Radiowcy. Inteligentni, wrażliwi, przewrotni. Najbardziej lubią lubić. Muzykę, ludzi, zdarzenia, wrażenia i wspomnienia. Prawdziwe osobowości w świecie strasznych słów, które teraz musztrują radio: formatowanie, playlista czy badania muzyczne. Piotr Baron robi w Trójce audycje, które pachną. Krzysztof Jankowski “Jankes” z Radia Eska gotowy jest na każde happeningowe szaleństwo. Dzisiaj o nich...
PIOTR BARON
Trójka
Radio uczy pokory
Słuchacze na forach internetowych nazywają go czule Balonik. To przezwisko z czasów, gdy zastępował Marka Niedźwieckiego w Liście Przebojów Trójki. Teraz sam ją prowadzi. Piotr Baron, Ślązak, podjął decyzję w piątej klasie podstawówki. Jego guru był Jan Ciszewski, legendarny komentator sportowy, który wykrzykiwał swoje “dwadzieścia lat na to czekałem!” kiedy wygrywali nasi piłkarze. Baron nie został sprawozdawcą. I dobrze, jak mówi. Na początku trójkowej kariery do młodego prezentera przyszedł wielki gwiazdor radiowy Piotr Kaczkowski. "Ma pan jeden z piękniejszych głosów jakie słyszałem, niech pan tego nie zgubi" powiedział. Dziś przyjazny baryton Piotra Barona ludzie rozpoznają nawet w gwarnej restauracji. "Jak miło pana zobaczyć" mówią. - Popularność radiowców jest inna niż osób z telewizji. Kiedy nas rozpoznają, to znaczy, że zrobiliśmy coś więcej niż tylko pokazanie twarzy. Ujęliśmy ciepłem głosu, tym co mówiliśmy. To naprawdę bardzo przyjemne - mówi Piotr Baron. - Nie wierzę tym, którzy mówią, że tego nie lubią.
Kiedy był w szkole i wyobrażał sobie ludzi występujących w radio, widział mężczyzn w garniturach i białych koszulach. Słuchając ich miał wrażenie, że radio pachnie dobrą wodą kolońską. I taka powinna być dobra audycja radiowa, pachnąca. - Ten zapach oznacza coś niezwykłego, tajemniczego, uruchamia skojarzenia. A radio powinno właśnie pobudzać wyobraźnię. Nie chodzi o to, by puścić ileś tam przebojów – mówi Piotr Baron. - Zawsze kiedy słyszę Piotra Kaczkowskiego, mam wrażenie, że z jego audycji sączy się aromat. Poza światem kolorów, które on maluje i światem dźwięków, które słyszymy, jego program ma jeszcze zapach. Świeżości, czegoś nadzwyczajnego i wyjątkowego, co mogę poczuć. Czasem kadzidła, czasem wody toaletowej. Ja też chciałbym właśnie tak być obecny w radiu. Żeby odbiorca, miał wrażenie, że jestem tylko i wyłącznie dla niego.
Baron zaczyna swój dialog ze słuchaczami, kiedy już przewali się lawina newsów i politycznych kłótni. Uważa, że polityka, to coś, co nas dotyka i nie zaprasza do programu między 9 a 12 żadnych posłów, ministrów ani rzeczników. Do "Tu Baron" przychodzą ludzie, którzy mogą podzielić się swoim doświadczeniem, pasją, przemyśleniami. - Bardzo lubimy rozmawiać z Franciszkiem Pieczką, ale doświadczenie mają nie tylko osoby dojrzałe – mówi Baron. - Wspaniała była rozmowa z panią Magdą Zawadzką, która zgodziła się powspominać razem ze słuchaczami Gustawa Holoubka.
Program powstaje poprzedniego dnia, bo Baron nie wierzy, że można zrobić audycję bez przygotowania. Tylko wtedy, gdy wie, co chce powiedzieć, może uniknąć chaosu, błędów. To wyraz szacunku dla słuchacza i dla siebie. Baron jest perfekcyjnie zorganizowany. Kończy audycję o 12.00 i idzie do bufetu Trójki na zupę, bo jest zupożercą. O 13.00 spotkanie z wydawcą programu i rozmowa o tym, co będzie się działo następnego dnia. - My nie musimy ścigać się z programami aktualnościowymi. Dlatego mogę wcześniej zaplanować temat, nie czekając na ostatnie doniesienia. O 14.00 idę do domu. Przywożę syna ze szkoły, biorę się za gotowanie, które uwielbiam. Ale sprawy radiowe zawsze mam z tyłu głowy – opowiada Baron.- O 17.00 muszę potwierdzić rozmówców na następny dzień. Wieczorem piszę konspekt audycji. Bez spisu głównych tez, wyrazów kluczy i nazwisk rozmówców, nawet jeśli to są koledzy, nie wyobrażam sobie poprowadzenia audycji. Niejeden przeżył na antenie stan białej plamy nie mogąc sobie przypomnieć nazwiska osoby, którą zaprosił do studia. Kartka z notatkami bardzo się przydaje i tego nie należy się wstydzić. Od 20 – 21 wybieram muzykę - dwadzieścia piosenek z których zagram potem 7-8 utworów. Wszystko sprawdzam o szóstej rano następnego dnia. Na przykład, kiedy jest brzydka pogoda, zmieniam utwory, bo mogą nie pasować, choć wieczorem wydawały się odpowiednie. Przesłuchuję jeszcze muzykę w samochodzie, kiedy jadę do radia. O 7.25-7.30 jestem na miejscu. Kawa, rozmowa z wydawcą i o dziewiątej start.
Dziś, kiedy jest internet, audycja w bardzo dużym stopniu zależy od słuchaczy. Mogą podkręcić nastrój prowadzącego albo złoić go tak, że ma ochotę zwijać kramik i iść do domu. - Nie znam prawdziwego radiowca, który nie byłby osobą stokrotnie nadwrażliwą, emocjonalną. A tu czasem słuchacz czegoś nie dosłyszy, albo jest zły i puszcza maila, który całkowicie podcina skrzydła. To bardzo trudne, zwłaszcza wtedy, gdy cios przychodzi po pierwszej czy drugiej piosence. Mam wszystko ułożone w głowie, wiem, że za chwilkę będzie piękny utwór, a słuchacz pisze coś nieładnego. Nie mogę się jednak rozsypać, bo inni potrzebują prezentera świeżego i energicznego, a nie zdołowanego. Nie ma wyjścia, trzeba szybko zapomnieć i grać dalej. Łykam gorzką pigułkę, próbuję się pozbierać. Czasem po prostu na pół godziny wyłączam pocztę, żeby ochłonąć, skupić się na następnych rozmówcach i robić swoje.
Piotr Baron uważa się za szczęściarza. Bo kiedy praca łączy się z pasją, staje się lekka. Żadne pieniądze nie są rekompensatą za brak tej lekkości. Kiedy idzie do pracy z radosnym oczekiwaniem, wszystkie nieżyczliwe maile schodzą w cień. Jeśli ktoś musi być okrutny lub złośliwy, to trudno. - Słuchacze Trójki zmuszają do wysiłku, do rozwijania się i poszukiwania. Staram się igrać z ich wyobraźnią, a oni przyzwyczajeni do tego, co dzieje się w Trójce, odwdzięczają się popychając mnie czasem w jeszcze inną stronę – mówi Piotr Baron. - A kiedy wydaje mi się, że już jestem świetny, przechadzam się moim korytarzem pokory. Jest na Myśliwieckiej taka aleja gwiazd, zaczyna się przy Studiu Agnieszki Osieckiej. Wiszą tam zdjęcia wielkich: Agnieszki, Jonasza Kofty, Mateusza Święcickiego, Jana Webera, Czesława Niemena, Wojtka Waglewskiego, Anny Marii Jopek. Kiedy popatrzę w ich twarze zdaję sobie sprawę jak wiele jeszcze muszę zrobić. I dobrze. Bo ciągle każdy dzień jest dla mnie początkiem nowej drogi.