Lekko, łatwo i przyjemnie jest tylko w marzeniach. W normalnym życiu przychodzą do nas smutki, zniechęcenie i niezadowolenie. To normalne! Nawet gryzące poczucie pustki, żalu i niespełnienia zwykle jest oznaką rozwojowego kryzysu życiowego, a nie depresji. Masz tak, bo jesteś człowiekiem – mówi Ewa Woydyłło, autorka najnowszej książki o nerwicy pt. „Bo jesteś człowiekiem. Żyć z depresją, ale nie w depresji”. Nie lekceważy tej choroby, ale jej ogromne doświadczenie terapeutyczne i wyniki najnowszych badań pokazują, że często mylimy zwykłe życiowe przypadłości z objawami depresji. W drugiej części rozmowy zastanawiamy się, jak nie podawać się chmurnym nastrojom.
Anna Ławniczak: Dlaczego kobiety częściej uskarżają się na depresyjne nastroje?
Ewa Woydyłło: Bo oczekiwania wobec współczesnych kobiet są bardzo wysokie. Wiele z nich bierze na siebie zadania przekraczające fizyczne możliwości. Zajmowanie się i domem, i pracą wzajemnie się wyklucza. Niechby jakikolwiek mężczyzna tego spróbował, to byśmy od razu zobaczyli, że jest to niemożliwe. A kobiety mimo wszystko starają się godzić obowiązki. W bardzo wielu, nawet nietradycyjnych, ale nowoczesnych rodzinach, to na kobiecie spoczywają zadania domowe: gotowanie, pranie, sprzątanie, opieka nad dziećmi, nad starymi rodzicami. W pracy kobiety, które są w przeważającym procencie lepiej wykształcone, wykonują skomplikowane zadania. Ale nie tylko one. Kasjerka w supermarkecie też ma niezwykle wymagającą pracę. Przez jej ręce przechodzi masa ludzi. Są różni, często nieprzyjemni – trzeba sobie z tym poradzić. Do tego dochodzi odpowiedzialność finansowa. Samo obciążenie fizyczne powoduje, że kobiety czują się przepracowane i ciągle mają wrażenie, że coś nie zostało zrobione. A kiedy coś szwankuje, to się źle czują. Poza tym kobiety są bombardowane odpowiedzialnością. Nawet jeśli bezbłędnie wykonują te wszystkie niezliczone obowiązki – zbierają cięgi, gdy coś jednak nie gra. Teściowa choruje, albo wszyscy zapomnieli, że miała mieć kontrolne badania. „O moją mamę nie dbasz? Zawsze wiedziałem, że …” – itd., itp. Pod takim ciśnieniem psychika robi się delikatna jak cieniusieńka bibułka i pęka, trzaska. Uczucia depresyjne są reakcją na poczucie winy, wyrzuty sumienia, poczucie niedoskonałości, żal i pretensje, że wszystko na mojej głowie, a nikt nie jest mi wdzięczny za to, co robię. Nikt nie powie: „Boże, ileż ty pracy wkładasz, że to wszystko się kupy trzyma, jaka ty jesteś fantastyczna!” tylko: „Ale się roztyłaś!”. Drugi powód to jest nasza gospodarka hormonalna, która nawet u najzdrowszych kobiet raz w miesiącu, przez wiele lat życia, powoduje rozchwianie emocjonalne. U niektórych to trwa parę godzin, u innych przechodzi bez śladu, ale u niektórych ciągnie się przez kilkanaście dni. Kobieta robi się kłótliwa, nerwowa, płaczliwa. To zafundowała nam natura. I nawet jeśli są na to jakieś hormonalne leki, one tylko powierzchownie łatają te rozmaite defekty. Ale to nie jest zdrowy sposób.
Wiemy już, że uczucia depresyjne przychodzą niemal do każdej z nas. Co zrobić, żeby, jak pisze Pani w podtytule książki – żyć z depresją, a nie w depresji?
Żyć z depresją to znaczy doświadczać różnych trudnych uczuć: smutku, zniechęcenia, żalu, poczucia winy, poczucia krzywdy, ale nie tonąć w nich. Nie pozwolić im, by nas zalały. Musimy być wobec nich aktywne. Sięgnięcie po lek antydepresyjny niczego nie załatwia i są dziś na to dowody naukowe. Dzięki nauce, niestety nie polskiej nad czym ubolewam, badaniom psychologów, psychiatrów i socjologów okazało się, że są inne sposoby. Kiedy czujemy, że wchodzimy w fazę depresji trzeba się jej aktywnie przeciwstawić: spotkać się z kimś, pójść na spacer, na basen. Aktywność jest najlepszą metodą. W niektórych szpitalach w Niemczech, osoba w depresji przywieziona na oddział w całkowitym zaniku życiowych funkcji, która latami bierze leki – na dzień dobry, na izbie przyjęć dostaje buty do biegania i dres. Szpitalowi i opiece zdrowotnej w Niemczech opłaca się kupić sprzęt – ładny, kolorowy i w dobrym rozmiarze. Do tego zrobić w szpitalu małą bieżnię, zatrudnić dwóch trzech instruktorów, którzy taką chorą osobę wezmą pod pachy i wyprowadzą na spacer. Kroczek za kroczkiem będą ją uruchamiać. Przy takim postępowaniu okazuje się, że po krótkim czasie można o połowę zmniejszyć dawkę leków. Ludzie lepiej sypiają. Nawet te totalnie wycofane ze świata osoby zaczynają pytać: a gdzie tu jest telewizor? Szpital organizuje wyjazdy: do teatru, do cyrku, do kina. I chora osoba przebywa w szpitalu zamiast cztery miesiące – półtora.