Zainwestuj w siebie i środowisko wybierając pielęgnację pod znakiem eko. W kosmetyce, jak w medycynie, powinna obowiązywać zasada „po pierwsze nie szkodzić”. A chemiczne składniki kremów, balsamów czy cieni do powiek często drażnią skórę i niszczą Ziemię. Co gorsza trafiają nas rykoszetem dostając się do tego co jemy i pijemy. Nie daj się jednak nabrać etykiecie „naturalne”, bo to często tylko chwyt marketingowy. Kosmetyki naprawdę ekologiczne muszą spełniać bardzo wysokie wymagania. Gwarantują je odpowiednie certyfikaty zaznaczone na opakowaniach.
W powszechnie dostępnych kremach, balsamach czy tonikach, dopuszczonych do sprzedaży wszelkimi atestami jest wiele składników, które choć nie są toksyczne, wywołały prawdziwą epidemię nadwrażliwości skóry. Szczególne zasłużyły się tu silnie działające kremy przeciwzmarszczkowe. „Wysoce aktywne czynniki składają się z białek zwierzęcych, bardzo intensywnie konserwowanych. Zarówno białka jak i konserwanty organizm traktuje jako ciała obce, co po pewnym czasie może doprowadzić do nadwrażliwości lub alergii” - pisze Wolfgang Hingst w książce pt. „Kosmetyka, Bomba zegarowa”. Poza tym, jak alarmuje niezależny niemiecki magazyn konsumencki Öko-Test, który zleca między innymi badania rozmaitych kosmetyków, nawet w markowych kremach czy produktach do makijażu są metale ciężkie, rakotwórcze nitrozaminy czy formaldehydy. Jak dotąd miesięcznik przegrał tylko jeden proces z koncernem kosmetycznym. I to dawno, bo w latach osiemdziesiątych. Wniosek z tego, że trudno podważyć wyniki przeprowadzanych na jego zlecenie badań. Nowoczesne, intensywnie działające kosmetyki trafiają nas także rykoszetem. To wszystko, co spłuczą z siebie miliony kobiet nakładających na skórę rozmaite specyfiki przeciwzmarszczkowe, ujędrniające, wyszczuplające oraz ochronne z filtrami chemicznymi, dostaje się do wody i gleby, odkłada w roślinach, organizmach ryb i zwierząt. Składniki kremów udają hormony albo stanowią niepotrzebny, trudny do rozłożenia balast w komórkach zwierząt i roślin, które potem zjadamy.
Pojawiło się wiele kontrowersyjnych surowców, do których należą syntetyczne związki zapachowe, barwniki, ale także surowce mineralne - ropopochodne. Mogą powodować reakcje drażniące i alergie - mówi dr inż. Magdalena Sikora, z Wydziału Technologii Produktów Zapachowych i Składników Kosmetyków ze Studium Podyplomowego Kosmetologii Politechniki Łódzkiej. „Do grupy tej należą także konserwanty. Niektórym z nich przypisuje się działanie hormonalne, a nawet rakotwórcze między innymi formaldehydowi i konserwantom, które wydzielają ten związek. Należą do nich np. DMDM Hydantoina, Imidazolidynylomocznik (INCI – imidazolidynylurea), Quaternium–15. Surowce syntetyczne, szczególnie związki powierzchniowo czynne (np. te z żeli i kremów do mycia), długo nie ulegają biodegradacji. Stanowią więc duże obciążenie dla środowiska”. Podejrzane są także inne powszechnie używane konserwanty – parabeny. Wolno ich używać, bo dotąd badania nad nimi trwają i wciąż nie da się jednoznacznie powiedzieć, że są szkodliwe. Odpowiedzialne firmy starają się z nich jednak rezygnować.
ZAPRASZAMY NA ZABIEGI KOSMETYCZNE Z WYKORZYSTANIEM EKOLOGICZNYCH KOSMETYKÓW DO GABINETU CUD PIĘKNOŚCI, 02-524 WARSZAWA, UL. NARBUTTA 77, tel. 505 702 127, www.cudpieknosci.pl
Uwaga na bardzo często używany w kosmetykach olej mineralny. Właściwie uniemożliwia skuteczne działanie kosmetyku. „Mineral oil (olej mineralny) i inne składniki ropopochodne, np. parafina i wazelina, tworzą na powierzchni skóry film okluzyjny, czyli warstwę która nie przepuszcza tlenu i wilgoci. Może więc zaburzać funkcje skóry – wyjaśnia dr inż. Magdalena Sikora. – Kosmetyki z pochodnymi ropy naftowej, stosowane na duże powierzchnie mogą wręcz zakłócić gospodarkę cieplną organizmu. O ile warto, np. parafinę, wykorzystać w maseczce rozgrzewającej skórę przed dalszymi zabiegami w gabinecie kosmetycznym, to już w kosmetyku pielęgnacyjnym, który jest na ciele znacznie dłużej niż 15-20 minut, staje się szkodliwa. Poza tym oleje mineralne sprawiają, że składniki aktywne nie wnikają w skórę. Pozostają na powierzchni zatykając pory. Firmy stosują oleje mineralne, bo są tańsze i bardziej dostępne niż roślinne”.
Warto więc rozejrzeć się za kosmetykami naturalnymi. Jednak dzisiaj nie wszystko to, co naturalne jest zdrowe. Wyciągi roślinne, by zasługiwały na pełne zaufanie muszą pochodzić z upraw ekologicznych, w przeciwnym razie mogą zawierać różne niechciane chemiczne dodatki: ze środków ochrony roślin, sztucznych nawozów, zanieczyszczeń przemysłowych. Dlatego jeśli chcesz używać kosmetyków rzeczywiście ekologicznych szukaj preparatów z logo certyfikatu na opakowaniu. Nadają go wyspecjalizowane firmy: Bioforum z Belgii, Cosmebio i ECOCERT z Francji, BDIH z Niemiec, AIBA & ICEA z Włoch czy Soil Association z Wielkiej Brytanii. W Polsce najbardziej znany jest ECOCERT. Jeśli kosmetyk ma jeden z wymienionych certyfikatów, możemy być pewne, że naprawdę jest naturalny i nie tylko nie znajdziemy w nim szkodliwych substancji, ale też większość wyciągów roślinnych pochodzi z upraw ekologicznych. Taki certyfikat oznacza, że 95 procent składników to produkty naturalne.
Dopuszczenie zawartości 5 procent syntetyków jest ukłonem w stronę bezpieczeństwa czyli zachowania czystości mikrobiologicznej. Nawet w kosmetykach naturalnych niezbędne są konserwanty zapobiegające rozwojowi bakterii. Ale w nich są te najbezpieczniejsze: kwas benzoesowy, sorbowy, dehydrooctowy, salicylowy i ich pochodne oraz alkohol benzylowy. Kosmetyki naturalne oczywiście nie są też testowane na zwierzętach. Na polskim rynku certyfikaty mają: Lavera (uznana za najlepszą firmę w 2008 roku przez miesięcznik Oeko-Test), Weleda, Logona, dr Hauschka, Alva, Sante, Tautropfen, Martina Gebhard Naturkosmetic, Annemarie Borlind, Heliotrop, Provida, Sanoflore, L'Occitane. Z polskich firm certyfikat ma jedynie Laboratorium Kosmetyczne Ava dla linii Eco Linea. Oprócz dowodu w postaci certyfikatu możemy się kierować jedynie zaufaniem do firmy. Takie polskie marki jak Ziaja czy Femi nie decydują się na zdobywanie kosztownego certyfikatu, ale kupują certyfikowane składniki i przestrzegają ekologicznej receptury. Z kolei marka Fridge by yde nie walczy o certyfikat, bo jest dla niej zbyt mało wymagający. Kosmetyki tej firmy są całkowicie naturalne, nie zawierają żadnych syntetycznych konserwantów. Preparaty mają więc bardzo krótki okres przydatności do użycia – dwa miesiące od daty produkcji, trzyma się je w lodówce i nakłada szpatułką, by nie zanieczyszczać produktu.
|
ZAPRASZAMY NA ZABIEGI KOSMETYCZNE Z WYKORZYSTANIEM EKOLOGICZNYCH KOSMETYKÓW DO GABINETU CUD PIĘKNOŚCI, 02-524 WARSZAWA, UL. NARBUTTA 77, tel. 505 702 127, www.cudpieknosci.pl
Anna Ławniczak
Przeczytaj także Zielone kosmetyki, część druga.