Mój najlepszy wróg
Poszukiwanie partnera przypomina werbowanie tajnego współpracownika potrzebnego do przeprowadzenia pokrętnej intrygi. Oficerem operacyjnym jest nieświadomość, która z idealnym wyczuciem zarzuca wędkę tylko tam, gdzie może się zahaczyć i wciągnąć ofiarę w matnię. Od służb specjalnych odróżnia ją to, że sczepiając nas z agentem próbuje dać szansę na wyciągnięcie wszystkich pokrętności na światło dzienne, rozwiązanie problemu raz na zawsze i przeżycie szczęśliwej miłości. To właśnie dlatego niektórzy panowie uciekając od żon, po tym jak skutecznie obronili się przed dotarciem do prawdy o sobie, wpadają w ramiona kobiet o takim samym charakterze i psychice jak poprzednia partnerka. To może być szansa albo widmo kolejnej porażki.
Tomek zawsze starał się trzymać zasad, lubił pouczać i osądzać. Był z tych, co to nie lubią brudzić rąk. Jego żona, Mirka, natomiast osiągała swoje cele sprytem, bezwzględnie wykorzystywała okazje. Za pomocą swojej siły perswazji i kruczków prawnych doprowadziła do przejęcia spadku po rodzicach Tomka kosztem jego brata. Zakręciła wspólnikiem, żeby za bezcen kupić jego udziały w firmie męża. Tomek wyrzucał jej chciwość i nieuczciwość. Wszyscy wokół mówili: on to jest przyzwoity facet, ale ta jego żona... Tomek miał wszystko: aureolę nad głową i dobrobyt. I poczucie moralnej wyższości, które chętnie wobec żony demonstrował. Mirka w końcu nie wytrzymała i rozwiodła się z nim. Oskubując go zresztą w swoim stylu.
Tomek odegrał bezbłędnie rolę biednej, porzuconej ale kryształowej ofiary i znalazł pocieszycielkę. Obrotną kobietę, która w biznesowym ferworze przegapiła swój czas i zaczęła jej doskwierać samotność. I układ znowu się kręci. Tomek jest tym uczciwym i kryształowym. Pławi się w dobrobycie i pielęgnuje swoje zasady. Od czarnej roboty ma drugą żonę. - Szukając partnera na życie wybieramy ludzi, którzy uchronią nas przed zmaganiem się z naszymi wewnętrznymi konfliktami, przedłużą żywot naszych złudzeń, potwierdzą przekonania o świecie, ludziach, nas samych - mówi Anna Lissewska. - Na przykład poszukamy kogoś, kto będzie ucieleśniał impulsy, których nie akceptujemy w sobie, których się boimy. W ten sposób przenosimy walkę wewnętrzną na zewnątrz. Będziemy partnera pouczać, osądzać, umoralniać i wychowywać. Dzięki temu uda nam się uniknąć zajrzenia do własnego wnętrza i dojrzenia tam cech i zachowań, które tak tępimy. Często szukamy kogoś, kto da nadzieję na zaspokojenie dziecinnych pragnień. Dla kogo będziemy najważniejsi, kto będzie nas karmił emocjonalnie, opiekował się, weźmie za nas odpowiedzialność. Szukamy ludzi, którzy swoją atrakcyjnością i osiągnięciami podbiją naszą wartość lub przeciwnie - wybieramy kogoś, na czyim tle to my błyszczymy. Kto będzie nam dozgonnie wdzięczny za zainteresowanie. Nie ma się co oszukiwać, zawsze liczymy na jakąś emocjonalną korzyść, choć trudno nam przypisać wyrachowanie, bo to nieświadomość decyduje za nas.
Ten pokrętny werbunek to szansa. Wzajemnie naciskamy swoje czułe miejsca i wrażliwe punkty. Możemy więc dzięki swojej pomocy wyskoczyć z ram scenariusza, napisać nowy, zmienić dialogi, pchnąć akcję w zupełnie innym kierunku. Niektórzy dojrzewają w jednym długoletnim związku. Inni zmieniają partnerów, bo ta zasada dotyczy mężczyzn w takim samym stopniu jak kobiet, i dopiero w którymś kolejnym związku zaskakują siebie i wszystkich wokół zmianą postępowania. Są też tacy, których własna historia niczego nie jest w stanie nauczyć i do ostatnich dni są jak stara analogowa płyta, zacinająca się zawsze w tym samym miejscu. Mężczyźni mają trzecią, piątą, siódmą żonę i gdyby Najwyższy nie odwołał ich ze służby, graliby swoją sztukę do końca świata i pewnie jeszcze dłużej.
Anna Ławniczak
Przeczytaj także: Feromony - seksualny wabik, Pachnący seks