Przez żołądek do serca i zdrowia. Własnego. Jeśli kochasz się szczerze, nie będziesz się narażać na huśtawkę poziomu insuliny i karmić się paszą fast foodową jak tucznik. Ochota na zapiekanki, pizze, twistery czy kurze skrzydełka jest często sprytną sztuczką glutaminianu sodu, który ogłupia nasze kubki smakowe. Być może to on jest winny epidemii otyłości i klęskom odchudzania.
Glutaminian sodu
Bary są po to, by sprzedawać jedzenie, a jeśli mają sprzedawać, to my musimy chcieć jeść. Dlatego McDonald ma czerwono-żółte logo. Te kolory pobudzają apetyt. A w rozmaitych barach, nie tylko w McDonaldzie, i w restauracjach garściami sypie się do potraw glutaminian sodu – polepszacz smaku. Sprawia, że jedzenie nam smakuje coraz bardziej i kupujemy kolejną porcję, albo wracamy do tego miejsca na następną ucztę. Dietetycy twierdzą, że ten polepszacz jest jedną z przyczyn nadmiernego apetytu i aż trzykrotnie zwiększa ryzyko nadwagi i otyłości. Istnieją badania, które wykazały, że glutaminian sodu sprzyja nadciśnieniu i migrenom oraz podwyższa poziom stresu. Japońscy naukowcy, a tam glutaminianu używa się najwięcej i najdłużej, stwierdzili związek między jego spożywaniem a uszkodzeniami siatkówki. To chyba wystarczy, żeby porzucić tę przyprawę. A jeśli nie, to do każdego łakomczucha chyba przemówi fakt, że glutaminian jest zabójcą kulinarnej różnorodności. Sprawia, że potrawy w różnych restauracjach smakują tak samo. Więcej. Tę kulinarną sztampę zapraszamy do własnych kuchni, używając gotowych mieszanek przypraw. Glutaminian sodu jest wszędzie – w mieszance do grillowania i przyprawie do drobiu, w posypce do ryb i przyprawie do gyros, flaków, musaki, gulaszu itd.
Zmiana stylu żywienia
Dietetycy i lekarze mówią, że sukces odchudzania gwarantuje zmiana stylu żywienia. To święta prawda, ale też trzeba oczyścić się ze starych przyzwyczajeń, czyli zmienić upodobania. Podobno kubki smakowe uczą się nowych smaków po dwóch tygodniach wystawienia ich na inne doznania. Jeśli przetrwamy 14 dni buntu i prowokowania nas do sięgnięcia po pyszne udko kurczaka przyprawione glutaminianem sodu, jest szansa, że pokochamy to samo udko z czubrycą lub estragonem, mieszanką gałki muszkatołowej, chili i cynamonu, natarte solą czosnkową albo zgoła majerankiem czy kuminem.
Głód na słodycze, czyli węglowodany proste, który jest drugą ważną przyczyną tycia ma nieco bardziej złożoną genezę. Zasada jest taka – im więcej jemy mięsa, tym większy mamy głód na słodycze. Pierwszy więc krok to ograniczyć swoją mięsożerność na ile się da. Drugim elementem strategii złagodzenia namiętności do słodyczy są regularne posiłki. Trzeba się zaopiekować sobą jak niemowlakiem i dawać porcję czegoś odżywczego co cztery godziny. Razową bułkę z serem lub chudą szynką i warzywkami, owoc, trochę pestek, suszone owoce, sałatkę (raczej bez majonezu). W niewielkich ilościach i rytmicznie można „wciągnąć” nawet owsiane pełnoziarniste ciasteczko bez szkody dla obwodu w talii. Długie przerwy między posiłkami, zapominanie o lunchu czy przekąsce po południu sprawia, że mamy napady wilczego głodu, który najłatwiej zaspokoić ciastkami, batonami i wszelką inna słodkością.
Stres
Wreszcie stres – on też wywołuje głód w ogóle, a chętkę na słodycze w szczególności. Pod wpływem napięcia organizm wykonuje hormonalne fikołki a ich skutkiem jest wydzielanie kortyzolu. Ten hormon podnosi apetyt. Natura wszystko zaplanowała świetnie, bo stres i reakcja walki/ucieczki, zjadała masę energii, którą należało szybko uzupełnić. Dziś bójka z szefem lub paniczna ucieczka z miejsca pracy są rzadko spotykane. A bolesne karanie gnębiciela odbywa się tylko w wyobraźni. Kortyzol jednak o tym nie wie i jak w epoce kamienia łupanego pcha nas do jedzenia. Jeśli chcemy go okiełznać musimy nauczyć się lepiej znosić stres. Bardzo pomaga medytacja. Naukowcy zobaczyli na własne oczy, że wycisza aktywność ośrodków mózgowych odpowiedzialnych za lęk i agresję, a pobudza te, które produkują przepełniający nas spokój. Przy systematycznej medytacji ten stan się utrwala i zwiększamy tym samym odporność na stres. Dobre jest też opanowanie wyciszających technik oddechowych. Ostatecznie można sięgnąć po tafelek gorzkiej czekolady (uzupełnia utracony pod wpływem stresu magnez) i ssać go sobie powoli w ustach jak smoczek.
Diety
Diety, suplementy poskramiające apetyt, zmniejszające wchłanianie tłuszczu i skrobii, przyspieszające spalanie – cóż, można się do tego wszystkiego uciekać, gdy letnie ubrania z ubiegłego roku niebezpiecznie napinają się w szwach. Jednak lepszą strategią jest opanowanie napadów głodu, a to, jak twierdzą specjaliści medycyny naturalnej, zapewniają posiłki zbilansowane nie tylko z punktu widzenia składników odżywczych, ale też energetycznie. Nie trzeba od razu zapisywać się na kurs gotowania według pięciu przemian lub kuchni ajurwedyjskiej, choć to i zdrowe, i smaczne, i pouczające. Można sięgnąć do polskiej tradycyjnej kuchni, ale tej chłopskiej, biedniejszej, pełnej kasz, prostych warzyw, ziół, miodu i suszonych owoców. Człowiek zawsze miał instynkt jak harmonizować swoje ciało i warto z tego korzystać. Bądźmy wybredni! Nie jedzmy byle czego! Hamburger, pizza, chrupiące skrzydełka, gęste od kalorii i wyprane z wartości odżywczych, smakują nam z powodu dodanej chemii. Manipulują nami i uzależniają.
Żeby zmniejszyć łakomstwo można jeszcze pomalować jadalnię na niebiesko lub zielono – te kolory wyciszają i hamują apetyt. Poza tym warto zadbać o odpowiednią porcje snu. Ci którzy śpią tylko pięć godzin na dobę ryzykują, że ich waga wzrośnie o 30 procent. Tak przynajmniej twierdzą naukowcy. A kiedy zawiodą strategie antystresowe albo w ferworze zajęć zapomnimy o obiedzie czy też dopadnie nas głód emocjonalny? Najlepiej mieć pod ręką jakiś pełnoziarnisty produkt zbożowy, choćby pełnoziarniste wafle ryżowe. Zawsze to lepiej niż mufinka a' 232 kalorie czy piernik z barku kawowego, który może mieć nawet 500 kcal.
Anna Ławniczak