Do kogo bym nie zadzwoniła to ma ciężki okres. Brak czasu, piramidy problemów do rozwiązania. Obawy, niepokoje... Nie ma kiedy się spotkać, nawet rozmowy przez telefon trzeba szybko kończyć, bo czas goni. Kryzys? Nie wiem. Czy naprawdę przyszła zadyszka, czy gadając nieustannie o kryzysie po prostu go sobie ściągnęliśmy na głowę? Bo jak się o czymś nieustannie myśli, to się w końcu tak ma.
Wiem jednak, że najgorsze co można zrobić to mieć oczy i uszy nastawione na złe informacje. Że spadki na giełdzie, inflacja, wzrost bezrobocia, zatrudnienie pod psem, pracodawcy pod wściekłym Azorem, umowy śmieciowe, a życiowe perspektywy giną w szarej mgle... Bardzo łatwo się w ten sposób doprowadzić do stanu całkowitej beznadziei i depresji. Lepiej już obudzić w sobie lekkoducha, który wstaje rano, otwiera komputer i NIE CZYTA apokaliptycznych wiadomości. Bo i tak nie ma wpływu na światowe tragedie. A poza tym jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było.
Życzę sobie i innym odrobiny lekkości bytu. Dmuchawce, latawce, wiatr...
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna