Tylko skąd ją brać? Z moich doświadczeń wynika, że źródła są trzy. Pierwsze to granitowe przekonanie, że musi się w końcu udać, wynikające z równie granitowej chęci zrealizowania tego, czego bardzo chcemy, co naszym zdaniem ma sens, jednostkowy, ogólny, kosmiczny, co sprawia nam radość, przyjemność i satysfakcję.
Tego rodzaju wiara rodzi się czasem z wewnętrznego napędu, czegoś co nas pcha i już. Drugi rodzaj wiary bierze się z tego, że nie ma innego wyjścia. Serio! Jak się powiedziało A, B i nawet L i Ł to jest się w takim punkcie, że nijak się wycofać. Trzeba rzecz doprowadzić do końca i wiara w ten świetlany koniec (choć po drodze modyfikowany, przeformułowywany i urealniany) jest warunkiem niezbędnym do życia. Jej drugim końcem jest bowiem desperacja, z której nic dobrego nie wynika. Trzeci rodzaj to koktajl dwóch poprzednich rodzajów wiary, które się wspierają, zastępują i wzajemnie nakręcają. Trójkąty są ponoć zawodne, ale już trójce mają boskie działanie. Życzę więc sobie i Wam takiej trójcy i wiary na trzech mocnych nogach.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna