Czasem przychodzi niespodziewanie, ale bywa też wyczekiwanym spełnieniem prawie już pogrzebanych pragnień. Otwiera serce, ujmuje lat dodaje wiary i nadziei. Miłość 50 plus jest mądrzejsza, więcej wie o życiu i umie unikać pułapek. Przynajmniej czasami.
Druga miłość zdarza się dzisiaj często. A potem trzecia i czwarta. To nawet zyskało socjologiczną etykietkę seryjnej monogamii. Następne miłości bywają burzliwe, czasem gwałtownie rwą długoletnie więzy. Albo przychodzą jak ukojenie po trudnych przejściach. „Pierwsza miłość z wiatrem gna, z niepokoju drży” - śpiewał pięknie Bułat Okudżawa. „Druga miłość życie zna i z tej pierwszej drwi”. Czy miłość po pięćdziesiątce rzeczywiście jest pozbawiona złudzeń, słodko-gorzka i trochę przestraszona, więc nie porywa nas w rejony szalonych uniesień? Mądrości ludowe nie zostawiają na niej suchej nitki. „W starym piecu diabeł pali” – komentują z obleśnym mrugnięciem okiem. To spadek po czasach, kiedy role życiowe były sztywne, wszystko trzeba było robić w odpowiednim momencie, zgodnym z tradycją i obyczajami. Te archaiczne przykazania zaskakująco często pobrzmiewają w zdumionych słowach: „Mamo, w twoim wieku?” wygłaszanych przez wyzwolone dzieci XXI stulecia. Bo wolność wolnością, ale są w życiu sprawy, z którymi każdy musi sobie poradzić we własny sposób i we własnym tempie.
Romantyczni pięćdziesięciolatkowie
Ponad połowa ludzi w tym wieku wierzy w trwałą miłość i wierność. Jest dla nich podstawą związku i udanego seksu. Profesor Zbigniew Izdebski, który bada zdrowie seksualne Polaków od lat, uważa że pięćdziesięciolatkowie są romantyczni i idealistyczni. A jednocześnie, jak pokazują z kolei dyskusje na forach internetowych, zażenowani własnym pragnieniem miłości i seksu. Choć samotne kobiety dojrzałe - rozwiedzione albo owdowiałe - buntują się przeciwko sprowadzaniu ich do roli babci, często boją się szukać i kochać. Także mężczyźni obawiają się, że nie znajdą w tym wieku partnerki. Kobiety dotąd samotne tracą wszelką nadzieję. Samo myślenie o spotkaniu kogoś do kochania uruchamia cała masę stereotypów. „Mężczyźni szukają młodych kobiet, bo chcą się rozerwać”, „Potrzeba im opiekunki na starość, żeby im ziółka parzyła”, „kobiety lecą na mieszkanie (majątek, oszczędności), chcą mieć zabezpieczony byt na starość”, „kobiety nie mogą wytrzymać same, muszą usidlić jakiegoś mężczyznę i przywiązać do siebie” itd. Mnóstwo pod tym wszystkim kryje się obaw, lęków, braku zaufania. Ale warto podjąć wyzwanie i spróbować jeszcze raz powalczyć z własnymi ograniczeniami, stereotypami i nawykami myślowymi i uczuciowymi. Bo to one, a nie inni ludzie przeszkadzają kochać. W każdym wieku.
Jaki człowiek taki lęk
Istnieje teoria psychologiczna, która mówi, że spotykamy na swojej drodze, a może raczej przyciągamy takich ludzi, którzy dotykają w nas czułych miejsc. Pokazują, że jakiegoś etapu w swoim życiu nie przeszliśmy, którejś poprzeczki nie pokonaliśmy. Są naszym wyzwaniem. W ten sposób objawia się mądrość istnienia, która pcha nas do rozwoju, do jak najlepszego urzeczywistnienia swoich możliwości. I do przełamywania własnych schematów. A na to nigdy nie jest za późno. Miłość po pięćdziesiątce może być szansą odwrócenia czegoś, co dotąd uważaliśmy za nasz los czy wiszącą nad nami klątwę. To taki świetny moment, gdy mamy już niewiele do stracenia. Przecież nie wiążemy się z tą drugą osobą na całe życie, bo pół już przeżyliśmy. Nie oddajemy się też jej całkowicie, bo w tym wieku większość z nas ma swój całkiem dobrze ułożony świat, swoje zasoby psychiczne, towarzyskie i materialne. Społeczny przymus życia w parze już nas nie dotyczy, bo jesteśmy w wieku popoborowym. Mamy pełną wolność wyboru. Jesteśmy niezależnymi dorosłymi osobami. To świetny punkt wyjścia do dobrego związku. Nie musimy być ze sobą, tylko chcemy.
Dojrzała miłość
Choć uczucie nie ma wieku i w każdym momencie życia może wybuchnąć z siłą wulkanu, to jednak miłość pięćdziesięcioletnia zwykle różni się od dwudziestoletniej. W dużej mierze decyduje o tym biologia. Gdy jesteśmy młodzi natura całą siłą pcha nas do rozmnażania. Jest mądra i stosuje marchewkę w postaci dużego pragnienia seksu i przyjemności płynącej z namiętności. Zalewa nam oczy, więc rzucamy się w ramiona ukochanych nieprzytomnie i przeżywamy niezwykłe uniesienia, zupełnie oderwani od świata. Wymagać od siebie takiego ognia po pięćdziesiątce to nierealistyczne. Jesteśmy już na innym etapie życia. Biologia nam odpuszcza, bo w rozmnażaniu preferuje jednostki młode. Dlatego często w wieku dojrzałym kochamy spokojniej, nie rozpoczynamy od gwałtownego zauroczenia tylko stopniowo zbliżamy się do siebie. Jesteśmy mniej pobudliwi fizycznie i ostrożniejsi emocjonalnie. To już nie to... można pomyśleć. Warto jednak wtedy zastanowić się, czy nie jesteśmy uzależnieni od samego stanu zakochania. Czy nie potrzebujemy go po prostu jak narkotyku i boli nas brak zdolności do przeżywania euforii i ekscytacji zauroczenia. Dojrzałość uczy nas odróżniać ekscytację od miłości. Warto z tej nauki skorzystać.
Wolni od złudzeń
Siła marzeń dwudziestolatki czasem trzyma nas w swojej mocy całe życie. Te miraże super mężczyzn, te nadzieje, że może on, ten właśnie spotkany, okaże się ósmym cudem świata ze złotą kartą do sięgającego nieskończoności rachunku, i jednocześnie czułym, romantycznym kwiatem męskiej urody. Dojrzałość zmiata takie mrzonki swoim bezlitosnym sceptycyzmem. Kiedy nasz książę zaczyna wyglądać jak półnagi bohater kretyńskiej reklamy, który próbuje nam wmówić, że byłybyśmy szczęśliwe, gdyby nasz facet pachniał jak on - dojrzałość puka się w głowę. Bo ona widzi rzeczy takie, jakimi są. Czasem jest aż nieprzyzwoicie przenikliwa. Nie pozwala wierzyć w cuda, za to widzi człowieka. Daje szansę na bycie prawdziwe z drugą osobą. Jest wolna od złudzeń i ma znacznie więcej przestrzeni na wyrozumiałość i tolerancję. W dojrzałej miłości jest od razu więcej przyjaźni. Czy ktoś pamięta film „Tulipany”? Wspaniałą parę grają tam Małgorzata Braunek i Jan Nowicki. Ciepło, ironia, pogodna zgoda na starzenie się ciał i radość wiecznie młodej zmysłowości. Do tego cudowna lekkość rozwijających skrzydła dusz. Jak pięknie można się kochać po pięćdziesiątce!
Odrobina prozy
Kiedy rzecz jest o miłości, nawet tej dojrzałej, mocniej stąpającej po ziemi, zaraz robi się poetycko. Ale życie wkracza ze swoimi: czy wolno, czy wypada, co ludzie powiedzą? Czy to nie śmieszne, kiedy stara baba rozgląda się za mężczyznami? Niebywałe, jak źle potrafimy o sobie myśleć i jak wielu dobrych rzeczy sobie odmawiamy. N i g d y nie jest śmieszne, gdy człowiek szuka drugiego człowieka. Potrzeba miłości i bliskiej relacji jest po zaspokojeniu głodu, znalezieniu dachu nad głową i zapewnieniu sobie bezpieczeństwa, naszą najważniejszą potrzebą. I mamy prawo ją realizować tak długo, jak żyjemy. Kwestiami czy wypada i co ludzie powiedzą – w ogóle nie ma sensu zaprzątać sobie głowy. Żyjemy po to by żyć, a nie podobać się innym. Co będzie, jak zostaniemy odrzuceni? Takie założenie musimy sobie postawić na samym początku. Ludzie mogą nas nie pokochać. Nie dlatego, że jesteśmy jacyś nie tacy jak trzeba, tylko dlatego, że ich serca poruszają inne osoby. My widocznie jesteśmy dla kogoś innego. Co powiedzą dzieci? Mój znajomy seksuolog powtarza, że najtrudniejsza na świecie rzecz w życiu człowieka to kiedy uświadamia sobie, że jego dzieci TO robią. A jeszcze trudniejsza, gdy dociera do niego że robią TO jego rodzice. Nie ma innego wyjścia, jak z takimi wiadomościami sobie poradzić. To zadanie dla dzieci, a nie dojrzałych kochanków. Może dzięki temu wreszcie dorosną. Warto pokazać im, że rodzice mają swoje życie i potrzeby. I choć zawsze będą swoje dzieci wspierać, nie muszą być na każde ich skinienie. Proza dojrzałej miłości ma też bardzo fizyczny wymiar, o którym wciąż trudno jest kobietom rozmawiać z ginekologiem. To niedogodności przy uprawianiu seksu wynikające z suchości pochwy występującej często po menopauzie, czasem nawet już w okresie klimakterium. W aptekach pełno jest jednak preparatów nawilżających, zastępujących niedobory naturalnych substancji. A ginekolog może przepisać specyfik dopochwowy z estrogenami, który wzmacnia kondycję błon śluzowych i nawilża.
Pięćdziesiątka otwiera nowy rozdział w życiu, chyba bardziej niż osławiona czterdziestka. Czasem brzmi jak ostatni miłosny dzwonek. Ale przecież, zakochać się można zawsze – po siedemdziesiątce, osiemdziesiątce i...
Anna Ławniczak