Jak określiłbyś malarstwo Muśki? Czy był tylko zdolnym prymitywistą czy może genialnym prymitywistą?
Genialne jest to, co wytrzymuje próbę czasu. Muzyka Mozarta, której chcemy słuchać po dwustu latach jest genialna, prace Leonarda, Michała Anioła… Dzisiaj do dewaluacji tego słowa doprowadziła kultura masowa, głosząca, że coś staje się genialne – na pięć minut. Wierzę, że obrazy Tymoteusza Muśki rozpoczęły swoją wędrówkę w czasie i wytrzymają jego próbę, bo potrafią przyciągać i zapadać w pamięć. Czy jego „Powódź” nie jest ilustracją kolejnych fal powodzi, które nawiedzają Polskę 2010 roku? A „Pogrzeb Tito” przełożony na ludowy język (prezydent Jugosławii Josip Broz Tito zmarł 4 maja 1980 r., jego pogrzeb zgromadził czterech królów, 31 prezydentów i 22 premierów) – czy nie posiada pierwiastków wszystkich dostojnych pogrzebów? Świat Tymoteusza Muśki, jeżeli nie liczyć dziecięcych lat i udziału w wojnie, ograniczał się do wsi i kilkunastu ostatnich lat spędzonych w Suwałkach i Węgorzewie. Wiedzę o świecie zewnętrznym czerpać mógł jedynie z peerelowskich gazet, radia i dwóch programów telewizji. Był ciekawy świata, to uruchamiało jego wyobraźnię. Świat zewnętrzny tłumaczył sobie za pomocą świata, który znał, a później przenosił to na malarstwo. W tym świecie panował prawosławny porządek: osoby ważniejsze są na jego obrazach większe, te mniej ważne przedstawione są jako małe. Widać to w jego licznych przedstawieniach z cerkwi i w wiejskich obrzędach: „Ubój świni”, „Wnętrze z kołowrotkiem”. Jednak w jego malarstwie ta różnica w przedstawianiu ludzi nie ma ich wartościować, u Muśki osoby większe starają się ochraniać istoty mniejsze. Być może ten przekaz, ów brak obojętności na wiejski twardy los, wypływał z bolesnych doświadczeń Tymoteusza Muśki, z jego niepełnosprawności. Wydaje mi się, że Muśko podświadomie pochylał się nad ludźmi słabszymi, bezbronnymi i umieszczał ich w swoich obrazach. Pomagał mu w tym język prawosławnej sztuki, świata, w którym się wychował. Miał w sobie dobroć i bezbronność. W sierpniu 1982 roku podczas pleneru w Augustowie zasłabł. Jadwiga Błaszczyk Jurkonis, która plener prowadziła i od lat opiekowała się Muśką, poprosiła mnie o pomoc. Na całe szczęście, Muśce nie przydarzyło się nic groźnego, był to fałszywy alarm. Siedzieliśmy z Muśką na schodach domku letniskowego, czytałem książkę. Muśko czymś się obok zajmował i po jakimś czasie wręczył mi zakładkę wyplecioną ze słomy. Ktoś pomyślałby – że to nic. Ale Muśkę ta praca kosztowała dużo wysiłku, bo zakładkę wyplótł jedną zdrową ręką! Pewnie spojrzał na mnie i pomyślał: „Czyta książkę i nie ma zakładki…”. Mam ją do dzisiaj.
Jakich technik używał?
Początkowo, w Domu Opieki Społecznej, rysował ołówkiem lub kredkami. Począwszy od pudełek po papierosach, pokrywał rysunkami każdy skrawek papieru. Wokół Muśki zawsze piętrzyły się góry rysunków. Miał wielką radość rysowania. W Domu Kultury zaczął malować farbami olejnymi i zaskoczył wszystkich wielką wrażliwością koloru, sposobem komponowania obrazów, perspektywą, skrótami… To nie było malarstwo „zdolnego amatora”. Muśko uwolnił w sobie świat, który przez tyle lat w nim wzbierał. Powstały dojrzałe, piękne prace. Przestał był anonimowym kaleką, stał się malarzem. Kilka lat po rozpoczęciu malowania został okrzyknięty Nikiforem Północy. W osiemdziesiątym roku, w Wydawnictwie Łódzkim został wydany zbiór reportaży „Spotkania z Suwalszczyzną”. Autorami reportaży byli: Wojciech Giełżyński, Stefan Maciejewski… Rozdział „Zawiłe miary szczęścia” Maryny Miklaszewskiej (córki rysownika Gwidona Miklaszewskiego) przedstawiał portret Muśki w Domu Opieki Społecznej. Trochę idealistyczny i mijający się z prawdą, bo nie wszystko można było wówczas sprawdzić, nie było Internetu, ale też brutalny, bo pani Miklaszewska po raz pierwszy o tym napisała, że Muśko w Domu Opieki Społecznej był bity po twarzy przez pielęgniarki. Nikt na to nie zareagował, bo to był PRL, rok później wprowadzono stan wojenny. Muśko uciekał z tego Domu w malarstwo. Mógł w Domu Opieki egzystować jako pensjonariusz-warzywo, lecz znalazł pierwszą furtkę w życiu, za którą czekała go akceptacja.
Co dominowało w jego malarstwie? Opowiedz jak powstawały jego obrazy, rysunki, szkice. Co go inspirowało, gdzie szukał natchnienia?
Powstały wspomniane „Portrety Pensjonariuszy”, później „Wiejskie obrzędy”, „Wiadomości ze świata” a także cykl „Erotyków”. Na plenerze w Węgorzewie mieszkaliśmy w koszarach wojskowych, w dziesięcioosobowych pokojach, w pewnym momencie Muśko zaczął nagabywać młode dziewczyny z pleneru, żeby mu pozowały do aktu. Nic z tego nie wyszło, ale Muśko i tak namalował „Adama i Ewę”, z Ewą na pierwszym planie, w Raju oczywiście. Czy Muśko potrzebował natchnienia? Nie, po prostu siadał i malował godzinami, zatapiał się w swoim świecie i tylko pająk śliny zastygał mu między ustami. Później przesiadywał z nami, znał przepisy na dobry bimber i setki wiejskich toastów: „Nasze życie długie, wypijemy drugie”. Była w nim radość, choć raz, na plenerze pod Augustowem, widziałem go wściekłego. Andrzej Domański, drocząc się z nim, powiedział: „Bo pan, panie Muśko to jesteś Białorusin”. Gdyby nie sparaliżowane ciało, Muśko pewnie by go rozszarpał. Obrzucił Andrzeja wszystkimi możliwymi wyzwiskami... Andrzej Domański od lat przyjaźnił się z Muśką, i zawsze się droczyli.