Żenia był honorowy, nie napraszał się, nie narzucał, nie wydzwaniał do producentów – znał swoją wartość. Mówił: sami do mnie przyjdą. Opowiadał mi, że dwa razy dzwonili do niego z programu Kuby Wojewódzkiego z propozycją występu. Żenia jednak nie chciał tam iść za darmo. Wychodził z założenia, że skoro jedzie do programu, traci czas, czyli ponosi pewne koszty, telewizja powinna chociaż mu je zrefundować i zapłacić. Przy czym nie chodziło mu o wielką kwotę, w grę wchodziło 500 zł. Jednak człowiek od Wojewódzkiego, gdy słyszał, że Żenia chce za udział w programie 500 zł mówił: „Ależ panie Priwieziencew, dzięki udziałowi w programie Kuby Wojewódzkiego pana popularność bardzo wzrośnie". Żenia śmiał się i odpowiadał: „Proszę pana, ja i bez udziału w programie Wojewódzkiego jestem popularny, i to on raczej zyska na popularności dzięki mojemu udziałowi, tak więc należy mi się chociaż na taksówkę. A że mieszkam w Aninie, więc 500 zł będzie akurat”.
Mieliśmy wspólne pewne plany artystyczne: miałem pisać muzykę do sztuk Żeńki, do jego filmów, ale jak to często bywa nasza współpraca skończyła się na jednej śmiesznej płycie oraz na konspekcie serialu komediowego, który napisaliśmy i złożyliśmy na ręce pewnego producenta. Ten przeczytał i powiedział: „To jest kiepskie, niestety, nikt tego nie kupi i nie skieruje do produkcji”. Zrezygnowaliśmy, bo co było innego robić. Jakież jednak było nasze zdziwienie, gdy po pewnym czasie w TVP ukazał się serial dziwnie podobny do naszego konspektu.
Żenia bagatelizował ukąszenie przez kleszcza. Gdy pytałem jak się czuje nie rozczulał się nad sobą. Mówił: „Nic mi nie będzie. Jak się gorzej czuję, to jeżdżę na leczenie do specjalnej kliniki i potem mam spokój na kilka miesięcy”. Z czasem, gdy jego stan się pogarszał te jego pobyty w klinice były częstsze i dłuższe. W ostatnim okresie życia Żeni rozmawialiśmy codziennie po kilka razy, jak byśmy chcieli się nagadać za wszystkie czasy, jak byśmy mieli świadomość, że możemy nie zdążyć powiedzieć sobie wszystkiego, co chcielibyśmy. Zwykle rano, koło 9.30 Żeńka dzwonił do mnie do redakcji i zawsze rozpoczynał tak samo rozmowę: „Siedzisz już w <fabryce>? No, jak ci tam?”. Potem ja oddzwaniałem po południu ok. 14.00 i często zdzwanialiśmy się jeszcze wieczorem. Rozmawialiśmy o wszystkim: o kobietach, o literaturze, o dobrym jedzeniu. Żenia opowiadał mi swoje pomysły na sztuki, które chciał napisać. Często pytałem o stare polskie filmy, w których grał epizody, np. o rolę spadochroniarza w serialu „Stawka większa niż życie”. Bardzo się śmiał i mówił, że dopiero później docenił ten epizod, kiedy serial o kapitanie Klossie stał się kultowy.
Krótko przed śmiercią zadzwonił do mnie i powiedział, że oglądał w telewizji film „Wielki podryw” (1978), w którym zagrał główną rolę męską (nagrodzoną na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych). Powiedział, że się popłakał: „Tacy młodzi byliśmy, pełni wiary, że nam się uda”.
Pod koniec czerwca 2005 roku Żenia wyjechał do Gdańska na Festiwal Dobrego Humoru, gdzie wręczono mu nagrodę „Melonika” w kategorii najlepszy aktor komediowy. Po powrocie zadzwonił do mnie i opowiadał jak mu było przyjemnie, jak go fetowano na tym festiwalu. Potem był weekend. W poniedziałek i wtorek byłem poza Warszawą. W środę zadzwoniłem do Żeni, ale nikt nie odbierał. Tak samo było w czwartek 7 lipca 2005. Zaniepokoiłem się. O jego śmierci dowiedziałem się od… niego. Powiedział mi to, gdy jechałem samochodem i czułem, że stało się coś złego. „Nie przejmuj się Sławek, ja już nie żyję” – właśnie tak się do mnie odezwał. I wtedy się uspokoiłem.
Przeczytaj także wywiady Eugeniusz Priwieziencew: zaryzykowałem
Eugeniusz Priwieziencew: nie zaśpiewa
Eugeniusz Priwieziencew wspomina prostytutki PRL-u