Czy filiżanka herbaty może uporządkować chaos? Połykana pośpiesznie ekspresowa pewnie nie. Ale chiński rytuał pracochłonnej herbaty lekko, łatwo i przyjemnie wprowadza w świat równowagi i radości, uczy doceniania szczegółów, niuansów i subtelności.
Byłam na warsztacie parzenia chińskiej herbaty. Dobra gatunkowo chińska herbata ma się do tego, co pijemy na co dzień jak szampan Moet & Chandon do jabola z wodą sodową. Gatunek robi różnicę, ale nie tylko to jest ważne. Kiedy parzyliśmy herbaciane liście i dziwiliśmy się jak różne smaki można wydobyć z jednego i tego samego surowca, w sąsiedztwie ulicy Freta grzmiała rekonstrukcja Powstania Listopadowego. A ja miałam w głowie myśl o chińskich biedakach, którzy cywilizacyjny skok Chin znają tylko z telewizji i o Tybecie, w którym tłamszona jest starożytna kultura i religia. Ale kultura Chin to wielka skarbnica, w której można odnaleźć nie tylko krwawą walkę o dominację, ale też ład i spokój. A Polska tradycja to nie tylko barykady, także praca, troska i biesiadowanie. No i namiętność do herbaty.
Podczas rytuału pracochłonnej herbaty wszystko jest na swoim miejscu – całkiem inaczej niż w życiu. W centrum stoi imbryczek. Zawsze w tym samym miejscu jest naczynie z herbatą, czajnik z wodą, cienka bambusowa wygięta łyżeczka do układania lub wyjmowania liści z czajniczka oraz naczynie do rozlewania herbaty. Chodzi nie tylko o ergonomię parzenia i podawania napoju – to symbol życia w ładzie i umiejętnego korzystania z własnej energii. Także uważności na innych. Czajniczek z aromatycznymi liśćmi herbacianymi do powąchania podaje się zawsze przekręcając uszko w kierunku partnera. Żeby się nie oparzył. Prosty gest, a pełen troski i uprzejmości.
Nawet parę chwil w takim świecie działa kojąco. Pokazuje, że można.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna