SŁAWOMIR ZYGMUNT UHONOROWANY MEDALEM ZASŁUŻONY KULTURZE GLORIA ARTIS
30.08.17 podczas koncertu w warszawskim Teatrze Kwadrat Sławomir Zygmunt został uhonorowany Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Na zdjęciu od lewej: Adam Baruch - dyrektor Singer Jazz Festiwal, Sławomir Zygmunt, Bożena Sawicka - przedstawiciel MKiDN. Zdjęcie: Jacek Żmichowski
SPOTKANIA Z... - NOWA KSIĄŻKA SŁAWOMIRA ZYGMUNTA / NEW BOOK BY SŁAWOMIR ZYGMUNT
60 fascynujących rozmów, jakie Sławomir Zygmunt przeprowadził z niezwykłymi ludźmi (m.in. Zdzisław Beksiński, Jerzy Duda-Gracz, Grażyna Szapołowska, Ewa Dałkowska, Barbara Sass-Zdort, Gustaw Holoubek, Roman Wilhelmi, Przemysław Gintrowski, Bogdan Chorążuk, Krzysztof Krauze.
Z WIATREM - NOWA PŁYTA SŁAWOMIRA ZYGMUTA / NEW ALBUM BY SŁAWOMIR ZYGMUNT
Wiosna bez papierosa
Zima musi minąć, taka jej natura. Idą ciepłe dni i wspaniałe odrodzenie natury. Dla naszego ciała to znakomity czas na oczyszczenie. Pierwsze, co możesz zrobić, to RZUCIĆ PALENIE! Tej wiosny na pewno się uda! Proponujemy wypróbować unikatową metodę. Polega na połączeniu starej medycyny (akupunktura) oraz specjalnych ćwiczeń stymulujących oczyszczanie się płuc.
Miłość na pełnym etacie
Wiosna to pora miłosna. Czas oczarowań i uniesień opisywanych kaskadami słów piosenek i wierszy.
Sam Peckinpah - ostatni straceniec Hollywoodu
Sam Peckinpah nakręcił 14 filmów. Był reżyserem kłopotliwym dla producentów, znanym z niedotrzymywania terminów, ostrego picia i niepohamowanego języka. A jednak jego nazwisko na trwałe weszło do historii kina.

Spis treści

Jan Nowicki, Justyna Kobus, Sławomir Zygmunt, cialo, umysl, dusza, Kowal, aktor, komediant, kabotyn, kariera, Małgorzata Potocka, sukces, Zostać miss, Dostojewski, Tołstoj, Marquez, kino, film, Wielki Szu, zawód, Fredro, sacharyna, fruktoza, Marek Kondrat, Anthony Hopkins, Piotr Skrzynecki, Piwnica Pod Baranami, Biesy, Stawrogin, Rogożyn, Idiota, teoria, Korfu, Andrzej Urbańczyk, emocje, teatr, scena, starzec, starość, przemijanie, ukłon, wstyd, niedosyt, Zbigniew Preisner, Powrót Wielkiego Szu, Londyn, Zbigniew Książek, musical, kobieta, Między niebem a ziemią, śmierć, kontrowersje, fakty, strach, syn, Łukasz Nowicki, lęk, czarna róża, samotność, Król Lear, zazdrość, Adam Mickiewicz, Dziady, niewola rosyjska, Niemcy, II wojna światowa, niewola, wiersz, piosenka, sztuka, Radziejowo, Bydgoszcz, Łódź, Bytom, Kraków, kapusta, kiszone ogórki, ziemniaki, bieda, Droga do domu, Warszawa, Rosjanie, Rafał Wojtasiński, Złodziej ryb, klimat, zachowanie, Krzysztof Opaliński, Kujawy, krajobraz, lata 50., czasy stalinowskie, Stalin, serial, sens życia, korzenie, tradycja, historia, rodzinaWielki Szu, książę Konstanty, Rogożyn… Jan Nowicki – wielki amant polskiego kina, urzeczony jest przemijaniem. Nie tęskni za młodością, z każdego miejsca na ziemi wraca do rodzinnego Kowala. Jest zdania, że ten, kto odetnie się od korzeni, nigdy nie pojmie prawdziwego sensu życia.


JUSTYNA KOBUS: Zafundował pan sobie w zeszłym roku na 70. urodziny rewolucję w życiu – najpierw porzucił pan stan kawalerski, a potem jeszcze przeniósł się do Warszawy.

JAN NOWICKI: Pomieszkujemy także w Krakowie i na Kujawach, w Krzewencie. Wciąż nie przestaję się dziwić jak wszyscy poruszeni są faktem, iż wziąłem ślub w wieku 70 lat. Co w tym frapującego?

Myślę, że nawet nie to w jakim wieku, ale że dopiero po raz pierwszy.

Nie widzę niczego szczególnego w tym, że ktoś żeni się pierwszy raz mając lat 70 albo nawet 80! By to zgłębić, musielibyśmy zacząć rozmowę o przemijaniu, starości, śmierci, moim stosunku do niej, a o tym na pewno nie chce pani rozmawiać.

Przeciwnie! Właśnie o przemijaniu z wielkim amantem polskiego kina chciałam rozmawiać. Pana stosunek do śmierci od lat budzi moje zaciekawienie.

Naprawdę? A to dlaczego?

Bo pamiętam naszą rozmowę sprzed kilkunastu lat. Już wtedy, pan, wówczas mężczyzna po 50. mówił o sobie jak o starcu. A pana koledzy w tym wieku poślubiali dwudziestokilkulatki

Starość i przemijanie fascynowały mnie zawsze. Bardzo wcześnie miałem pierwszą potyczkę z czasem – zaraz po dwudziestce. Uchodziłem kiedyś za atrakcyjnego, podobałem się kobietom, ale właśnie wtedy poczułem po raz pierwszy, że młodość jest tylko chwilą. Że zaraz przeminę, zniknę, przestanę istnieć. Ta świadomość mnie poraziła. I zrozumiałem, że przez prawdziwe, pełne życie, trzeba przejść ze śmiercią w tle, niezależnie od tego, czy jest się sławnym, bogatym czy przeciwnie. Zdumiewają mnie ludzie, którzy żyją tak, jakby nigdy nie mieli umrzeć. Dlatego bywają okrutni i głupi. Ci, którzy myślą, że ich czas nigdy się nie skończy popełniają najstraszliwsze rzeczy – wywołują wojny, sieją zniszczenie... Często im są starsi, tym więcej w nich okrucieństwa.

Może odreagowują tak żal, że najważniejsze za nimi?

Ależ to nieprawda! Skąd można to wiedzieć? Może to, co mnie czeka teraz między 70 a 75 rokiem życiem, to będzie ta najwspanialsza piątka? Starość i zbliżanie się do śmierci mogą być jednym z najbogatszych, najpełniejszych doświadczeń życia! Śmierć nawet jak zagląda w oczy, nie oślepia. Stary tak samo jak młody, może się zakochać, czego jestem najlepszym przykładem, tak samo zachwycać się bo ja wiem… kolorem liści, spacerem zadrzewioną ścieżką. Nie wiem czy chciałbym znów być młody. Młodzi często nudzą mnie. Mało czytają, nie rozmawiają ze sobą, nie piszą wierszy, prawie się nie śmieją… Wątpię nawet, czy potrafią uprawiać radosny, dziki seks – bywają ograniczeni i mają na to przyzwolenie – głupota jest, niestety, wdzięczna, zniewalająca.

Mylimy ją z naiwnością, z niewinnością. Uczy się nas jak zatrzymać czas, starzenie się jest dziś wręcz wstydliwe.

To potworna nieostrożność. Dorastałem w latach 50., w czasach stalinowskich, w małym miasteczku – w Kowalu na Kujawach. Ale pamiętam też wojnę. Byłem świadkiem umierających ludzi, trzymaliśmy gromnicę gdy odchodzili, a Niemcy stali obok i nam grozili. Tak umierała moja babcia.

Pamięta pan wojnę? Urodził się pan w roku jej wybuchu. Co może zapamiętać 4, 5-latek?

Nie wiem, co naprawdę pamiętam, a co znam z opowieści starszej o 2 lata siostry i jedynie mi się to wydaje. Śmierć ojca – 38-letniego mężczyzny na gruźlicę, leczenie go psim smalcem… W czasie wojny zwłoki Niemców, zamarznięte, ułożone na górce piasku pamiętam na pewno. I już po wojnie Rosjan, którzy szukali tych, których zabić nie zdążyli.

Ten obrazek Rosjan szukających Niemców w Kowalu znalazłam w książce „Droga do domu” – zbiorze impresji, przetykanych pana refleksami.

Jan Nowicki, Justyna Kobus, Sławomir Zygmunt, cialo, umysl, dusza, Kowal, aktor, komediant, kabotyn, kariera, Małgorzata Potocka, sukces, Zostać miss, Dostojewski, Tołstoj, Marquez, kino, film, Wielki Szu, zawód, Fredro, sacharyna, fruktoza, Marek Kondrat, Anthony Hopkins, Piotr Skrzynecki, Piwnica Pod Baranami, Biesy, Stawrogin, Rogożyn, Idiota, teoria, Korfu, Andrzej Urbańczyk, emocje, teatr, scena, starzec, starość, przemijanie, ukłon, wstyd, niedosyt, Zbigniew Preisner, Powrót Wielkiego Szu, Londyn, Zbigniew Książek, musical, kobieta, Między niebem a ziemią, śmierć, kontrowersje, fakty, strach, syn, Łukasz Nowicki, lęk, czarna róża, samotność, Król Lear, zazdrość, Adam Mickiewicz, Dziady, niewola rosyjska, Niemcy, II wojna światowa, niewola, wiersz, piosenka, sztuka, Radziejowo, Bydgoszcz, Łódź, Bytom, Kraków, kapusta, kiszone ogórki, ziemniaki, bieda, Droga do domu, Warszawa, Rosjanie, Rafał Wojtasiński, Złodziej ryb, klimat, zachowanie, Krzysztof Opaliński, Kujawy, krajobraz, lata 50., czasy stalinowskie, Stalin, serial, sens życia, korzenie, tradycja, historia, rodzina, młodośćMiałem 4 lata. Rosjanie dali mi landrynkę, bym im pokazał, gdzie ukrywają się Niemcy. I pokazałem. Pamiętam strzały na progu, gdy gryzłem landrynkę. Jednego martwego Niemca postawili nagiego na skrzyżowaniu, na strasznym mrozie. Ale jak pani spyta czym dla mnie była wojna, nie odpowiem. Bo nie wiem. „Droga do domu” też nie wiem jak  powstała. Choć jest prawdziwa. Zrodziła się z moich spotkań z autorem Rafałem Wojasińskim, choć jak on to utkał, opisał, nie mam pojęcia. Zaczęło się od tego, że przeczytałem jego „Złodzieja ryb”. Zachwyciłem się. To była moja książka, o moim ojcu, ludziach jakich znałem, miejscach w jakich się wychowałem. Po dwóch latach dopiero znalazłem jego numer i zadzwoniłem, by mu to powiedzieć. Zaproponował, byśmy napisali wspólnie książkę. I zaczęły się rozmowy, podróże po dworcach, po wsiach, poznawałem go z różnymi ludźmi. Swoim zachowaniem, klimatami, pisałem tę książkę, a on nie notował nic, tylko przynosił fragmenty do ewentualnej korekty. Gdy poprawiałem jakieś słowo, patrzyłem na jego reakcję. Uśmiechał się, wiedziałem, że to on poprawia. Jakby spotkały się dwie połówki jabłka. Tak się zdarza… A potem jak ta trzecia, wpasował się Krzysztof Opaliński, autor zdjęć do książki. Jeździliśmy po Kujawach, fotografowaliśmy dworce, psy, koty, ludzi, krajobrazy. Czy to możliwe pani Justyno, by tę książkę napisało kujawskie powietrze?


Mówiąc o rewolucji w pana życiu myślałam też o rozstaniu z Kowalem, przeprowadzce do Warszawy. Tytułowa „Droga do domu” wiedzie do Kowala.

Jan Nowicki, Justyna Kobus, Sławomir Zygmunt, cialo, umysl, dusza, Kowal, aktor, komediant, kabotyn, kariera, Małgorzata Potocka, sukces, Zostać miss, Dostojewski, Tołstoj, Marquez, kino, film, Wielki Szu, zawód, Fredro, sacharyna, fruktoza, Marek Kondrat, Anthony Hopkins, Piotr Skrzynecki, Piwnica Pod Baranami, Biesy, Stawrogin, Rogożyn, Idiota, teoria, Korfu, Andrzej Urbańczyk, emocje, teatr, scena, starzec, starość, przemijanie, ukłon, wstyd, niedosyt, Zbigniew Preisner, Powrót Wielkiego Szu, Londyn, Zbigniew Książek, musical, kobieta, Między niebem a ziemią, śmierć, kontrowersje, fakty, strach, syn, Łukasz Nowicki, lęk, czarna róża, samotność, Król Lear, zazdrość, Adam Mickiewicz, Dziady, niewola rosyjska, Niemcy, II wojna światowa, niewola, wiersz, piosenka, sztuka, Radziejowo, Bydgoszcz, Łódź, Bytom, Kraków, kapusta, kiszone ogórki, ziemniaki, bieda, Droga do domu, Warszawa, Rosjanie, Rafał Wojtasiński, Złodziej ryb, klimat, zachowanie, Krzysztof Opaliński, Kujawy, krajobraz, lata 50., czasy stalinowskie, Stalin, serial, sens życia, korzenie, tradycja, historia, rodzina, młodośćZ Kowala wyprowadziłem się już jako nastolatek. Do Radziejowa, Łodzi, Bydgoszczy, Bytomia i Krakowa. Co prawda zawsze tam wracałem. Do korzeni. W Kowalu mam rodzinę, groby rodziców, rodzeństwa, tam upłynęło mi dzieciństwo. Człowiek, który odcina się od miejsca urodzenia wiele traci! Nigdy nie pojmie prawdziwego sensu życia, nie dowie po co się urodził ani po co umrze. Tego się nie robi, tak nakazuje instynkt samozachowawczy. Ale ja tak naprawdę, całe życie jestem w drodze. Jak się nakręciło 200 filmów, i wciąż się jest w podróży, trudno mówić o jednym miejscu, że ono jest  najważniejsze. Jednak zawsze wracam do Kowala. Wyszedłem z tego świata. Żyło się nam biedniej, ale prościej. Mądrzej niż dziś. Byliśmy jedną z bogatszych rodzin w miasteczku ale i tak dokuczał nam głód. Ugniataliśmy z siostrą nogami kapustę w beczce, dołowaliśmy ziemniaki, kisiliśmy ogórki.Tak się jadło przez cały rok. Tak naprawdę najadaliśmy się tylko na Wielkanoc i Boże Narodzenie. A jak się na to czekało! Pamiętam cytrynę leżącą na parapecie, i odliczanie do Wielkanocy, bo wtedy można ją było rozkroić i posmakować. A dziś tyle tych cytryn... I jakie to moje pokolenie jest mocne! Możemy nie spać przez 3 dni i szaleć, pracować, młodzi padają jak muchy! Bieda jest świętą rzeczą. A jak do biedy dołożyć jeszcze zniewolenie, nie ma nic lepszego dla sztuki. Nic tylko siąść i tworzyć. Dlatego lata 60. na które przypadło moje dorastanie były tak twórczym okresem.

Bo ograniczenie czyni mistrza?

Dokładnie! Czy Mickiewicz napisałby „Dziady”, gdyby nie było niewoli rosyjskiej? A jakiego wyrafinowania sztuka lat 60., 70. wymagała. Aluzji, metafor, mówienia nie wprost, przemycania prawdy między wierszami. Dziś artyście mówi się tylko, że musi mu się zgodzić budżet. To mu się zgadza i kręci barachło. Ale co chyba najważniejsze – to był czas, gdy ludzie chcieli i potrafili z sobą rozmawiać. Wszędzie, choćby przy wspólnym darciu pierza. W moim domu opowiadało się dużo o czasie, o przemijaniu, o duchach. Jak o zupie czy pogodzie. Normalnie. Może dlatego jestem z nimi oswojony. Choć nie mogę powiedzieć, że nie boję się odchodzenia.

Janusz Gajos, pana rówieśnik, powiedział, że przede wszystkim jest go ciekaw. Ale ta ciekawość jest podszyta strachem.

Nie boi się tylko człowiek bez wyobraźni. Boję się wielu rzeczy. O najbliższych, o syna, żonę, psa. Boję się też drzwi skrzypiących w nocy, wichury, fałszywych komplementów, obmowy, głupoty polityków… I jeszcze miałbym drżeć przed tym, co po śmierci? Mam do niej ambiwalentny stosunek – czuję lęk, ale i zachwycam się nią. Niczym czarną różą. Wie pani czego się obawiam? Potwornej samotności, jaka towarzyszy odchodzeniu. Do tego trzeba się przygotowywać wcześniej, nie nad grobem, żeby nie oszaleć na samą myśl, że trzeba wszystko zostawić. O przemijaniu nie można  mówić u schyłku życiu, wtedy mówi się o dolegliwościach. Trzeba mówić wcześniej. Tak, jak wcześniej trzeba zagrać Króla Leara. Nie gdy jest się starym, wówczas nie ma się już na tę rolę sił. Kombinujemy na różne sposoby, by to nasze istnienie przedłużyć. Wymyślamy sobie różnych bogów.

Pan wierzy w Boga?

Staram się wierzyć. Pracuję nad tym. Tej łaski nie wszyscy dostępują. Wciąż nie mogę pojąć niezwykłej wiary mojej siostry – tak szczerej i głębokiej, ale dalekiej od dewocji. Siostra jest nadzwyczajną osobą. Gdyby nie okoliczności, mogłaby zajść nie wiadomo na jakie wyżyny, znacznie wyżej ode mnie. Ma talent do życia, wielki optymizm. Można oszaleć z zazdrości! A jaką piękną jest kobietą, choć ma 72 lata! I ta jej wiara! Ja wierzę w niebo i ziemię, żadne tam piekła, czyściec – to brednie. Dlatego napisałem te listy – „Między niebem a ziemią” – do mojego przyjaciela pana Piotra Skrzyneckiego po jego śmierci. Pisałem je, by pan Piotr jeszcze przez moment tu ze mną pobył. To nie była żadna tam literatura – to przejaw tęsknoty za Nim, walki z tym, co nieuniknione. I to o czym mówiliśmy – próba obłaskawiania śmierci, z którą nie umiałem się pogodzić. Przyjaźniliśmy się przez wiele lat, byliśmy narkomanami rozmowy. Potrafiliśmy rozmawiać trzy doby na jeden temat, z przerwami na sen w fotelach. Pan Piotr był mistrzem kontrowersji, nie znosił międlenia faktów. Uważał, że rozmowa musi być intelektualnym szaleństwem. Gdy go zabrakło nie mam partnera do takich rozmów.

Powiedział pan, że pisanie to większa pana pasja niż aktorstwo. Pamiętam felietony do „Przekroju”, potem była książka. Chyba nie zarzucił pan pisania?

Nie. Choć nie tworzę żadnej literatury, bo felietony to był raczej upust emocji – było ich znacznie więcej... Uwielbiam pisać, bo znam trud pisania. Spotkania sam na sam z pustą kartką, którą zapełniamy treścią, sprawiają, że człowiek czuje się bogiem! Teraz zająłem się piosenką. Po co mam rozwiązywać krzyżówki, jak mogę się bawić językiem, pisząc je. Robimy w teatrze Małgosi musical „Powrót Wielkiego Szu”. Zbyszek Jan Nowicki, Justyna Kobus, Sławomir Zygmunt, cialo, umysl, dusza, Kowal, aktor, komediant, kabotyn, kariera, Małgorzata Potocka, sukces, Zostać miss, Dostojewski, Tołstoj, Marquez, kino, film, Wielki Szu, zawód, Fredro, sacharyna, fruktoza, Marek Kondrat, Anthony Hopkins, Piotr Skrzynecki, Piwnica Pod Baranami, Biesy, Stawrogin, Rogożyn, Idiota, teoria, Korfu, Andrzej Urbańczyk, emocje, teatr, scena, starzec, starość, przemijanie, ukłon, wstyd, niedosyt, Zbigniew Preisner, Powrót Wielkiego Szu, Londyn, Zbigniew Książek, musical, kobieta, Między niebem a ziemią, śmierć, kontrowersje, fakty, strach, syn, Łukasz Nowicki, lęk, czarna róża, samotność, Król Lear, zazdrość, Adam Mickiewicz, Dziady, niewola rosyjska, Niemcy, II wojna światowa, niewola, wiersz, piosenka, sztuka, Radziejowo, Bydgoszcz, Łódź, Bytom, Kraków, kapusta, kiszone ogórki, ziemniaki, bieda, Droga do domu, Warszawa, Rosjanie, Rafał Wojtasiński, Złodziej ryb, klimat, zachowanie, Krzysztof Opaliński, Kujawy, krajobraz, lata 50., czasy stalinowskie, Stalin, serial, sens życia, korzenie, tradycja, historia, rodzina, młodośćKsiążek tworzy scenariusz, a ja napisałem sporo piosenek. A zaczęło się od listów do Pana Piotra. Chciałem mu posłać do Nieba piosenkę. Poprosiłem więc Zbyszka, by mi ją napisał, a on powiedział że może… za trzy tygodnie. Potrzebowałem jej natychmiast, napisałem więc sam i dałem Janowi Kantemu, by skomponował muzykę. To bardzo dobry tekst – powiedział mi, o dziwo. „Daty, daty, kolejne daty, jakby nie można inaczej”. I refren: Wpadnij choć Pan na pół papierosa, na słowo, uśmiech, brzęknięcie, szept. My tu żyjemy proszę Pana jak te konwalie, jak bzy albo pet”. A dalej leci: „W niebie bezzębne anioły mielą żarnami dziąseł, przetrawioną na ziemi rzadką papkę ludzkich miłości”. Mój przyjaciel, profesor stomatologi, chirurg szczękowy, Franciszek Serwatka, nawrzeszczał na mnie, czemu one są bezzębne! Spytałem go, czy chce gabinet otworzyć w niebie po śmierci? No, a potem Zbigniew Preisner zaproponował mi bym napisał „Kolędę na koniec wieku”. Kupiłem małą gorzką żołądkową i… napisałem w 2 godziny! Trzy dni później Preisner ją nagrał w Londynie. Potem była kolejna. Tak napisałem trochę piosenek… I okazało się, że młodzież je akceptuje! Nie wiem dlaczego, bo one są z piekła rodem! Pewien młody człowiek świetną muzykę do tego skomponował, i break dance będzie tańczył.


A pan mi wmawia, że rozmawiam ze starcem!

http://www.cialo-umysl-dusza.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=176%3Axawery-uawski-trzeba-mie-co-staego&catid=45%3Akino-wewntrzne-artykuy&Itemid=76A wie pani co tak działa, co na ludziach robi największe wrażenie? Zwykłe mówienie prawdy robi piorunujące wrażenie! Większe niż wyrafinowana prowokacja czy przewrotność. Nie ma w tym żadnej metafizyki. W końcu ja jestem tylko aktorem, a to ludzie całkiem przeciętni. Często mówię, że wręcz żałośni.

A emocje jakie ich gra w nas budzi? Też są żałosne?

Pani myśli, że my, aktorzy, coś mamy z tego, że dostarczamy wzruszeń? Mamy świadomość, że to, co zagraliśmy to ułamek naszych możliwości. Mamy poczucie niespełnienia. Jeśli aktor czuje się spełniony jest kabotynem. I to widać po nim, wystarczy spojrzeć jak się kłania. Aktorzy, którzy kłaniają się zawstydzeni, to ci, którzy wstydzą się, że się otworzyli, albo że otworzyli się za mało. Mają uczucie niedosytu. Ci, którzy są szczęśliwi, że dali z siebie wszystko, to właśnie kabotyni.

A pan jak się kłania?

Do połowy. Choć nie jestem pewien, czy to chroni mnie przed kabotyństwem (śmiech). Aktorstwo to najbardziej ulotny z zawodów. Tak naprawdę, to co robimy żyje najpełniej w ludzkiej pamięci, w legendzie. Wtedy pięknieje w oczach widza. Tylko zwykle nie jest już nam dane tego zobaczyć. Zresztą, może i dobrze, bo aktor nie powinien się przywiązywać do tego co zagrał, ale też nie powinien tego lekceważyć. Kiedyś los dał mi nauczkę. Z głębi serca powiedziałem, że nie interesuje mnie to, co zagrałem kiedyś, ale to, co dopiero zagram. Niby taka dynamiczna teoria, super skromna, ale czy słuszna? Rozmawiałem o tym z uroczym człowiekiem, który, niestety, utopił się na Korfu. To był poseł na sejm Andrzej Urbańczyk. I jak mówiłem z lekceważeniem o rolach z Dostojewskiego, o Stawroginie z „Biesów”, Rogożynie z „Idioty”, powiedział: ”Nie rób mi tego, bo sporo w tym pychy, ale to bym ci darował – nie wyśmiewaj moich wzruszeń, bo ja się na tym wychowałem”. I zrobiło mi się głupio. Gdy zrozumiałem, odpowiedziałem, mam nadzieję dowcipnie, w listach do pana Piotra, opowiadając o Anthonym Hopkinsie, który powiedział, że rzuca aktorstwo, bo drażni go jego bylejakość. A za pół roku już grał i to w gównie! Marek Kondrat też mówi, że już nie będzie aktorem. Czytam rozmowę z nim, a obok  zdjęcie podpisane: „Marek Kondrat, aktor”. Bo jest i zawsze nim będzie! Aktor to człowiek w drodze. Nie dociera do kresu, wciąż musi iść. Zdarzy się coś co sprawi, że znów będzie grał, w najgorszym razie dla pieniądzy, w najlepszym gdy dostanie genialną rolę, albo usłyszy szept Ducha Świętego. To bez znaczenia. Nie powinien mówić, że nie jest aktorem. Bo jest nim nawet wtedy gdy nie gra! Może zwłaszcza wtedy.

Pan zawsze chciał grać?

Ja całe życie nic innego nie robiłem tylko żegnałem się z aktorstwem! Jak miałem 40, potem 50 lat, mówiłem, że przestanę być aktorem. A potem się okazywało, że tylko to umiem i muszę ten zawód uprawiać, bo nie mam z czego żyć. Ale wciąż mnie bawi.

Co pana w nim bawi?

Moment powstawania roli, spektaklu, filmu, ludzie z którymi pracuję. Wie pani, że nawet i durnota? Np. granie w serialu. Ależ to przeżycie! Najpierw odkrywasz, że nie możesz się nauczyć roli – w żadnym serialu. Nijak nie mogłem się nauczyć tekstu na pamięć. Myślałem, że to mój defekt, ale spytałem młodych kolegów – mają tak samo. W ogóle nauka tekstu to najbardziej niewdzięczna część tego zawodu. Ale jak np. to jest Fredro, sam tekst wchodzi. Bo to tak, jakby Polska wchodziła ci do łba! Jak to jest Dostojewski, Tołstoj, Marquez, to żeby tekst był najtrudniejszy, czujesz miłość, bo stajesz się mądrzejszym człowiekiem. To sprawia niesamowitą przyjemność – tekst sam cię niesie. Ale jak mam się uczyć roli, w której pytam:”Słodzisz sacharyną czy fruktozą?”, a po tym następuje głębokie przemyślenie, to opadają mi ręce. Bo aktor to jest prosty człowiek, który uprawia ten zawód, by stać się mądrzejszym, piękniejszym, nie by bardziej zdurnieć! A jak spotyka się idiota-aktor z idiotą-tekstem to co może z tego powstać? Bywa jeszcze trzeci idiota – widz, i wszystko razem staje się obelgą. To koniec aktora, mimo że zdobywa popularność, która z prawdziwym uznaniem nie ma nic wspólnego – jest zwykłą biegunką. Na naszych oczach kończą się świetni aktorzy, choć stają się zamożnymi ludźmi.

To czemu pan, gardząc serialami, pojawił się w paru? Pamiętam jeden wybitnie durny – „Zostać miss”.

Powiem więcej – lubiłem grać w tym serialu! Przede wszystkim wiedziałem, że pojedziemy kręcić nad Zalew – tam są dobre ryby – a ja lubię łowić. Były też bardzo ładne dziewczyny. Mówiły mi: „Dzień dobry panu”, a http://www.cialo-umysl-dusza.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=176%3Axawery-uawski-trzeba-mie-co-staego&catid=45%3Akino-wewntrzne-artykuy&Itemid=76potem: „Do widzenia”! A co robiłem z debilnym tekstem? Otóż byłem przygotowany jak nigdy dotąd – znałem na pamięć nie tylko swoje kwestie, ale i kolegów. Nawet miałem w głowie to, gdzie powinna stać kamera! Wie pani po co? Żeby mnie tam nie było podczas pracy. I wysyłałem na plan aktora Jana Nowickiego, który nawet nie wiedział co gada – recytował bezmyślnie. A mnie tam wcale nie było! I tym sposobem udało mi się i zagrać, i nie zwariować.

Mówiliśmy o przemijaniu, niespełnieniu, a w ogóle nie mówiliśmy o szczęściu! A powinniśmy, bo pan jest przecież szczęśliwym człowiekiem.

Jedno drugiego wcale nie wyklucza. W pełni szczęśliwy może być tylko idiota. Można być szczęśliwym i kochać, także z przeczuciem końca w tle. Ja zresztą nigdy nie akceptowałem wizerunku śmierci jako kostuchy z kosą – liczę, że okaże się urodziwą kobietą. Jestem szczęśliwym starcem – co prawda braliśmy z Małgosią ślub w maju, a niektórzy mówią, że maj to niedobry miesiąc na ślub, ale mam to w nosie. Małgosia ma w sobie tyle nadziei, wciąż jest jak mała dziewczynka, musi nam się udać. Zresztą, jak w tym popieprzonym, a jednak pięknym świecie, nie być szczęśliwym skoro są pory roku, jej usta, cielęta z migdałowymi oczami, psy, koty, piwo i zupa szczawiowa.


Rozmawiała: Justyna Kobus

Przeczytaj także wywiady Justyny Kobus: Jerzy Skolimowski: wolny człowiek,
Xawery Żuławski: trzeba mieć cos stałego, David Lynch: wolę kino europejskie.

Justyna Kobus – dziennikarka, krytyk filmowy, 3 lata szef kultury we "Wprost", 2 lata krytyk filmowy "Dziennika", od 2007 roku szef kultury w "Sukcesie". Członek FIPRESCI i Koła Piśmiennictwa przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich.