Markowe gadżety przestały już krzyczeć o sukcesie. Garnitur od Bossa, torebkę Hermesa czy płaszcz MaxMary możesz nosić, jeśli Ci się podobają i stać Cię na to. Znajomość języków, dyplomy genialnych uczelni i świadectwa ukończenia najrozmaitszych kursów, też nie są już przepustką do dobrej pracy. Na rynku wyróżnić Cię może już tylko twoja własna marka. Dlatego dziś każdemu może się przydać poznanie tajników Personal Brandingu.
Trwa w najlepsze kryzysowa wyliczanka. Ci wylatują, ci zostają. Jak wyjść z tego cało? Zostać wybranym spośród wielu wykształconych, doświadczonych, kreatywnych, entuzjastycznych i zdeterminowanych? Wygra ten, kto będzie potrafił stworzyć swoją opowieść, swoją narrację - podpowiada Eryk Mistewicz, konsultant wizerunku pracujący z osobami z pierwszych stron gazet. Według specjalistów zarządzania własną karierą dziś wszyscy startujemy w życiowym reality show „Mam talent”. Jak więc sprawić, żeby to właśnie nas zapamiętali i chcieli oglądać jeszcze raz?
Anna Ławniczak: Czy rzeczywiście możemy wywierać na ludziach takie wrażenie jakie sobie zaplanujemy?
Eryk Mistewicz: Nie mamy innego wyjścia. W kryzysie konkurencja się zwiększa i musimy zadbać o nasz przekaz. Do tej pory dziesięć firm sprzedawało lampy, komputery czy ubezpieczenia. W wyniku fuzji przetrwają cztery. Z dwóch czy trzech firm będą wybierani najlepsi. Często trzy osoby wchodzą do finału walki o jedno stanowisko. Wszystkie skończyły MBA, mają równie wysokie kwalifikacje i wykształcenie, studia na INSEAD, cztery języki, doświadczenie z dużych korporacji, rozległe zainteresowania. Kto wygra w tym wyścigu, a kto odpadnie? Dwie osoby odpadną przecież nie dlatego, że są słabe merytorycznie, albo „nie mają szczęścia”. Odpadną, bo nie potrafiły zbudować marki własnej, nie zadbały na czas o zbudowanie wizerunku profesjonalisty. Przez lata pracowały na rzecz firmy, uznając, że ktoś to doceni. A w kryzysie wyprzedzą je ci, o których branża mówi z cichym podziwem. Tacy, którzy wchodzą na spotkanie i już od drzwi wiemy, że to jest ta osoba. Skąd to wiemy? Bo osoby te posiadły najistotniejszą umiejętność: personal brandingu (tworzenia marki osobistej), sztukę marketingu narracyjnego. Czyli umieją przykuć naszą uwagę swoją opowieścią podaną szybko, sprawnie i w taki sposób, że pozostajemy z niedosytem, który sprawia, że chcemy poznać tę osobę bliżej.
Anna Ławniczak: To zakrawa na reklamowe uwodzenie, sztuczki podprogowe albo zgoła jakieś czary.
Eryk Mistewicz: Nie. Znajduje oparcie w racjonalnych, także naukowych podstawach. Zauważmy, że nasz przekaz na rynku jest jednym z setek podobnych. Osoba, która dokonuje selekcji kandydatów ma do czynienia z natłokiem informacji. To zresztą główny problem naszych czasów. Mają go politycy, ludzie biznesu, i my – odbiorcy mediów. Chcąc zagrać w tej grze, i to zagrać skutecznie, musimy – niczym iskra w zapłonie – przeskoczyć ponad tą masą informacji. Zaciekawić. Nic nie zaciekawia lepiej niż sprawnie przyrządzona narracja. Techniki marketingu narracyjnego tylko czekają, aby je zastosować. Jak? Może wyczekanie na prezesa i poranna jazda z nim windą? Kilkanaście intymnych sekund w kabinie i – wykorzystanie szansy. Bycie zapamiętanym. Dziś ten chwyt już jest passé. Ale są przecież inne sposobności do opowiedzenia naszej historii. Zamiast mówić tylko dzień dobry, można dodać: „Jaki cudowny dzień!”. Dziewięciu na dziesięciu prezesów zapyta: „Tak, a dlaczego?”. Punkt dla nas. I miejsce na narrację: „Moja córka zdała do konserwatorium w Londynie, to było jej największe marzenie. Zrobimy ze swoim zespołem tak dobre wyniki, że będę mogła kupić jej wiolonczelę”. „Życzę szczęścia, do zobaczenia” – odpowiada zwierzchnik. W czasie fuzji i likwidacji połowy firmy kogo wybierze spośród osób o podobnych życiorysach? Tego, o kim coś wie, z kim ma rodzaj emocjonalnej więzi. Może pamiętać tę osobę świadomie. Bo opowieść o córce wiolonczelistce przypomina mu np. o jego własnej córce, dla której nie ma czasu, i jej pasji. Ale może też czuje sympatię, choć nie pamięta, nie wie dlaczego. I wybiera mamę czy tatę wiolonczelistki. Stosując techniki marketingu narracyjnego wychodzimy ze swoją opowieścią z anonimowego tłumu, a jeśli jest perfekcyjna – wygrywamy. Tak tworzymy markę własną, nasz brand.