Zawsze wydawało mi się, że chcę mieć święty spokój. I nigdy go nie mam, bo wybrałam zawód niespokojny z założenia. I jak się dobrze przyjrzeć, to kiedy mało się dzieje, wręcz szukam sytuacji, które podnoszą poziom adrenaliny. Daleko mi do skoczków na bungie i survivalowców, nie ciągnie mnie do samotnego rejsu dookoła świata ani polowania na jadowite węże w dżungli, i nie rezerwuję wakacji w kosmosie, nie tylko z powodu braku odpowiednich zasobów finansowych.
Ale w bibliotece też bym pracować nie mogła. A jednak ciągle wydaje mi się, że byłabym szczęśliwsza mając święty spokój. Kiedy sobie o tym wszystkim myślę, to włos mi się jeży. Jak można ustanawiać prawo, podejmować decyzje dotyczące życia wielu osób, jeśli człowiek sam do końca nie może rozeznać czego chce, czego potrzebuje i co właściwie jest dla niego dobre? Bo przecież nie ja jedna składam się z kilku postaci, które ciągną w różnych kierunkach. To właściwie CUD, że świat, ten duży i ten mały w nas, mimo wszystko kręci się do przodu.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna