Nowa miłość, małżeństwo, życie. Kto tak zawładnął jego sercem, że zdecydował się na rozwód? Kiedy ona wkracza na scenę, wszyscy wpadają w osłupienie. Jest kropka w kropkę taka, jak jego była. Dlaczego niektórzy mężczyźni całe życie grają w miłosne deja vu?
Rod Stewart prowadza się i żeni jedynie z wysokimi blondynkami. Tylko coraz młodszymi i z dłuższymi nogami. Bruce Willis zastąpił Demi Moore jej nowszym modelem. Michał Wiśniewski po raz trzeci z dziewuszki przeciętnej urody usiłuje zrobić gwiazdę pop. Krzysztof Ibisz gra damami pik. Jedną ciemnowłosą Annę swego życia zastąpił drugą. Z tym, że ta druga była tak naprawdę pierwszą. Wszyscy ci panowie, jak inżynier Mamoń z "Rejsu", uwielbiają nowości, pod warunkiem, że już je kiedyś spotkali. Skąd takie przywiązanie do jednego typu kobiety?
Psychologowie ewolucyjni próbują przyłożyć do tego swój schemat "najlepsza do przekazywania genów". Ale kiedy tak się przyjrzeć wybieranym przez wymienionych mężczyzn paniom, to niespecjalnie spełniają ponadkulturowe biologiczne kryteria atrakcyjności (symetryczna twarz i sylwetka, duże dziecięce oczy, figura klepsydry). Może więc decydują szczególne właściwości układu immunologicznego, które wyczuwamy szóstym zmysłem, takie, co gwarantują superzdrowego potomka? Feromony? Trudno jednak uwierzyć, że panie o podobnych cechach wyglądu lub charakteru mają też podobną immunologię i biochemię. Nauka przynajmniej milczy na ten temat. Na pewno wolelibyśmy mieć poczucie, że kontrolujemy nasze życie emocjonalno-erotyczne, że wybieramy partnerów kierując się wolną wolą. A jeśli już coś nas pcha, to niech to będzie biologia: geny, chemia miłości, ślepy instynkt czy ewolucja. Ale w miłosne kwestie pcha się bezczelnie tajny agent - nieświadomość. To właśnie ona, a nie Amor czy dobór naturalny, trzyma łuk. W sprawie erotycznej powracającej melodyjki najwięcej do powiedzenia mają wciąż seksuolodzy i psychoanalitycy.
Wgrany seks-program
Panowie, którzy wybierają kobiety tej samej urody, sprawiają wrażenie, jakby nie widzieli w nich nic poza wyglądem. - Za takimi wyborami zazwyczaj stoi tylko potrzeba seksualna. Mają pewien program wyszukiwania obiektów seksualnych - mówi Anna Lissewska, psychoterapeutka i edukator seksualny z Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej Ikara.
Maćka można spotkać tylko z szatynkami. Mają długie włosy, subtelne rysy twarzy. Maciek ceni zwłaszcza wąski, delikatny nosek i podłużne, nieco azjatyckie oczy. Jego panny przypominają trzcinki, ale to indywidualistki, zwykle dość ekscentryczne. - On szuka zaginionego czasu - komentuje nieco ironicznie Robert, który odbył z Maćkiem niejedną sesję piwną. - Miał jeszcze w szkole dziewczynę, za którą szalał, Sławkę. Podśmiewaliśmy się z kolegami z jej imienia i dziwactw. Mało nas kiedyś nie pobił. Każda następna jest podobna. Ta ostatnia, Sylwia, też. Bodziec, który towarzyszy bardzo silnemu podnieceniu seksualnemu sprzęga się z nim. I potem pożądanie pojawia się wraz z nim. Nazywa się to imprintingiem.
Seks jest sferą wyjątkowo na takie sprzężenia podatną - wyjaśnia Anna Lissewska. - Powodem wgrania seksualnego programu wcale nie musi być pierwsza dziewczyna, której chłopak pragnął czy się z nią kochał. Może o tym decydować moc pożądania jakie kobieta wzbudziła albo splot wydarzeń, który połączył silne podniecenie z nią właśnie i może tak się zdarzyć już w dorosłym życiu. Ale oczywiście pierwsze fascynacje seksualne mają największą moc wdrukowania. Jeśli do sprzężenia dojdzie, mężczyzna potem reaguje podnieceniem właśnie na ten typ, a czasem tylko na jakieś części ciała, które wypaliły mu się w zmysłowości jak znamię. To dlatego wszystkie jego kobiety mają podobną urodę, albo reprezentują ten sam typ czy styl ubierania się. I często się zmieniają, bo o ich wyborze decyduje namiętność. Gdy temperatura erotyczna opada, potrzebna jest nowa podnieta. Choć w tym samym tylu.
Seksualny imprinting tylko częściowo tłumaczy namiętność Roda Stewarta do długonogich blondynek czy Przemysława Salety do modelek. Przyczyny upodobania do jakiegoś typu kobiety mogą być bardziej skomplikowane i niebezpiecznie freudowskie.
Wszystko o mojej matce
„To ona ci pokazywała świat, kochała jak umiała, oczy mlekiem zalewała - śpiewał kiedyś Wojciech Młynarski w piosence "Nie ma jak u mamy". I to ona jest dla chłopca pierwszą kobietą jego życia, seksualną ikoną i obiektem pragnień. "Ożenię się z tobą" - mówi czterolatek swojej mamie. W dziecięcej niewinności zaczyna kłębić się freudowski konflikt rodem z antycznej tragedii.
Adam szybko wybrał swoją pierwszą żonę. Jeszcze na studiach ożenił się z Mariolą. Była narzeczoną faceta z ostatniego roku. Prawie już drukowali zaproszenia na ślub, kiedy pojawił się Adam i podbił serce Marioli swoją opiekuńczością i uczynnością. "Jest piękna jak Krysia" - zachwycała się na ślubie babcia, mama matki Adasia. Rzeczywiście Mariolka przypominała jego matkę. Ta sama figura, jak z książek o dojrzewaniu seksualnym sprzed trzydziestu lat: wąskie ramiona, szerokie, krągłe biodra. Po urodzeniu dziecka stała się wręcz jej kalką. Charakterologicznie też. Trzymała Adama krótko. On pracował, zarabiał, odwoził dzieci do szkoły, odrabiał z nimi lekcje, robił zakupy. Ona dbała o ognisko domowe i egzekwowała wspólny niedzielny obiad. Księgowa z wykształcenia, odmówiła prowadzenia buchalterii, gdy Adam założył działalność gospodarczą. Sam walczył z fakturami i przepisami. Ale chodził w tym małżeństwie jak koń w zaprzęgu, wytrenowany jeszcze przez mamę, która dokładnie tak samo traktowała jego ojca. Jak grom z jasnego nieba na wszystkich spadła wiadomość o romansie Adama i jego rozwodzie. - Może to nieładnie, ale ja to się wręcz ucieszyłam - mówi Magda, siostra Adama. - Bałam się, że Mariolka go wykończy. Załamałam się, kiedy zobaczyłam tę jego nową Hanię. Skóra zdjęta z Marioli. I jeszcze gorsze zagrywki: Adasiu, popsuła mi się pralka, przyjedź. Zrób herbatę, podaj serwetki. Kupiłam spódnicę dla mojej mamy, tę co jej się tak podobała. Odwieź jej proszę jak będziesz wracał z pracy.
Jacek wiosną wziął swój trzeci ślub. Ma czterdziestkę, a jego wybranką została dwudziestosiedmioletnia wysoka, szczupła, jakby trochę wyblakła blondynka. Młodsza o połowę wersja Kamili, pierwszej żony Jacka. I Ewy, tej drugiej, która jednak mocno utyła i zaczęła farbować swoje popielatoblond włosy na kolor miodu albo ciemnego bursztynu. Wszystkie trzy kobiety Jacka są trochę nieśmiałe i trzymają ludzi na dystans. W towarzystwie raczej ciche, w cieniu męża. Zupełne przeciwieństwo mamy Jacka, niewysokiej ale krągłej, energicznej i spontanicznej, mimo wieku jeszcze bardzo atrakcyjnej szatynki.
Dla psychologa sprawa jest zupełnie jasna. I nie chodzi tu o toksyczną mamę, tylko o nierozwiązany konflikt edypalny. Brzmi bardzo psychoanalitycznie, ale tak silnie wpływa na życie, że trudno jest zamknąć oczy na ten tajemniczy rozwojowy Rubikon.
- Małe dziecko, wzrastając, przeżywa kilka konfliktów, kryzysów potrzebnych do tego, żeby dojrzało. Jednym z nich jest konflikt edypalny. Chłopiec zakochuje się w mamie, która jest w tym momencie dla niego nie tylko matką, ale i pierwszą kobietą. I jak typowy zakochany chce zagarnąć mamę dla siebie i rywalizuje z ojcem. To właśnie wtedy mówi mamie: ożenię się z tobą, przychodzi do sypialni i kładzie się między rodzicami. Albo choruje i przyciąga mamę do swojego łóżka na całe noce - wyjaśnia Anna Lissewska. - Przekroczyć ten kryzys dziecko może tylko w jeden sposób: bezpiecznie zakochać się w rodzicu i przegrać, przeżyć rozczarowanie zostając po drugiej stronie zamkniętych drzwi do sypialni. Przekonać się, że nie jest pępkiem świata. Rodzice, choć je kochają i dbają o nie, tworzą odrębny układ i mają swoje sprawy, z których dziecko jest wyłączone. To bardzo ważna lekcja, która potem umożliwia budowanie związków i przeżywanie dojrzałej miłości. Jeśli ktoś tego nie przerobi, może stać się wiecznym niemowlakiem terroryzującym otoczenie swoimi potrzebami i żądaniami.
Chłopiec może strawić dorosłe życie próbując symbolicznie jednak odbić matkę ojcu. Wybiera wtedy kobiety, które są niemal jej kalką. Często lubi starsze i mężatki. Albo przeciwnie, bojąc się swych pragnień szuka kobiet zupełnie innych niż matka, jej przeciwieństwa. Przy czym „boi się", „wybiera" i „szuka" to tylko umowne określenia, bo wszystko dzieje się nieświadomie. Raczej trzeba by powiedzieć, że coś w nim każe mu interesować się takimi, a nie innymi kobietami. W dorosłym życiu, by przestać kręcić się wokół mamy, trzeba sobie zdać sprawę z własnego uwikłania. A to wymaga prób zmierzenia się z własną nieświadomością i wyjęcia z niej tego, co od małego upychaliśmy po kątach. Warto, bo skoro to ten tajny agent strzela w cudze serca miłosnym pociskiem, dobrze wiedzieć, w co mężczyznę wpędzi. Bardzo często w ramiona kobiety, którą już kochał, choć inaczej się nazywa, ma inny kolor włosów, oczu, jest innego wzrostu. Ważny może być scenariusz, który ma odegrać w miłości.
Mój najlepszy wróg
Poszukiwanie partnera przypomina werbowanie tajnego współpracownika potrzebnego do przeprowadzenia pokrętnej intrygi. Oficerem operacyjnym jest nieświadomość, która z idealnym wyczuciem zarzuca wędkę tylko tam, gdzie może się zahaczyć i wciągnąć ofiarę w matnię. Od służb specjalnych odróżnia ją to, że sczepiając nas z agentem próbuje dać szansę na wyciągnięcie wszystkich pokrętności na światło dzienne, rozwiązanie problemu raz na zawsze i przeżycie szczęśliwej miłości. To właśnie dlatego niektórzy panowie uciekając od żon, po tym jak skutecznie obronili się przed dotarciem do prawdy o sobie, wpadają w ramiona kobiet o takim samym charakterze i psychice jak poprzednia partnerka. To może być szansa albo widmo kolejnej porażki.
Tomek zawsze starał się trzymać zasad, lubił pouczać i osądzać. Był z tych, co to nie lubią brudzić rąk. Jego żona, Mirka, natomiast osiągała swoje cele sprytem, bezwzględnie wykorzystywała okazje. Za pomocą swojej siły perswazji i kruczków prawnych doprowadziła do przejęcia spadku po rodzicach Tomka kosztem jego brata. Zakręciła wspólnikiem, żeby za bezcen kupić jego udziały w firmie męża. Tomek wyrzucał jej chciwość i nieuczciwość. Wszyscy wokół mówili: on to jest przyzwoity facet, ale ta jego żona... Tomek miał wszystko: aureolę nad głową i dobrobyt. I poczucie moralnej wyższości, które chętnie wobec żony demonstrował. Mirka w końcu nie wytrzymała i rozwiodła się z nim. Oskubując go zresztą w swoim stylu.
Tomek odegrał bezbłędnie rolę biednej, porzuconej ale kryształowej ofiary i znalazł pocieszycielkę. Obrotną kobietę, która w biznesowym ferworze przegapiła swój czas i zaczęła jej doskwierać samotność. I układ znowu się kręci. Tomek jest tym uczciwym i kryształowym. Pławi się w dobrobycie i pielęgnuje swoje zasady. Od czarnej roboty ma drugą żonę. - Szukając partnera na życie wybieramy ludzi, którzy uchronią nas przed zmaganiem się z naszymi wewnętrznymi konfliktami, przedłużą żywot naszych złudzeń, potwierdzą przekonania o świecie, ludziach, nas samych - mówi Anna Lissewska. - Na przykład poszukamy kogoś, kto będzie ucieleśniał impulsy, których nie akceptujemy w sobie, których się boimy. W ten sposób przenosimy walkę wewnętrzną na zewnątrz. Będziemy partnera pouczać, osądzać, umoralniać i wychowywać. Dzięki temu uda nam się uniknąć zajrzenia do własnego wnętrza i dojrzenia tam cech i zachowań, które tak tępimy. Często szukamy kogoś, kto da nadzieję na zaspokojenie dziecinnych pragnień. Dla kogo będziemy najważniejsi, kto będzie nas karmił emocjonalnie, opiekował się, weźmie za nas odpowiedzialność. Szukamy ludzi, którzy swoją atrakcyjnością i osiągnięciami podbiją naszą wartość lub przeciwnie - wybieramy kogoś, na czyim tle to my błyszczymy. Kto będzie nam dozgonnie wdzięczny za zainteresowanie. Nie ma się co oszukiwać, zawsze liczymy na jakąś emocjonalną korzyść, choć trudno nam przypisać wyrachowanie, bo to nieświadomość decyduje za nas.
Ten pokrętny werbunek to szansa. Wzajemnie naciskamy swoje czułe miejsca i wrażliwe punkty. Możemy więc dzięki swojej pomocy wyskoczyć z ram scenariusza, napisać nowy, zmienić dialogi, pchnąć akcję w zupełnie innym kierunku. Niektórzy dojrzewają w jednym długoletnim związku. Inni zmieniają partnerów, bo ta zasada dotyczy mężczyzn w takim samym stopniu jak kobiet, i dopiero w którymś kolejnym związku zaskakują siebie i wszystkich wokół zmianą postępowania. Są też tacy, których własna historia niczego nie jest w stanie nauczyć i do ostatnich dni są jak stara analogowa płyta, zacinająca się zawsze w tym samym miejscu. Mężczyźni mają trzecią, piątą, siódmą żonę i gdyby Najwyższy nie odwołał ich ze służby, graliby swoją sztukę do końca świata i pewnie jeszcze dłużej.
Anna Ławniczak
Przeczytaj także: Feromony - seksualny wabik, Pachnący seks