W Afryce wudu to codzienność. Ale dla nas jest wciąż tajemniczą siłą, czarną magią, o której krążą niesamowite historie. Krew koguta, laleczki nakłuwane szpilkami, legendy o powstających z grobów zombi i klątwy, przed którymi nie ma ucieczki. Mimo to postanowiłam zaryzykować. Byłam u szamanki.
Kenia, kraj tak pięknie opisany przez Karen Blixen, to nie tylko wspaniałe safari, koralowe rafy i piaszczyste, szerokie plaże. To również prawdziwe zagłębie wudu. Do szamanki wybrałyśmy się we trzy: Dorota, Sylwia i ja. Naszym przewodnikiem jest Katana, czarny jak smoła chłopak z plemienia Giriama. Od niedawna pracuje w hotelu. W tym samym, w którym zatrzymała się moja wycieczkowa grupa. Katana jest tutaj kimś w rodzaju kaowca, bawi gości. Urządza dla nich konkursy, uczy tańca, nastawia płyty z muzyką. Ale tym razem to my jesteśmy inicjatorkami wyprawy. Zagadnęłyśmy go o szamankę, a on obiecał uzyskać dla nas jej zgodę na przyjęcie. Mimo wszystko czujemy się trochę niepewnie. Chętnie wzięłybyśmy ze sobą jakiegoś mężczyznę, ale żaden z kolegów, nie chce nam towarzyszyć. Trudno. Dorota, bizneswoman, ma problemy zawodowe, Sylwia chce wiedzieć jak rozwinie się miłosny trójkąt, w który się nieopatrznie zaplątała. Mnie prowadzi ciekawość. Przy okazji chciałabym dowiedzieć się czegoś o przyszłości mojej córki i mojej także.
Wieś, w której mieszka szamanka, dzieli zaledwie kilka kilometrów od Oceanu Indyjskiego i 70 od Mombasy. Otaczające ją palmy kokosowe, pola kukurydzy i manioku nie dają mieszkańcom umrzeć z głodu. Katana uprzedza, że musimy przejść trzy kilometry. Ubity trakt wiedzie przez zarośla. Szeroki z początku zwęża się i przechodzi w ścieżkę. Jest koniec pory deszczowej, rano padało. Idziemy gęsiego, próbując ominąć kałuże. Katana zabawia nas opowieściami o leczniczych właściwościach przydrożnych roślin. Aloes znamy, leczy m.in. oparzenia słoneczne i powierzchowne rany. Tutejsza odmiana mięty odstrasza komary, szczególnie niebezpieczne w tym rejonie, bo roznoszą malarię. W ubiegłym roku zachorowało na nią na świecie 2,7 mln osób, z czego 10 procent zmarło, w tym również Polacy. Tną komarzyce i to bez ostrzeżenia, czyli charakterystycznego brzęczenia. A przywiezione z Polski środki ochronne są mało skuteczne. Więc każda z nas maszeruje z gałązką w ręku i wymachuje nią wokoło. Są też rośliny, których tutejsze piękności używają do mycia włosów. Wystarczy oderwać zewnętrzną zieloną część łodygi, aby wypłynął z niej spieniony mydlący się sok. Oto tajemnica bujnych skręconych czupryn.
Kenia nie z pocztówki
Ścieżka się naraz kończy i wychodzimy na otwartą przestrzeń. Kenia zaskakuje przybyszy bujną soczystą zielenią. Ale później, gdy przyjdzie pora sucha, krajobraz się zmieni. W oddali widać pierwsze domy. Bieda wygląda tu wszystkimi dziurami z ulepionych z gliny i łajna słoni, pozbawionych okien, chałup. Katana zaczął właśnie budować podobną. Kiedy w plemieniu Giriama młodzi kończą 22 lata, muszą rozpocząć samodzielne życie. Dziewczyny wychodzą za mąż, chłopcy zakładają rodziny. Katana osiągnął właśnie ten wiek, ale należy do tych nielicznych szczęśliwców, którzy znaleźli pracę, więc na razie nie martwi się o jutro. W przeciwieństwie do tysięcy Kenijczyków, którzy dzień w dzień przemierzają kraj w poszukiwaniu zajęcia. Przypływający przed szóstą rano do Mombasy prom wypluwa z siebie setki ludzi. Czarne jak heban głowy tak szczelnie wypełniają stojące miejsca, że z daleka sprawia to niesamowite wrażenie jakby monstrualnej skrzyni z ciemnymi kulami. Katana tak długo codziennie przychodził ze swojej wsi na teren budowy hotelu, w którym teraz pracuje, aż załatwił sobie w nim pracę. Jest pełen inwencji i inicjatywy. Nie chce jak jego rówieśnicy od rana do wieczora biegać po plaży i namawiać turystów do zakupu za grosze barwnych muszli, których zresztą nie wolno wywozić z Kenii, lub figurek wojowników rzeźbionych w hebanie albo drzewie różanym. Woli uczyć hotelowych gości tańczyć w takt najnowszego przeboju Jambo lub oprowadzać po swojej wsi.
Wszędzie tu pełno dzieci. Katana ma sześć sióstr i pięciu braci. To częsty model rodziny. Wielodzietność to polisa na starość, ubezpieczenie znacznie lepsze niż nasze emerytury. Dorosłe dzieci mają obowiązek utrzymywania rodziców. Jeśli jest ich dziesięcioro, na każde z nich miesięcznie wypada niewielka kwota. Giriama zakładają rodziny według kilku porządków: prawa państwowego, kościelnego lub plemiennego. Dwa pierwsze pozwalają na posiadanie tylko jednej żony, ostatni dopuszcza wielożeństwo. Ale na kilka żon mogą sobie pozwolić jedyni zamożni mężczyźni. Często pierwsza żona, gdy dojdzie do wniosku, że są już dostatecznie majętni, pomaga mężowi znaleźć następne. Nie ma mowy o zazdrości, każda para rąk w gospodarstwie się przyda. Żony dzielą się obowiązkami i wspólnie wychowują dzieci.