Lubię tę wizję. Widzę chińskiego smoka, bajecznie kolorowego, na tle barwnej ulicy albo czystego krajobrazu. A z nieba leją się na niego oczyszczające strugi deszczu. Zmywają wysiłek, napięcie, strach, brud, krew, pot i łzy. Chciałabym, żeby tak wyglądał mój rok Wodnego Smoka, zwanego też Smokiem w Deszczu, który rozpoczął się 23 stycznia.
Choć ten stan (słodkie nic nierobienie) trwa u mnie krótko, np. kiedy gapię się w okno i obserwuję ptaki, albo gdy siedzę w wannie i myślę o niebieskich migdałach, cieszę się, że jest. Ostatnio (przez jakieś drobne dwa lata) miałam głowę zawaloną niezmierzoną ilością czynności, które musiałam zrobić, a resztę przestrzeni zajmowały przewidywania, co złego mnie każdego dnia spotka.
Jeśli jest rok 2012, to zaczynamy fikołki. Któregoś wieczora oglądałam w TV dokument o przebiegunowaniu ziemi. Z tą nadchodzącą katastrofą to zwykła propaganda. Pan geolog badający ślady podobnego zjawiska, które już raz podobno miało miejsce w dziejach Ziemi, stwierdził, że wtedy rozmaite zmiany z tym związane trwały z milion lat. Raczej więc nas nie zmiecie tak za jednym zamachem.
Boże, jak ja nie lubię świąt - słyszę to ostatnio często. Te prezenty, te rodzinne spotkania... No rzeczywiście, psychologicznie święta wymagają wysiłku. Trzeba pomyśleć o innych, trochę się przykroić do ich potrzeb, trzeba również się przygotować na rozczarowanie, że prezent dostaliśmy nietrafiony.
Kiedy człowiek jest w centrum wydarzeń, wszystko dzieje się naraz, a wokół szumią rozmaite media - trudno się połapać o co właściwie chodzi. Potem historycy wszystko poukładają w logiczne ciągi wydarzeń i opiszą to, co się dzieje. Pewnie w e-bookach, bo papierowych książek już nie będzie. Albo na nośnikach o jakich jeszcze nawet mi się nie śniło. Póki co, dla mnie nastał czas wielkiego testu intuicji...