Wielki cień czarnego kota
Łapiesz się za guzik, gdy kominiarz przynosi ci kalendarz na przyszły rok? Zawracasz na widok czarnego kota przecinającego twoją drogę? Wierzysz, że jeśli kobieta pięknie wygląda w ciąży, to urodzi chłopca? Jesteś na dobrej drodze, by ból dokopywał ci bardziej niż innym. Zabobonne kobiety mają bowiem niższy próg odczuwania. Tak przynajmniej wyszło polskim naukowcom badającym grupę kobiet na Górnym Śląsku. Robili to w odniesieniu do sytuacji najbardziej kobiecej, a więc porodu. Panie, które w badaniu przyznawały się do wiary w różne przesądy szybciej, mocniej i bardziej negatywnie odbierały ból. Prawdopodobnie z powodu wyższego lęku. Naukowcy uważają, że myślenie symboliczno-magiczne, jak elegancko nazywa się wiarę w przesądy, wpycha człowieka w tajemniczy świat znaków i sygnałów, które są od niego niezależne, czasem fatalistyczne. A to sprawia, że zaczynamy się bać. Uważaj więc na swoją skłonność do noszenia amuletów, chyba że wierzysz, iż przywiezione z wycieczki do Egiptu czy Grecji Oko Proroka czuwa nad tobą. (Ale co będzie jeśli je zgubisz?) Ból boi się konkretów, informacji, rozsądku i troski. Lepiej więc walczyć z nim za pomocą rozumu. Albo wewnętrznych opioidów, czyli endorfin.
Znieczulenie od wewnątrz
Zdarzyło ci się zapomnieć o bólu głowy, bo pogadałaś z miłą i radosną osobą? Albo w pracy przestałaś zwracać uwagę na ból w dole brzucha, który nie dał ci spać w nocy? Słowo klucz to: uwaga. Ból zachowuje się jak klasyczny narcyz i lubi być w centrum zainteresowania. Im bardziej się na nim koncentrujesz, tym mocniej go czujesz, rozlewa się, zagarnia świadomość i wyklucza wszystko inne. Najgorsze, co można zrobić, kiedy boli, to położyć się i wsłuchiwać w ciało, koncentrować na swoim stanie i lęku, który on budzi. Natomiast wszystkie czynności angażujące uwagę, odciągające cię od niego, sprawią, że dolegliwości złagodnieją. Ból zmniejsza się, kiedy pojawi się coś silniejszego od niego. Dążenie, pragnienie, doznania. Kiedy robisz coś, co budzi emocje, twój mózg wydziela substancje, o działaniu znieczulającym.
Właśnie dlatego sportowcy często nie czują urazów, jakich doznają w walce. Chyba, że to jest naderwanie mięśnia czy ścięgna, które zwala z nóg. Ale już pojedynki bokserów z połamanymi palcami czy rozharatanymi łukami brwiowymi są czymś normalnym. Zawodnicy są tak zaangażowani w walkę, tak chcą wygrać, że nie czują bólu. Szybciej też wracają do formy po urazach, gdy mają silną motywację do dalszych startów. I odwrotnie, borykają się czasem z długotrwałym bólem, nawet po wyleczeniu kontuzji, gdy ogarnie ich lęk albo zwątpienie.
Nie ma życia bez bólu. Dosłownie. Ludzie, którzy cierpią na rzadką chorobę o nazwie „wrodzony brak czucia bólu” to osoby jakby pozbawione instynktu samozachowawczego. Parzą się, uderzają, kaleczą, nie mają orientacji, co dzieje się w ich ciele. Zmysły połączone z mózgiem muszą nam dawać po łapach i to jedyny przypadek, kiedy odrobina sadyzmu służy naszemu przetrwaniu. To jednak nie znaczy, że musimy cierpieć. Gdy ból spełni swoją ostrzegawczą rolę, możemy z czystym sumieniem i z lekarskim błogosławieństwem łyknąć uśmierzającą pigułkę.
Anna Ławniczak
Przeczytaj także "Ból, czyli twój autoalarm, część druga".