"Przyjaciółka mnie poprosiła, więc przyszłam!". Tak powiedziała moja PRZYJACIÓŁKA, kiedy oddawała mi swoje stopy, żebym potrenowała pedicure. Przekwalifikowałam się, dziennikarstwo jest frustrujące intelektualnie i ekonomicznie, więc korzystając z wiedzy nagromadzonej przez lata pisania o urodzie i zdrowiu, zaczęłam się szkolić w kosmetyce.
Mam już stosowne dokumenty, ale kolejne nowe umiejętności ciągle trenuję na znajomych, by nie ćwiczyć na klientkach. I ten prosty fakt wprowadził przesunięcia na mojej skali koleżanka-przyjaciółka. Wyklarowała się grupka tych, co pomagają i służą twarzą, ciałem, tudzież kończynami, a przede wszystkim sercem i życzliwością, oraz większa grupa tych, co mnie olały. Ot, życie. A może wypłata od losu za wszystkie nadzieje i oczekiwania, które ja kiedyś zawiodłam? Kiedyś, zafascynowana psychologicznymi ideami samorealizacji, czynienia swoich pragnień i dążeń życiowym priorytetem, próbowałam trenować taką spontaniczność i niechęć do różnych "musów" i "wypada". Byle tylko było wygodnie i "w zgodzie ze sobą". Ale relacji tak się pielęgnować nie da. Czasem robi się coś, na co nie ma się ochoty albo czasu dlatego, że komuś na tym zależy, a nam zależy na tej osobie. No chyba, że nie zależy.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna