Zawsze wydawało mi się, że chcę mieć święty spokój. I nigdy go nie mam, bo wybrałam zawód niespokojny z założenia. I jak się dobrze przyjrzeć, to kiedy mało się dzieje, wręcz szukam sytuacji, które podnoszą poziom adrenaliny. Daleko mi do skoczków na bungie i survivalowców, nie ciągnie mnie do samotnego rejsu dookoła świata ani polowania na jadowite węże w dżungli, i nie rezerwuję wakacji w kosmosie, nie tylko z powodu braku odpowiednich zasobów finansowych.
Jest prawie 23.00. Chce mi się śpiewać, jak kiedyś Kora: jest już późno, piszę bzdury..., ale nie umiem śpiewać. Dość okropne, kiedy przyjemność staje się przymusem. Ale takie jest życie, nie zawsze człowiek robi to, co chce. I nigdy nie wiadomo, z której strony pojawi się ktoś lub coś, co nagle zamienia się w ponaglający kij. Okropność!!!
Podobno niechęć do innych mamy w genach. Zachowaną głęboko w pierwotnych mechanizmach biologicznych, które stały na straży naszego przetrwania. Ale przecież dziś wiemy o świecie i ludziach wielokrotnie więcej niż nasi nie całkiem jeszcze wyprostowani i mocno owłosieni przodkowie. Możemy rozpoznać kto wróg, kto przyjaciel, sterować stopniem zaufania jakim obdarzamy Innych.
To jest dobre, bo ja tak myślę. Niewielu się przyzna, że właśnie osobiste przekonanie lub korzyść stoi za obroną czy chęcią przeforsowania jakiejś decyzji, prawa, opinii, pomysłu... Zazwyczaj staramy się dorobić do naszych pragnień i dążeń ideologię. Czy to lepsze niż przyznawanie wprost, że bronimy tylko swoich interesów?
"Rudy" ruszył na Berlin, to znak że zaczęły się wakacje. Jeśli któregoś roku pod koniec czerwca z telewizora nie rozlegnie się szczekanie Szarika, padnie na nas blady strach, że lato zostało odwołane. Tak przynajmniej twierdzi Sławek i podśpiewuje: „Deszcze niespokojne potargały... wojnę”.