Wiecznie uśmiechnięty pysk i niesamowita radość życia – to cały delfin. I jeszcze coś: wibracje ultradźwiękowe, którymi nasyca swoje otoczenie, bo są mu potrzebne do rozmowy z innymi delfinami oraz do orientacji w przestrzeni. To sprawia, że te zwierzęta są używane do animaloterapii. Część naukowców sceptycznie kręci nad tym głową. Nikt bowiem nie udowodnił bezspornie, że pływanie z delfinami leczy. Ale są tacy, co po przygodzie w delfinarium wyszli z depresji, przebudowali swoje życie i odzyskali pogodę ducha. O delfinach powstał niesamowity, nagrodzony Oscarem, film „Zatoka delfinów”.
Delfinoterapię zalicza się do niekonwencjonalnych metod leczenia, choć w wielu miejscach naukowcy badają, co się dzieje w kontakcie człowieka z delfinem. Najczęściej pacjentami w delfinariach są dzieci: z porażeniem mózgowym, autyzmem, uszkodzeniem splotu ramiennego i innymi problemami neurologicznymi. Oksana Dąbrowska, psychoterapeutka, która organizuje w Polsce delfinoterapię wpadła na tę metodę szukając pomocy dla córki, która miała właśnie porażenie nerwów splotu ramiennego. Potem zorganizowała wyjazdy do delfinarium dla swoich pacjentek z depresją. I efekty były bardzo obiecujące.
Fale optymizmu
Co takiego ma w sobie delfin? Naukowcy przede wszystkim zajmują się badaniem działania emitowanych przez te zwierzęta ultradźwięków. Leczenie ultradźwiękami to dla medycyny nie nowina. Nie tylko umożliwiają wykonanie USG. Używa się ich w leczeniu porażenia nerwów, w schorzeniach skóry i kontuzjach mięśni. Działają przeciwzapalnie, rozkurczowo i przeciwbólowo oraz poprawiają krążenie. Dlatego wibracje unoszące się basenie produkowane przez delfiny mogą mieć efekt leczniczy. W Ośrodku Delfinoterapii Ukraińskiej Akademii Nauk w Kozaczej Buchcie koło Sewastopola zajmuje się tym dr Ludmiła Łukina. Z jej badań wynika, że produkowane przez delfiny fale elektroakustyczne wpływają na częstotliwość fal mózgowych człowieka, prowokują produkcję endorfin oraz wspomagają regenerację komórek w całym organizmie. W Kozaczej Buchcie delfiny są tak trenowane, by na sygnał tresera wysyłały wiązkę ultradźwięków.
Artykuły o delfinoterapii często pełne są entuzjastycznych doniesień, że można w ten sposób wyleczyć niemal wszystko, od chronicznego stresu po nowotwory. I pewnie przeciwko takiej przesadzie buntuje się wielu naukowców, psychologów klinicznych i lekarzy. Nie można wmawiać ludziom, że jeden wyjazd do delfinarium ich uzdrowi. – Cuda się zdarzają, ale rzadko. Jednak mniejsze efekty: np. kiedy po ćwiczeniach z delfinem dziecko autystyczne po raz pierwszy zdecyduje się spojrzeć komuś w oczy lub kobieta, dotąd pogrążona w depresji, zacznie wychodzić do ludzi i życia są i tak wielkim osiągnięciem – mówi Oksana Dąbrowska. Uczyła się delfinoterapii w Międzynarodowym Instytucie Delfinoterapii w Eupatorii, na Ukrainie. Tam mniejszą wagę przykłada się do ultradźwięków, większą do relacji człowieka z delfinem. – Kobiety, które zabrałam na Krym były w stadium umiarkowanej depresji. Po powrocie u wszystkich zaczęły się jakieś zmiany. Zyskały więcej energii, zaczęły planować i realizować nowe przedsięwzięcia w życiu. Niektóre spotkały mężczyzn i zaczęły budować związki.