Można mieć ochotę pogryźć wszystkie serduszka, spalić kiczowate kartki i dostać mdłości od wszechogarniającej czerwieni i różu, ale trudno w Walentynki nie pomyśleć o miłości. Z rozczuleniem albo z żalem. Nie każdemu udało się zakochać, a potem sprawić, by oczarowanie stało się miłością. Czyli czym?
Kochać, jak to łatwo powiedzieć
Google pełne są cytatów o miłości. Mądrych i głupawych, patetycznych i pełnych goryczy. „Czasami się lubi kogoś za mocno i to jest miłość”- definicja z Kubusia Puchatka. „Kochać kogoś, to pozwalać mu na to, by był, jaki jest” dowodzi William Wharton w „Tacie”. „Miłość jest grą... Kto pierwszy powie kocham – przegrywa” – twierdzi Greta Garbo. Rekordy bije ten cytat: „Miłość zaczyna się wtedy, gdy twoje szczęście jest ważniejsze niż moje”. Kiedy wpisać to w Google wyszukiwarka znajduje 860 tysięcy stron.
- To piękne zdanie. Oznacza, że drugi człowiek jest dla mnie w sposób szczególny ważny. Co jest w tym wyjątkowego? Że odczuwam z nim głęboką więź, że jego sprawy są dla mnie istotne, że chciałbym, by spotykało go jak najmniej przykrości. W szczególny sposób respektuję jego potrzeby, zwiększam też granice tolerancji na różne jego przywary - komentuje Wiesław Sokoluk, psychoterapeuta i seksuolog. - Ale... To zdanie nie jest jednoznaczne. Kiedy zaczniemy dokładnie się zagłębiać w jego treść, zapytamy o jakie szczęście chodzi, co przez nie ktoś rozumie, to zdanie może okazać się wręcz antytezą miłości. Jeśli miłość zmusza mnie do poświęceń, do czegoś, co przekracza moje własne granice - przestaje być piękna, czysta, a przede wszystkim prawdziwa.
Lecz to nie miłość jest
W zapewnianiu szczęścia drugiej osoby i żądaniu, by ona dbała o nasze, nie możemy zapędzić się za daleko. - Jeśli to jego pomysł na szczęście i ja mam go realizować, czy też troszczyć się nieustannie, żeby on miał się dobrze i żył w błogostanie - to nie jest miłość. Raczej używanie kogoś do spełniania swoich zachcianek. A strona dająca używa siebie, bo np. nie chce być porzucona lub boi się samotności, albo żyje życiem tego, któremu się zaprzedaje - wyjaśnia Wiesław Sokoluk.
W miłości nic nie jest jednoznaczne. Bardzo łatwo i niepostrzeżenie zmienia się w swoje zaprzeczenie lub karykaturę. Nikt nie stworzył jej definicji, bo wymyka się wszystkim wzorom, i filozofom, i psychologom. Czy moja miłość jest prawdziwa? Nikt za nas tego nie oceni. Musimy opierać się na własnej uczciwości i szczerości. Moja siostra psychoterapeutka poradziła mi kiedyś, żebym odpowiedziała sobie na kilka pytań. Czy dzięki mojej miłości staję się lepsza? Czy uczucie, które żywię lub dostaję sprawia, że mam lepsze i głębsze kontakty z innymi ludźmi, nie tylko z obiektem mojej miłości? Czy bardziej interesuję się tym, co się wokół mnie dzieje, dbam o przyjaciół, rodziców? Mam poczucie, że rosnę, moje życie rozwija się i wznosi? Czy może zamyka do mojego domu, do świata między Ja i Ty? Ważna jest też odpowiedź na pytanie, czy ukochana osoba staje się lepsza dzięki mojej miłości. Czy się rozwija, przeżywa więcej radości niż smutków, staje się bogatsza wewnętrznie, bardziej twórcza, bardziej zadowolona z życia? „Jeśli naprawdę kocham jakąś osobę - kocham wszystkich, kocham świat, kocham życie" - napisał w latach pięćdziesiątych psycholog i filozof Erich Fromm, autor kultowej swego czasu książki „Sztuka miłości". Prawdziwa, głęboka miłość rodzi zawsze więcej dobrego, naprawia błędy i stara się nie krzywdzić.
Miłość jest jak niedziela
Dzisiejszy świat, pełen walki, pracy, pośpiechu i rywalizacji robi wrażenie nie sprzyjającego miłości. Wielu narzeka, że jest jej mniej niż kiedyś, że ta prawdziwa, głęboka już się nie zdarza, że między ludźmi dominuje uczuciowy handel wymienny. „Automaty nie mogą kochać, mogą jedynie wymieniać swoje osobowe pakiety w przekonaniu, że transakcja będzie uczciwa" - prorokował już dawno Erich Fromm, opisując, jak się zmieniamy pod wpływem koncentracji na pracy, karierze, zdobywaniu dóbr i prestiżu. Czy miłości naprawdę jest mniej? - Czego jest mniej? Ludzie mniej kochają, mniej gwałtownie, są bardziej nastawieni instrumentalnie do siebie niż kiedyś? - precyzuje pytanie Wiesław Sokoluk. - Myślę, że ponieważ potrzeba miłości jest w człowieku, ponieważ jeszcze nie wszyscy szczęśliwie stali się psychopatami, miłość wciąż istnieje. I póki trwa ludzkość, to pewna suma uczuć jest wielkością stałą. Co nie znaczy, że suma szczęścia też jest wielkością stałą. Na pewno trudniej się dziś miłość realizuje, może jest mniej romantycznie.
Sposób przeżywania oraz wyrażania miłości wciąż się zmienia. Dziś anachroniczny jest Don Kichot z jego walką o cześć Dulcynei czy miłość romantyczna - zakochana w samej miłości albo młodopolskie uniesienia, rozdmuchujące wszystkie przeżycia i pchające do ekstremalnych przeżyć. Hipisowskie „make love, not war" też pokryło się patyną. Jaka jest miłość epoki informatycznej?
Kocham cię, kochanie moje
Karolina Kuciel, filozof i psycholog, mówi, że dziś miłość jest bardziej świadoma. Ludzie nie łączą się w pary z powodu presji otoczenia lub z obawy przed samotnością. Częściej może niż kiedyś rozstają się, ale nie dlatego, że mniej kochają lub mniej potrzebują miłości (bo tak naprawdę zawsze będziemy jej potrzebować tak samo), ale dlatego, że nie boją się wyrażać niezadowolenia. - Wielu ludzi świadomie rezygnuje z małżeństwa, bo miłość nie trwa dzięki sakramentalnemu TAK, ale przez zaangażowanie i wspólne cele - podkreśla. Ważne jednak, by związku miłosnego nie traktować jak firmy. Nie sprawdzają się w nim techniki negocjacyjne i księgowanie: co daliśmy i co otrzymaliśmy. Ważne są nie szczegółowe rozliczenia - co, kto, komu dał - tylko ogólny bilans. Dopóki na pytania: Czy jest mi dobrze z tym człowiekiem? Czy ogólna ocena mojego związku jest dodatnia? - obydwie odpowiedzi są twierdzące, to miłość ma się dobrze.
Moja wieczna tęsknota
Są ludzie, dla których zawsze miłości będzie za mało. To ci, którzy nie dostali jej wtedy, gdy była najbardziej potrzebna: w pierwszych 12–18 miesiącach życia. - Wtedy napełnia się uczuciowy akumulator. Choć nie jesteśmy jeszcze świadomi swoich potrzeb, nie umiemy dobrze mówić i rozeznać się w swoich uczuciach, uczymy się, otrzymując ją od matki lub innych ważnych osób w tym okresie. Jeśli tego zabraknie. mamy kłopot - wyjaśnia Wiesław Sokoluk. Osoby niedokochane w tym pierwszym, kluczowym okresie dzieciństwa są potem jak worek bez dna. Mają ogromny głód miłości i wielkie oczekiwania. Ale nie wiedzą, co to znaczy kochać i być kochanym, bo się tego nie nauczyły.
Ogrzać swe zmarznięte serce
Związki często nie przynoszą im satysfakcji. Wielokrotnie zmieniają obiekty w nadziei, że kolejna osoba da im wreszcie to, czego pragną – bezwarunkową i wszechogarniającą miłość. Albo rezygnują, zamykając się w sobie, by nie otwierać wciąż tej samej rany. Dla takich ludzi ważne jest, by zdali sobie sprawę, że nikt nie da im takiej miłości, jakiej pragną. Bo bezwarunkowo kocha tylko matka. Tylko jej miłość należy nam się z samego faktu, że istniejmy. W związkach erotycznych, przyjacielskich czy nawet braterskich dostajemy tyle miłości, ile ktoś nam chce dać, takiej jaką jest w stanie ofiarować. Musimy się liczyć z tym, że może nam odmówić. Osobom z deficytem miłości bardzo trudno odmowę przyjąć. Kluczowa jest świadomość, że ktoś odmawia miłości dlatego, że nie może nas pokochać, a nie dlatego, że nam czegoś brakuje. Czy można się nauczyć miłości mimo istnienia wyrwy w naszym świecie uczuciowym? Psychologowie i duchowni mówią, że tak, choć to niełatwe. Pierwszym krokiem jest nauka wyrażania ciepłych uczuć. Powolne rozgrzewanie zmarzniętego serca. Czasem warto zdecydować się na pracę z psychoterapeutą, by z jego pomocą zmierzyć się ze złością i żalem, że nie dostaliśmy czegoś, co nam się należało. Osłonić dawne rany i otworzyć na to, co jeszcze mimo wszystko możemy dostać.
Anna Ławniczak