Ból jest emocją. Każdy czuje go inaczej, kobiety najmocniej. Ból bywa przyjacielem ostrzegającym przed niebezpieczeństwem. Trzeba jednak umieć z nim postępować, by nie zamienił się we wroga zatruwającego życie.
Imadło obejmujące stopy po całym dniu na obcasach. Pulsowanie w głowie lub ucisk na czole po stresującej rozmowie. Obezwładniający łomot w skroniach po imprezie. Skurcze, szarpnięcia, ćmienie, przeszywanie, świdrowanie. Ból ma niezliczoną ilość form. Jego definicja jest chyba najbardziej niejasna w nauce: nieprzyjemne zmysłowe i emocjonalne odczucie wywołane przez istniejące bądź potencjalnie zagrażające uszkodzenie tkanek lub narządów. A sprawę gmatwa dodatkowo fakt, że są ludzie, którym ból sprawia przyjemność. Ból jest codzienny, bo towarzyszy naszym kontaktom ze światem i jednocześnie tajemniczy. Może przetrwać zapisany w mózgu nawet wtedy, gdy bolący fragment ciała został usunięty przez chirurga.
Projekt natury wydaje się z pozoru prosty. Trzeba było wbudować w ciało system ostrzegania przed niebezpieczeństwem. Dlatego tkanki usiane są receptorami, czyli nerwowymi wypustkami zbierającymi bodźce. Impulsy biegną potem do mózgu, który je interpretuje. Ręka dotykająca gorącego kubka, żołądek z nadgryzioną kwasem błoną śluzową, ząb z tkankami niszczonymi przez próchnicę: auuuu! Taki wyrazisty protest ciała ma nas skłonić do reakcji i zlikwidowania zagrażającego problemu: założenia rękawicy, zmiany diety, pójścia do dentysty. Ale jedni wrzeszczą przy ukłuciu szpilką, a inni bez mrugnięcia okiem wytrzymują borowanie bez znieczulenia.
Gen mimozy, gen nosorożca
Trudno nam czasem opisać własny ból, jeszcze trudniej zrozumieć cudzy. Wszystko dlatego, że jest tak bardzo subiektywny. „Różnimy się w odczuciu co jest bólem i szybkości z jaką się pojawia, bo każdy z nas ma inną wrażliwość. Nazywamy to progiem odczuwania bólu. W dużej mierze jest wrodzony, zależy od działania naszego własnego układu nerwowego – wyjaśnia doktor Anna Łukaszewska, szef oddziału anestezjologii w Centrum Onkologii w Warszawie. – Osoby podskakujące przy ukłuciu mają niski próg bólu. Ludzie znoszący bez trudu nieprzyjemne zabiegi dentystyczne, wysoki. Ale to wcale nie znaczy, że przez całe życie mamy próg bólu w tym samym miejscu. Są dni, kiedy na wszystko reagujemy gwałtowniej i przeżywamy boleśniej”.
Kiedy prognoza pogody głosi, że biomed jest do bani, nie tylko meteoropaci mają powód do zmartwienia. Zmiany ciśnienia atmosferycznego, przelewające się masy powietrza, jego potencjał elektryczny (słynna jonizacja dodatnia albo ujemna), także zmiany w polu magnetycznym ziemi nasze ciała odbierają jak najczulsze anteny. W niżowej pogodzie wszyscy stajemy się bardziej mimozowaci. Odzywają się jakieś stare urazy albo nerwobóle. Jesienią i wiosną jest z tym zawsze gorzej niż latem. Zimą bardziej nas boli z powodu braku światła, bez którego słabiej funkcjonuje układ hormonalny.
Próg bólu leci w dół również wtedy, gdy układy niżowe obejmują naszą duszę. – Przygnębienie, smutek, złość i poczucie winy, sprawiają, że szybciej nas zaczyna boleć i trudniej jest nam ten ból znieść – mówi Dorota Kazalska, psycholog z Centrum Onkologii. - Również zmęczenie, przepracowanie czy niewyspanie sprawią, że klepnięcie w ramię poczujemy jak uderzenie, a uciskający, ale dotąd jakoś znośny but, stanie się nie do wytrzymania. Bardziej we znaki będzie się dawał ból głowy czy skurcze menstruacyjne.
Drugi bólowy parametr to tolerancja. Mówi o tym jak silny ból i jak długo możemy wytrzymać. Podobnie jak próg zależy w pewnym stopniu od genów, ale też mają na nią wpływ i warunki zewnętrzne i emocje. Zwłaszcza strach.