W drodze
Cztery lata uwalniania się od nałogu. I budowania życia od podstaw. To trudne, gdy nie ma takiego miejsca, gdzie człowiek czuje się u siebie. Wewnętrzna podróż i odkrywanie siebie, jaką jest terapia, nie wyzwala z samotności. Boriana czuje to za każdym razem, kiedy odwiedza rodzinę w Bułgarii. „Moja mama i wszyscy się bardzo ucieszyli jak zobaczyli mnie po latach, kiedy nie przyjeżdżałam. Ale rozmawialiśmy o takich zwykłych sprawach typu dom, samochód itd. Nie było głębszego kontaktu. Ja ze swoją mamą nie pogadam o sprawach, które mnie tak bardzo dotykają. O mojej chorobie czy dlaczego studiuję pedagogikę resocjalizacyjną uzależnienień. Ona była w szoku, że wybrałam sobie taki kierunek” - mówi Boriana. „Natomiast mam wyjątkowo dobry kontakt z aktorami z teatru w którym kiedyś pracowałam. Bo to ludzie, którzy ciągle pracują nad sobą. Mają jakieś przemyślenia, refleksje. Jak się spotkałam z tymi swoimi aktorami, to było tak, jakbyśmy się rozstali wczoraj. Niesamowite uczucie”. Wspólnotę czuje także z ludźmi z AA. Każdy przeszedł swoje piekło. Ale nie to jest najważniejsze. Najwspanialsza jest otwartość i szczerość. Że każdy mówi to co myśli i to co czuje. Że wszystko jest prawdziwe. Od momentu, kiedy należę do wspólnoty AA noszę imię Jana. Ono jest wyrazem mojej nowej tożsamości” - podkreśla.
„Owszem, zależy mi na kontakcie z ludźmi. Ale jakościowym, a nie ilościowym. Dawniej hurtowo poznawałam ludzi na przyjęciach, ale to mi nic nie dawało. Nawet nie pamiętam ich nazwisk, twarzy. Teraz mam garstkę przyjaciół, ale to są ludzie do których mogę zadzwonić o 4 nad ranem i powiedzieć: coś ze mną się dzieje, źle, czy możemy pogadać. Oni też do mnie dzwonią - to działa w dwie strony. I bardzo cenię takie kontakty. Ich jakość jest zupełnie inna” - mówi Boriana. I dodaje, że oswoiła swoją samotność. Czuje ją, ale jako naturalny stan ducha człowieka. Nie ma w tym nic przerażającego. A gdy jest źle i smutno, tak jak kiedyś robi kolaże.
„Trudno mi jest tylko wtedy, kiedy jestem chora. Tylko wtedy czuję się źle i wiem po prostu, że nikt mi nie pomoże. Córka od czasu do czasu. Natomiast samotność ducha, że się tak wyrażę, nie przeraża mnie w żaden sposób. Coraz częściej widzę, że tam są niezbadane dla mnie ścieżki. Lubię czytać i czytam ogromne ilości książek. Bez przerwy robię jakieś notatki, bez przerwy do tego wracam”. Boriana pamięta książkę Katarzyny Miller pt. „Rozebrane bajki” i opowieść o dzikich łabędziach. To jest o niej. Czuje się jak łabędź, dla którego księżniczka uszyła koszulę bez jednego rękawa. I nie może całkowicie przemienić się w człowieka. Katarzyna Miller odczytuje to jako metaforę niekończącej się nigdy pracy nad sobą. Boriana rozumie to jak mało kto. Po to jest życie, by nieustannie się rozwijać, poznawać nowe obszary siebie, zbliżać do ludzi, znaleźć sens w tym, co przeżywamy i czego doświadczamy. Po prostu cały czas być w drodze.
„Będę cały czas na tej swojej drodze. Przestałam się dręczyć, że nie wiem kim jestem. Tylko uznałam, że pokonuję kolejny etap swojej podróży. Że na pewno znajdę swoje miejsce. A jeżeli nie, to najwyraźniej tak musi być, tak mi zostało to dane. Będę cały czas jakimś wędrującym promyczkiem i będę wędrowała. W ogóle zaczęłam wierzyć, że wszystko co mi się przydarza ma jakiś sens. Chcę w to wierzyć, że wszystko co mnie spotyka jest mi dane, by mnie czegoś nauczyć” - mówi Boriana.
Anna Ławniczak