Mieć to już i najlepiej bez wysiłku. To zaklęcie współczesności. Nikt nie ma czasu ani ochoty na długotrwałe starania o młodzieńczą, umięśnioną, zgrabną sylwetkę. Szukasz więc dróg na skróty. A może tak testosteron? Hormonalny dopalacz zamiast potu na siłowni to duża pokusa. Ale testosteron może pokazać ci figę i zamiast bicepsów z doładowania wyjdzie biust.
Kobiety łykały kiedyś pigułki z larwami tasiemca, żeby schudnąć. Dziś mężczyźni zjedliby diabła z rogami i kopytami, jeśli tylko zagwarantuje tors sportowca. Równouprawnienie, choć coraz mniej modne, jest faktem i to w miejscu najmniej oczekiwanym - przed lustrem. Polacy, w ankietach cały czas manifestując świetne samopoczucie i zadowolenie z siebie, zaczynają jednak wariować na punkcie wyglądu. Kompleksy z powodu brzucha, nędznej ich zdaniem klaty i niskiego wzrostu, skrzętnie maskowane na zewnątrz, skrycie podgryzają ego. Trudno nie zauważyć, że kobiety coraz częściej oglądają zawody sportowe i gapią się na mocne, wyrzeźbione sylwetki piłkarzy nożnych, ręcznych i siatkowych. A że panowie fizyczni są też inteligentni, wygadani, żywiołowi i nie boją się pokazywać emocji, a do tego zarabiają tak, że może się zakręcić w głowie, jest powód do niepokoju. Intelektualna pogarda dla sprawności fizycznej i udowadnianie wyższości umysłowości nad cielesnością nie wytrzymuje próby czasu. Zawodowe ciśnienie na młodość, sprawność, siłę i wytrzymałość, którą na pierwszy rzut oka pokazuje zadbana sylwetka, dokłada swoje. Mężczyźni znów tęsknią za mięśniami. Najlepiej takimi co rosną same, kiedy oni z piwkiem w dłoni oglądają kolejny mecz Ligi Mistrzów.
Mit testosteronu
W każdym podręczniku endokrynologii znajdzie się zdanie, że ten męski hormon wpływa na podniesienie poziomu agresywności i sprzyja rozrostowi mięśni, bo stymuluje syntezę białek mięśniowych. Skutek jest taki, że już nie tylko sportowcy i kulturyści faszerują się preparatami testosteronowymi. Z roku na rok w świecie wzrasta sprzedaż takich specyfików, bo wyczynowcy korporacyjni też potrzebują dopingu w swoim wyścigu po szczeblach. Ale z testosteronem sprawa jest śliska. Choć to synonim męskości i agresywności bywa kapryśny i przewrotny jak wcielenie kobiecości. Mężczyzna, który pakuje w siebie niekontrolowane dawki syntetycznego testosteronu może obudzić się któregoś dnia z czymś na kształt kobiecej piersi zamiast rzeźbionego torsu. I żeby było jeszcze perfidniej, na przykład tylko po jednej stronie ciała, bo testosteronowym nadwyżkom obce jest poczucie harmonii. Wszystko dlatego, że organizm ma bardzo rygorystycznie działające mechanizmy kontrolujące równowagę hormonalną. Sam wie, co jest dla niego dobre i wszelkie próby zakłócania porządku tłumi w zarodku. Po pierwsze komórki mogą zagospodarować tylko pewną część testosteronu, bo jego wnikaniem do jąder komórkowych sterują specjalne receptory. Jeśli taki receptor zaatakuje wataha cząsteczek hormonu, to i tak wniknie do niego tylko jedna. Gdy receptor ją capnie zamyka się, a reszta testosteronu może iść do diabła czyli do wątroby, gdzie zostaje rozłożona i przygotowana do wydalenia. Mało tego. Receptory testosteronowe są płochliwe jak dziewice i zmasowany atak hormonu sprawia, że się chowają, a nawet całkiem zanikają. Dlatego ci co zaczęli brać testosteron wpadają często w błędne koło. Im więcej hormonu przyjmują, tym bardziej są rozczarowani brakiem efektów, bo komórki nie mogą go wykorzystać z powodu strajku receptorów. Co więcej czasem pojawiają się rezultaty co najmniej zaskakujące.
Testosteron nie rozłożony w wątrobie zostaje zamieniony na żeńskie estrogeny. Ten kobiecy pierwiastek zaczyna wywracać wewnętrzny świat mężczyzny. Napakowany facet staje się tłusty jak eunuch, bo żeńskie hormony prowokują narastanie tkanki tłuszczowej. Ma go na karku, udach i pośladkach. A bywa też, że choruje na lipomastię, czyli odkładanie się tłuszczu na klatce piersiowej oraz ginekomastię czyli pojawienie się gruczołów mlecznych. Młodzi, 15-25-letni, zwolennicy testosteronowego dopingu mogą się doprowadzić do bezpłodności. Ich organizmy bowiem produkują same duże ilości testosteronu. Jeśli dostają hormon z zewnątrz zaczynają się zachowywać jak dokarmiane zwierzęta, które przestają się troszczyć o zdobywanie pokarmu. Mózgi dopingowiczów wysyłają do jąder sygnał zwolnienia albo wręcz zaprzestania produkcji testosteronu. Powstają zmiany w kanalikach nasiennych i słabnie produkcja plemników. Te zmiany niestety mogą okazać się nieodwracalne. Panowie po 40., u których fizjologicznie słabnie produkcja męskiego hormonu, narażają się na inne niebezpieczeństwo. Sztuczne podwyższanie poziomu testosteronu może uaktywnić komórki nowotworowe prostaty, jeśli te już się pojawiły. A wielu dojrzałych mężczyzn żyje w nieświadomości, że coś się w ich prostacie niedobrego już dzieje, bo nie mają dość wyraźnych objawów. Coraz więcej lekarzy endokrynologów uważa, że organizm wie co robi obniżając z wiekiem poziom testosteronu i lepiej go niefrasobliwie nie podwyższać tylko dlatego, że pięćdziesięciolatek chciałby mieć energię dwudziestoparolatka. Doradzają raczej podjęcie wyzwania zaakceptowania upływu czasu i jego konsekwencji. A jeśli już komuś poziom energii tak spada, że starzenie zżera go jak kiedyś rdza maluchy, można pomyśleć o suplementacji. Ale dopiero po badaniach.
Jurny buzdyganek
Jeśli perturbacje z testosteronem nie zniechęciły kogoś do ręcznego sterowania, zanim zacznie coś przy nim majstrować powinien zrobić badania poziomu tego hormonu. Trzeba dać sobie utoczyć trochę krwi. Najlepiej rano, między 6.00 a 9.00. Wtedy stężenie testosteronu jest najwyższe. Po południu i wieczorem może spaść nawet o 40 proc. i badanie nie będzie miarodajne. Każdy mężczyzna ma inną urodę hormonalną i norma jest bardzo szeroka. Wynik jest prawidłowy, gdy mieści się w widełkach: 7,6-34 nmol/l (2,2-9,8 ng/ml). Laboratoria stosują jedną z dwóch jednostek pomiaru, stąd wyniki różnią się liczbami, ale oba oznaczają normę. Warto taki wynik skonsultować z andrologiem i zapytać o zdanie, czy można ewentualnie podnosić swój poziom testosteronu.
Można to zrobić łagodniejszym od syntetyku środkiem roślinnym. Buzdyganek ziemny (Tribulus terrestris) to roślina od wieków używana przede wszystkim jako afrodyzjak w Chinach, Indiach, ale też na europejskich Bałkanach. Stymuluje bowiem przysadkę mózgową do produkcji własnego testosteronu, który wzmaga też przecież libido. Teraz preparaty buzdyganka można kupić w sklepach dla kulturystów i w Internecie. Roślina działa inteligentniej niż syntetyk, który zachowuje się jak tępy abs (absolutnie bez szyi) i zalewa ciało hormonem. Składniki roślinne nie podnoszą poziomu testosteronu powyżej normy fizjologicznej. Buzdyganka można kupić też w towarzystwie innych składników, np. fitosteroli z kozieradki i czarnuszki, które mają działanie pobudzające wzrost tkanki mięśniowej i łącznej (Megabol Biosterol).
W dojrzałym wieku można sięgnąć po szeroko reklamowany Biosteron. Preparat zawiera dehydroepiandrosteron (DHEA), słaby androgen, który przekształca się w inne hormony, u mężczyzn także w testosteron.
Wzmocnij się
Eksperymenty z testosteronem mogą być ryzykowne, ale są preparaty, które bezpiecznie podnoszą wydolność, sprawność, wspomagają trening mięśni i spalanie tkanki tłuszczowej. Mają jednak jeden wspólny minus, raczej nie działają przed telewizorem czy we śnie. Żeby dały efekt trzeba się jednak ruszyć.