Wspaniałymi nauczycielami życia są też moi podopieczni. Po latach zostałam terapeutką zajęciową. Pracowałam z umysłowo chorymi niepełnosprawnymi. Oni, jak nikt inny, nauczyli mnie akceptacji drugiego człowieka. W świecie chorych nikomu nie przeszkadzał za gruby czy za chudy nos, albo odstające uszy. Wspaniale się razem uzupełniali. To naprawdę zadziwiające jak umieli sobie pomagać. W świecie zdrowych to jest raczej nierealne. Bardzo mi się podobało, że kiedy szykowaliśmy się z podopiecznymi do spacer, sprawniejsi ubierali mniej sprawnych np. tych, którzy byli na wózkach lub mieli spastyczne ręce (tzn. mieli, przykurczone, napięte mięśnie) i nie mogli robić tego sami. Chodzący pchali wózki swych niechodzących kolegów. Nikt nie musiał ich o to prosić. Sami z siebie pomagali nie tylko sobie nawzajem, ale także nam, zdrowym. Kiedy szliśmy na spacer do miasta podopieczni zatrzymywali się i z własnej inicjatywy pomagali innym. Pewnego dnia pomogli jakiemuś nieznanemu mężczyźnie wyładować towar z samochodu. Innym razem przechodząc obok Ośrodka Kultury pomogli dyrektorowi ośrodka pakować sprzęt grający do samochodu. Nauczyłam się od nich także, by nie sądzić po pozorach czy pojedynczych zachowaniach. W grupie moich podopiecznych była Gosia. Dość agresywna. Gdyby ktoś ją zobaczył w napadzie wściekłości, uznałby ją za kogoś okropnego. Ale ona, jak się już wyładowała mówiła, że mnie kocha. Po prostu była chora. Nauczyła mnie, by pochopnie nie oceniać innych i nie skreślać ich, zanim się lepiej nie poznamy.
Agnieszka