Mój storczyk na parapecie zbiera się do zakwitnięcia. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo w natłoku zajęć zupełnie olałam jego potrzeby. Nic suchego nie wycięłam, w ogóle go nie podlewałam, nie mówiąc już o zasilaniu nawozem. A on, od chwili gdy zaczęły grzać kaloryfery i w pokoju zrobiło się sucho jak na Saharze, wypuścił trzy pędy, na których puchną pąki.
Ruszyło mnie sumienie i zaczęłam mu dostarczać wodę. Lubię go coraz bardziej, bo jest ucieleśnieniem poglądu, że nawet w najgorszych warunkach zdarzają się jednostki, które kwitną. Determinacja? Witalność? Siła? Nie wiem, co o tym decyduje, ale okiem nieuzbrojonym widać, że niektórym się udaje dopiąć swego. Gapię się na coraz większe pąki i inspiruję. Jak taki storczyk może, to dlaczego nie ja?
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna