braniem za nich okupu.
Separatyści
Dość szybko zainteresowali się Giuliano separatyści, ruch, który dążył do oderwania Sycylii od Włoch i przyłączenia jej do USA. Tym niedorzecznym pomysłem bawił się przez jakiś czas sam prezydent USA Harry Truman. Ruchem separatystów kierowała stara, arystokratyczna rodzina Tosca oraz baron Stefano La Motta. Chcieli z Salvatore i jego bandy zrobić swoje zbrojne ramię. Mianowali nawet Giuliano "pułkownikiem" i obiecywali mu amnestię i życie w glorii bohatera, gdy tylko Sycylia stanie się wolna. Schlebiało mu to, jednak Giuliano nie chciał się do końca podporządkować separatystom.
Separatyści zamierzali 1 stycznia 1946 roku zaatakować budynek radia w Palermo i nadać komunikat o powołaniu wolnego rządu sycylijskiego. Jednak do tego nie doszło, gdyż ich oddziały zostały rozproszone, wielu z nich znalazło się w więzieniach. Rząd włoski w pośpiechu przygotował projekt statusu autonomicznego Sycylii. Po referendum w czerwcu 1946 roku, w którym zwyciężyli zwolennicy republiki, ogłoszono amnestię i więzionych separatystów zwolniono. Amnestia jednak nie objęła Salvatore Giuliano i jego bandy.
Wybory
W tym czasie północno-zachodnią częścią Sycylii rządził Giuliano, pozostałą częścią wyspy mafia. Gdy Włochy stały się republiką, a partie komunistyczna i socjalistyczna zyskiwały coraz więcej zwolenników, mafia zrozumiała, że musi dobrze się napracować, by wygrać wybory do władz lokalnych. Kiedyś zlekceważono Rzym, czego wynikiem był Mussolini i faszyści. Teraz, gdyby do władzy doszli komuniści, na pewno dążyliby do zlikwidowania mafii. Dlatego „przyjaciele przyjaciół” przygotowali kontrofensywę. W kościołach wygłaszano kazania piętnujące komunistów, rozdawano kosze owoców i spaghetti tym, którzy obiecali głosować na chadecję. Biedny chłop brał tę przedwyborczą kiełbasę, ale głosował po swojemu. Głosował na tych kandydatów i te partie polityczne, które dawały mu szansę na zakup własnego kawałka ziemi za minimalną sumę. I nie miało to nic wspólnego z ideologią komunistyczną. Sycylijczyk przecież nie wyobrażał sobie życia bez Matki Boskiej, kościoła i ukochanego papieża.
Wybory do władz lokalnych Sycylii, w kwietniu 1947 roku, były całkowitą klęską chadecji i mafii. "Blok Ludowy", koalicja partii komunistycznej i socjalistycznej, zebrał 600 tysięcy głosów, a chadecja tylko 330 tys. Pozostałe 500 tys. zyskały inne partie.
Tajemniczy list
Wtedy właśnie zwrócili się do Salvatore Giuliano "przyjaciele przyjaciół". Sytuacja była dobra, bo po załamaniu się ruchu separatystów Salvatore został sam, bez możnych, arystokratycznych protektorów. Powiedzieli mu, że obecnie zarówno na Sycylii, jak i w całych Włoszech najważniejsza jest walka z czerwonymi - komunistami i socjalistami, i że on musi się włączyć do tej walki. Obiecano mu, że jeśli "wyedukuje" ludność Sycylii, żeby podczas wyborów ogólnonarodowych zagłosowała na chadecję, to nie dość, że zostanie ułaskawiony i będzie mógł wyjechać do Ameryki, ale jeszcze dostanie dużo pieniędzy. Giuliano nie do końca im wierzył, ale nie miał wyboru. Zaczął napadać na kwatery lewicowców, przerywał ich mityngi, zrywał plakaty, spalił też kilka kwater komunistów. Ale to nie odniosło spodziewanego skutku. Próbowano więc nakłonić Giuliana, by wzmógł swoje akcje tak, by sytuacja uległa radykalnej zmianie przy wyborach ogólnonarodowych.
Giuliano od początku wejścia na drogę przestępstwa prowadził sekretny dziennik, w którym skrupulatnie opisywał wszystkie spotkania z politykami, mafiosami i wysokimi funkcjonariuszami bezpieczeństwa. W jego ręku znajdowały się też listy i pisma, w których wysocy urzędnicy państwowi deklarowali udzielenie mu pomocy w zamian za wykorzystanie go do własnych politycznych celów. Była to prawdziwa bomba, która po opublikowaniu mogłaby zdmuchnąć chadecki rząd. Gdy „przyjaciele przyjaciół” zaczęli go naciskać, by ostro się rozprawił z czerwonymi, Salvatore - pomny na niespełnione obietnice separatystów - poprosił o gwarancje na piśmie. 27 kwietnia 1947 roku Giuliano otrzymał list. W imieniu Bernardo Mattarella (ministra komunikacji), posła chadeckiego Tommaso Leone Marchesano i księcia Gianfranco Alliaty, partie chadecka i monarchistyczna zapewniały go, że jeśli wygrają wybory, Giuliano i jego ludzie zostaną uniewinnieni. Namawiali go też do uderzenia w komunistów w dniu 1 maja. List podobno podpisany był przez samego ministra spraw wewnętrznych, Mario Scelbę. Tak twierdziły matka i siostra Giuliano - Marianna.
Masakra na przełęczy
Od 1894 roku co roku 1 maja mieszkańcy dwóch okolicznych wiosek, Piana dei Greci i San Giuseppe Jato, ciągnęli na Przełęcz Portella Della Ginestra, by tam świętować, jeść, pić, tańczyć i śpiewać. 1 maja 1947 od samego światu na Przełęcz przybyło około trzech tysięcy osób, w tym kobiety i dzieci. Wszyscy rozkładali się na trawie i świętowali. W tym roku fiesta miała szczególnie wyjątkowy charakter, bo po raz pierwszy chadecja przegrała wybory, a zwycięstwo stało się udziałem komunistów i socjalistów. Na imprezie zjawili się sekretarze miejscowych organizacji włoskiej partii socjalistycznej. Zaczęły się przemówienia. W pewnej chwili ze stoków dwóch szczytów - Monte Pizutta i Monte Cumeta - zaczęto strzelać do bezbronnego tłumu. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki. Później okazało się, że w tej krwawej łaźni zginęło 15 osób, w tym kobiety i dzieci, 50 osób było rannych.
Maskara na Portella della Ginestra zaszokowała całe Włochy. Dużo ludzi przestało sympatyzować z Giuliano. Kto dokonał masakry na Przełęczy Portella della Ginestra? Czy rzeczywiście był to Salvatore Giuliano? Czy jego ludzie nie działali w zmowie z mafią lub z rządowymi siłami specjalnymi i na ich wyraźne polecenie nie otworzyli ognia do ludzi, po to, by całą winę obarczyć Giuliana? Aby skompromitować go w oczach wielbiącego go biednego sycylijskiego ludu? Kto za tym stał? Czy miał z tą masakrą związek ów tajemniczy list, który Salvatore otrzymał 27 kwietnia, podpisany (podobno) przez samego ministra spraw wewnętrznych? Giuliano miał zwyczaj wysyłania listów do redakcji gazet, które nieodmiennie rozpoczynał: "Jeśli, jak zawsze mniemałem, nie jesteśmy wrogami, opublikujcie ten list". Informował w nich o tym co zrobił. Jednak o masakrze na Przełęczy nie napisał ani słowa. Dlaczego?
Oszukany banita
Pierwsze wybory powszechne we Włoszech odbyły się 18 kwietnia 1948 roku. Wygrała je chrześcijańska demokracja. Po zwycięstwie chadecji Giuliano zaczął się domagać dotrzymania obietnic, a więc: pieniędzy, puszczenia w niepamięć grzechów, a także rehabilitacji. Jednak teraz nikt nie brał go na poważnie i nie zamierzał dotrzymać słowa danego bandycie. Początkowo Giuliano wysyłał listy, w których przypominał politykom chadecji o dotrzymaniu obietnic. Nie dostawał na nie odpowiedzi. Nikt też go nie ułaskawił. Wtedy zrozumiał, że został oszukany. Przez polityków, przede wszystkim jednak przez mafię. Dlatego wypowiedział jej wojnę i zaczął się mścić. Dokonał zamachu i zabił Santo Fleresa - szefa mafii w Palermo. Zagroził też śmiercią samemu szefowi mafii sycylijskiej, don Calogero Vizziniemu. Był to początek końca Giuliano.
Wojna
W lipcu 1949 roku minister spraw wewnętrznych, Mario Scelba, powołał specjalną armię karabinierów CFRB (Siły Specjalne do Spraw Zwalczania Bandytyzmu) w celu zlikwidowania bandy Giuliana. W armii znalazły się jednostki komandosów, samoloty, wozy opancerzone, broń ciężka. Na czele stanął pułkownik Ugo Luka - żołnierz, który wsławił się podczas drugiej wojny światowej, nazywano go "włoskim lwem pustyni". Armia liczyła 3 tys. ludzi, potem powiększono ją jeszcze o 2 tys. żołnierzy.
Pierwszym ruchem pułkownika Luki po przybyciu na Sycylię było zabronienie sycylijskim gazetom drukowania listów Giuliana, drugim - zresztą kompletnie bezsensownym - aresztowanie rodziców Giuliana pod zarzutem współdziałania z synem. W sumie Luka wtrącił - korzystając ze specjalnych uprawnień jakie udzielił mu rząd chrześcijańskiej demokracji - do więzienia, celem przesłuchania, ponad 700 obywateli Montelepre i okolicznych wiosek. W samym Montelepre wprowadzono godzinę policyjną. Podczas gdy w miasteczku stacjonowało 2 tys. żołnierzy, 3 tys. przeszukiwało góry w celu pojmania najsłynniejszego sycylijskiego bandyty.
Przez 7 lat Giuliano i jego kompani byli królami Montelepre i całej północno-zachodniej Sycylii. Jednak gdy ruszyło przeciwko nim 5 tysięcy świetnie wyszkolonych żołnierzy, Salvatore zrozumiał, że to nie przelewki. Jego armia stopniała, góry zostały podbite, jego protektorzy - lud sycylijski - zmiażdżeni. Poza tym mafia - największa na Sycylii siła - miała już go dość i postanowiła się go pozbyć. I to mafii Salvatore najbardziej się obawiał, nie żołnierzy. Wiedział bowiem, że jeśli przeciwko niemu wysłano tyle świetnie wyszkolonego wojska, to musi za tym stać mafia. Mafia, która już nie chciała z nim dzielić swej władzy na Sycylii. Ale ani mafii, ani politykom, ani karabinierom tak naprawdę nie chodziło o to, żeby schwytać Giuliano, i żeby mógł on wykrzykiwać swoje oskarżenia z ławy oskarżonych w sądzie. Bali się oni także opublikowania jego sekretnego dziennika, w którym opisał skrupulatnie, kto mu pomagał i w jaki sposób. Pamiętnik opowiadający historię siedmioletniej zbrojnej działalności Giuliano i znajdujące się w jego rękach dokumenty mogły obalić rząd chrześcijańskiej demokracji. W ręku bandyty bowiem były listy podpisane przez znanych arystokratów, kardynałów, ministrów, w których namawiano go do zbrojnej walki z komunistami i obiecywano ułaskawienie. Postanowiono więc, że Giuliano musi zginąć. „Przyjaciele przyjaciół” jednak wiedzieli, że lud sycylijski wielbi go, że jest on bohaterem Wyspy. Dlatego zaplanowano wszystko tak, by żadne posądzenie o zabójstwo Giuliano nigdy na nich nie padło. Giuliano miał zostać zabity przez karabinierów lub przez kogoś... bliskiego.
Cmentarz
Na Sycylii wszystkie informacje rozchodzą się lotem błyskawicy. Zwłaszcza te dotyczące obcych.
Po wyjściu z domu Salvatore poszedłem stromą drogą pod górę. Wspinałem się przez jakieś piętnaście minut, aż doszedłem do cmentarza. Przed bramą stał śniady, czarnowłosy mężczyzna w wieku około 35 lat, ubrany w niebieską koszulę i ciemne spodnie. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział: "Polonia". Po chwili dodał: "Salvatore Giuliano!" - potrząsnął ręką, w której trzymał pęk kluczy i wskazał ręką na grobowce stojące w głębi cmentarza. Potem pokazał na siebie i powiedział: "Franco Plato". Na Sycylii informacje rzeczywiście rozchodzą się błyskawicznie. Podczas, gdy szedłem na cmentarz z domu Giuliano, ktoś zadzwonił i powiadomił Franco, że przyjdzie Polak zobaczyć grób najsłynniejszego sycylijskiego bandyty, i że trzeba mu ten grób pokazać. Na Sycylii umarłych chowa się w małych marmurowych lub kamiennych grobowcach, mauzoleach (congregazioni). Wzdłuż alejek pomiędzy nimi rosną cyprysy. Giuliano spoczywa w grobowcu otynkowanym na biało. Wewnątrz z prawej strony jest sarkofag z kararyjskiego marmuru. Na sarkofagu leżą świeże kwiaty oraz pomarańczowo-czerwona chorągiewka separatystów. Na froncie zdjęcie i napis: Salvatore Giuliano. Wyżej, na płycie złotymi literami wykuty jest wiersz (w tłumaczeniu): "Biedne moje szczęśliwe, miłosne sny, rozpłynęły się w pełni rozkoszy. Dumne płynęły, ale nieszczęśliwie, jak trafione ptaki runęły między drzewa". Z lewej strony w grobowcu znajduje się specjalny pulpit, na którym leży księga pamiątkowa. Wpisuję tam swoje nazwisko.
Gdy tak stoję i patrzę na ten grobowiec, nasuwa mi się pytanie
Kto zabił Salvatore Giuliano?
Giuliano zginął w nocy z 4 na 5 lipca 1950 roku. Miał 28 lat. Do dziś nie wiadomo, w jakich to nastąpiło okolicznościach. Jego zwłoki, przedziurawione kulami, znaleziono w miasteczku Castelvetrano na podwórku domu adwokata Di Marii. Wszystkie ślady wskazywały na to, że Salvatore został zabity w innym miejscu, a jego zwłoki zostały przewiezione i porzucone. Według pierwotnej wersji zastrzelił go kapitan Perenze, szef sztabu pułkownika Luki. Potem przyznał się do zabójstwa Giuliano jego najbliższy przyjaciel, prawa ręka, kuzyn Gaspare Pisciotta. Jeżeli nawet to on dokonał tego zabójstwa, to dlaczego i na czyje polecenie? Przecież Giuliano chciał uciec do Ameryki razem z nim. Potem na procesie Gaspare mówił, że chciał uwolnić Włochy i Sycylię od tego bandyty i że chciał dostać nagrodę (5 milionów lirów), a także liczył na to, że za ten czyn zostanie ułaskawiony. Ale nikt rozsądny i tak w to nie wierzył. Jeśli zrobił to Pisciotta to na polecenie kogoś groźniejszego - na polecenie mafii. Jeśli zrobił, bo istnieje też teoria, że on tylko zwabił Giuliano w pułapkę, zaś samego zabójstwa dokonal Luciano Liggia, wtedy młody, krwiożerczy szef mafii w Corleone. Potem uważany za człowieka numer jeden sycylijskiej mafii. Podobno to właśnie Liggia, mimo że od 1974 roku siedział w więzieniu (dożywocie), zlecił zamordowanie poskromiciela mafiosów, sędziego Giovanniego Falcone, które miało miejsce 23 maja 1992 roku.
Grób Pisciotty
Franco Plato czyta w moich myślach. Gaspare Pisciotta? Uśmiecha się i pokazuje na grobowiec stojący... 10 metrów dalej. Dawnych nierozłącznych przyjaciół i towarzyszy broni po śmierci oddzielił jeden grobowiec. Nie mogli leżeć obok siebie, bo przecież Gaspare zdradził i zastrzelił (?) swego kompana...
Za swoje czyny Pisciotta został skazany na dożywocie i odbywał karę w słynnym więzieniu Ucciardone w Palermo. Na jego prośbę pozwolono mu siedzieć z ojcem (skazanym wcześniej), Salvatore Pisciottą, w jednej celi. 9 lutego 1954 roku Gaspare jak zwykle rano pił kawę z ojcem i zaprzyjaźnionym strażnikiem. Po wyjściu strażnika zaczął się skarżyć na bóle brzucha. Gdy ojciec wezwał pomoc, było już za późno, Gaspare umarł na jego rękach. Przyczyną śmierci była strychnina. Następnego dnia po otruciu Gaspare Pisciotty, Mario Scelba został mianowany premierem Włoch (zatrzymał także tekę ministra spraw wewnętrznych). Śmierć Pisciotty zapoczątkowała długą serię zabójstw ludzi, którzy byli w jakiś sposób uwikłani w łańcuchu tajemnic, oplatających życie i śmierć Salvatore Giuliano. Byli wśród nich członkowie jego bandy, politycy, policjanci, mafiosi. Do 1961 roku zamordowano... 53 osoby. Jeszcze w 1971 roku zamordowano człowieka, który tuż przed śmiercią Gaspare Pisciotty wysłuchał go i prawdopodobnie od niego dowiedział się, od kogo naprawdę Giuliano otrzymał ów list, który zmobilizował go do ataku w Portella dela Ginestra i być może także, kto naprawdę zabił Salvatore Giuliano. Tym zamordowanym człowiekiem był prokurator generalny Palermo, generał Pietro Scaglione...
Grobowiec Piscotty jest równie okazały. Na górnym frontonie widnieje napis: Pisciotta Gaspare. Wewnątrz na sarkofagu napis (w tłumaczeniu): "Mój Gaspare, podstępna trucizna rozwiała mą wczorajszą nadzieję: nadzieję, że pewnego dnia będę mogła się połączyć ze śmiercią, złożywszy głowę w twych znów wolnych ramionach. Nie rozumieli twej duszy, nie potrafili i nie chcieli nigdy zrozumieć, jak głęboki był twój szacunek do prawdy, jak kochałeś sprawiedliwość. Twoja matka".
Na temat Salvatore Giuliano powstało kilka książek i filmów. Najsłynniejszą książkę, pod tytułem „Sycylijczyk”, napisał Mario Puzo, autor głośnego „Ojca chrzestnego”. Jednak film nakręcony w 1987 roku (z Christopherem Lambertem w roli Giuliano) według tej książki nie należał do udanych. O wiele lepszy, nagrodzony Grand Prix na festiwalu w Berlinie, jest włoski dramat „Salvatore Giuliano” (1961), w którym reżyser Francesco Rosi zastosował niemal dokumentalną rekonstrukcje wydarzeń z udziałem niezawodowych aktorów. Niestety film Rosiego rzadko jest pokazywany. Do tego tematu nawiązują jeszcze dwa włoskie filmy: "Sprawa Pisciotty" (1972, Il Caso Pisciotta) i "Tajemnice państwa" (2003, Segreti di Stato) - nie pokazywane w Polsce. O Salvatore Giuliano powstała także opera (1985) oraz musical (2001).
Historia Salvatore Giuliano i ludzi z nią związanych jest jedną z najbardziej strzeżonych przez mafię tajemnic powojennych Włoch. Prawdopodobnie nigdy nie zostanie wyjaśniona do końca. Na tej Wyspie bowiem mafia, politycy i policjanci są jednym ciałem - jak Ojciec, Syn i Duch Święty.
SŁAWOMIR ZYGMUNT