Taka możliwość wyłączenia jest bardzo kusząca. Każdy by chciał, żeby było tylko przyjemnie. Czy możliwości jakie dają kontakty Internetowe nie chronią nas przed poznawaniem siebie i przed autorefleksją? Może rzeczywiście czeka nas świat pełen ludzi, którzy niczego na swój temat nie chcą się dowiedzieć?
Jeśli siedzisz tylko w Internecie to taka wizja jest prawdopodobna. Ale zakładam, że zdrowy człowiek ma oprócz Internetu rodzinę, przyjaciół, którzy go odwiedzają i vice versa, oraz który potrafi odspawać się od komputera i wyjść do ludzi.
Skąd bierze się w takim razie coraz bardziej powszechne poczucie, że relacje między ludźmi są złe, coraz gorsze? Czy to subiektywne odczucie tych, którzy to mówią? To ICH relacje są kiepskie? Czy może to szersze zjawisko?Myślę, że szersze, ale każdy się w nie wpisuje ze swoim narcyzmem. Bo to przede wszystkim narcyzm nakręca Internetową rzeczywistość jako pochłaniającą realne kontakty – zapewnia wszystko to, co narcyzowi potrzebne do życia. Bez względu na to czy jest narcyzem kreującym się na bóstwo czy też tym wycofanym z lęku, że ludzie zobaczą, że jest nikim. Jesteśmy pokoleniem narcyzów i wszystko jest temu podporządkowane, nie tylko Internet.
A co jest narcyzowi potrzebne do życia? Kontrolowanie rzeczywistości i nie dopuszczanie do siebie informacji, których nie chce słyszeć? Ustawianie wszystkich i wszystkiego "pod siebie"? Popularność? Bycie takim jakim się chce samemu siebie widzieć? Życie w świecie, w którym nikt nie może powiedzieć: sprawdzam?
Tak, to wszystko ma znaczenie. Ale nie wszystkie narcyzy jawnie chcą być pępkiem świata. Niektóre boją się takiej sytuacji, bo wtedy są zbyt na widoku i może się wydać, że wieje u nich pustką. Tak samo zresztą z tymi popularnymi – tylko tu pustka jest maskowana. Narcyz to ktoś, kto nie zobaczył się w oczach matki. Widział tam pustkę albo tych oczu w ogóle nie było. Jak więc on ma teraz umieć patrzeć w oczy?
Skoro jesteśmy pokoleniem narcyzów to znaczy, że jesteśmy pokoleniem zranionych. Czy Internet może być też narzędziem do leczenia tych ran? Myślę o prawdziwym leczeniu, a nie przyklejaniu plasterków.
I tak, i nie. Jeśli ktoś jest zdolny do refleksji nad swoim narcyzmem, to weźmie z Internetu to, co go karmi (podziw za PRAWDZIWE osiągnięcia, RZECZYWISTE zainteresowanie, głębsze rozmowy) a odrzuci albo przymknie oko na to, co jest pozorem kontaktu i złudzeniem odzwierciedlenia. Ale do tego musi już dużo wiedzieć na swój temat. Między innymi z Internetu, np. czytając mój artykuł, nasz blog, itd. :)
A co to jest złudzenie odzwierciedlenia?
Odzwierciedlenie to realny obraz naszej osoby w postrzeganiu innych. Powstaje gdy nikogo nie udajemy, a inni są na nas otwarci i gotowi do informowania nas o tym, co widzą. Złudzenie jest wtedy, gdy my udajemy a inni dają się nabrać, albo nam mydlą oczy jacy to jesteśmy wspaniali. Z różnych powodów – bo np. tacy wspaniali jesteśmy im potrzebni jak kiedyś rodzicom, którzy karmili swoje ego naszym ja.
A skąd się wzięliśmy tacy narcystyczni – myślę o naszym pokoleniu, ale chyba młodsi też mają ten ból? Czy to znowu kamyczek do ogródka niedobrych mam?
Narcyzm pogarsza się moim zdaniem, choć może teraz jest większa świadomość wśród matek. To o czym już mówiłam, że narcyz to ktoś, kto nie zobaczył się w oczach matki, widział tam pustkę albo ich nie było, odnosi się głównie do niemowlęctwa. Czasu gdy tworzyło się najbardziej pierwotne Ja. Potem narcyzm tylko się pogłębia wraz z realizowaniem koncepcji na dziecko przez rodziców. Dziecko nie ma możliwości bycia sobą. Częściowo dlatego, że mu rodzice nie pozwalają, ale też dlatego, że nie zbudowało swojego Ja. Nie wie kim jest. Łatwo więc dziecko lepić – ono nie ma JA, bo JA nie stworzyło się w odbiciu w oczach matki i nie wróciło do dziecka. Narcyzm powstaje też, a nawet przede wszystkim, z doświadczenia zależności, która jest nie do przyjęcia. To idzie w parze. Matka, która nie widzi dziecka nie może odpowiadać na jego potrzeby. Matka zaspokaja swoje koncepcje a nie potrzeby dziecka. Taka zależność sprawia, że narcyz panicznie odtąd boi się wszelkiej zależności i wszystkiego co z tym związane, przede wszystkim związków.
Czyli matka nie widzi dziecka takim jakie jest, tylko swój pomysł na jego temat: że ma być karmione ileś razy na dobę, ma się wpisywać w siatkę czegoś tam (nie pamiętam takie coś medycznego), ma być grzeczne albo przeciwnie – bardziej energiczne i przebojowe itd. O to chodzi?
Tak, ale jeszcze o coś ważniejszego: o to, że matka nie jest zdolna z miłością i podziwem dla cudu jakim jest jej niemowlę, oddawać mu w oczach całego zachwytu. A to jest takiemu niemowlęciu niezbędne na początku życia. Potem całe życie bezskutecznie szukamy tego zachwytu w innych.
Dlaczego matki nie mają w sobie takiej miłości i podziwu? Same ich nie dostały? Nie akceptują macierzyństwa?
I jedno, i drugie. A poza tym bardziej są zajęte tym, czy są dobrymi matkami, a nie dzieckiem. To też wynika z ich narcyzmu.
Wiesław Sokoluk (seksuolog i pedagog) opowiadał mi kiedyś, że na szkoleniach, które urządza dla młodych pedagogów i psychologów pokazuje film "Yesterday" Radosława Piwowarskiego. I ci młodzi po obejrzeniu tego filmu mówią zwykle, że zazdroszczą bohaterom przyjaźni, tego że tworzyli fajną paczkę, że teraz czegoś takiego już nie ma. Z czego to może wynikać?
Z tego, że rodzice posyłają dzieciaki na milion zajęć, by dostatecznie wcześnie zaczęły wyścig szczurów, w związku z tym nie biegają po podwórku cały dzień. A te, co nie mają miliona zajęć, żeby się nie nudzić siedzą w necie:).
Rozmawiała: Anna Ławniczak
Internet. Łączy czy dzieli ludzi?
Spis treści
Strona 2 z 2